anioły istnieją

70 8 0
                                    

Vera:

Martwił się. Był wkurzony na J-Hopa. Pół drogi trajkotał o nim a drugie pół pytał czy wszystko dobrze. Miarowo gestykulował odrywając ręce od kierownicy.

— Trzymaj ręce na kierownicy. Nie mam zamiaru iść do nieba. — byłam przerażona, aż zaskoczyłam się, że mówię tak opanowanym głosem. — aniele stróżu — dodałam spokojniej i parsknęłam cicho śmiechem po czym oparłam się o drzwi i wpatrywałam ulicy za szybą.

                             *

— Dzięki, że mnie podwiozłeś. No to, ja lecę. Pójdę wziąć ciepły prysznic. — Już miałam się żegnać, kiedy chłopak z entuzjazmem zrobił krok w przód.

— Mogłaś się wyziębić. Może, pozwolisz, że zrobię ci herbaty?

— Czekaj. Chce ci się czekać aż się ogarnę? — spytałam zdziwiona tym, że nie chce jeszcze wyjść.

— Jasne. I tak nie mam nic lepszego do roboty. Tamci się pewnie dalej bawią a mi nie chce się siedzieć samemu w domu.

Uśmiechnęłam się.

— No dobrze.

                                *

— Za tydzień trasa. Będziesz do mnie pisała? — Spytał kiedy siedziałam wygodnie pod kołdrą z kubkiem herbaty w ręku.

— No pewnie. Tylko na kakao-talku, bo na SMS mnie nie stać. — zaśmiałam się. — Dziękuję.

— Za co?

— Jeszcze pytasz? Odwiozłeś mnie do domu, zrobiłeś mi herbaty, dajesz mi leki, po prostu... jesteś tutaj Jimin. Dziękuję.

— Nie ma za co. Każdy by postąpił tak samo na moim miejscu.

— Jednak to ty wyciągnąłeś po mnie pierwszy rękę. Nie J-hope czy Leila czy kto inny. Tylko ty.

Zawstydzony uśmiechnął się delikatnie do pościeli.

Jimin:

Była tak blisko. Tak pięknie się śmiała.

— Chcesz się przytulić? — uśmiechnęła się.

Przytaknąłem ochoczo. Wygramoliła się z pościeli i usiadła na moich kolanach. Przykryła się kołdrą i założyła swoje ramiona na mojej szyi. Do moich nozdrzy dotarł jej przyjemny zapach skóry. Jej miękkie włosy zaś, kochały się moim ukochanym jaśminem...

— Odpoczywaj Vera. — wyszeptałem.

— Przy tobie odpoczywam. — odezwała się cicho. — Cieszę się, że mam takiego przyjaciela jak ty.

— Kiedy musisz wracać? — spytała po chwili.

— Dzisiaj nie muszę. Mamy wolne. Niektórzy będą skacowani. Szefunio sobie dobrze wymyślił.

— Dobrze, że nie piłeś.

— No. Inaczej nie odwiózłbym cię do domu.

— Mogłeś prowadzić?

— Pewnie. Umawialiśmy się, że na takie wypady wypada mieć przynajmniej dwóch kierowców, jeśli nie chce się wracać taksówką. Szef o tym wie. Gorzej, jak szef nie wie. Zawsze jest możliwość dostania mandatu, a potem była by niezła afera...

— Rozumiem. — Spojrzała w pościel. — A zostaniesz tutaj jeszcze chwile?

Skinąłem głową.

Cost of Dreams | BTS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz