Dziękuję ci bardzo

169 17 7
                                    

Leila:

— A więc, nie ma pani żadnych kwalifikacji, żadnej porządnej szkoły? Jak ja mam panią przyjąć?

Spojrzałam na podłogę. Paliło mnie od środka ze wstydu. Na pewno nie dostanę tej roboty. Jasny szlag. Tak to właśnie jest kiedy cieszę się za szybko.

— Ale muszę przyznać, że pani portfolio jest dosyć interesujące. – Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. — Ma pani całkiem niezły dorobek artystyczny. Wie pani, u nas nie liczy się tylko nazwisko, tak jak w wielu innych firmach. I tak chyba pani nie zależy na tym, by wybić się na nazwisku, prawda? – Kiwnęłam głową na potwierdzenie.

— Tak oczywiście. Nie jest to dla mnie problem. Chciałabym przynosić same sukcesy firmie, a to już ważne wyróżnienie. Zależy mi na samorozwoju swoich umiejętności. I pieniądzach – dodałam w myślach.

Prezes wysłuchał mnie i po chwili uważnego przyglądania się mojej osobie, odezwał się poważnym tonem.

— Mamy obecnie wielu ARTYSTÓW w naszej siedzibie. — Nacisnął na słowo artystów. — Idole w naszej firmie są zdolni do wielu poświęceń. — Usiadł nonszalancko na krześle obrotowym. — Proszę, usiądź. — Wskazał na miejsce przy wielkim biurku i kontynuował — Nie tylko idole są tutaj artystami. Staff również zasługuje na szczególną uwagę. Pomagamy idolom być idolami. My się nie podpisujemy pod ścieżką dźwiękową czy montażem MV. Stoimy w cieniu gwiazd. I to jest piękne, jesteśmy anonimowymi artystami które szlifują diamenty. A tak nie dawno byli kawałkami węgla z wielkim potencjałem.  — Rozmarzył się i już po chwili napędzał swój monolog — Nie będzie pani u nas gwiazdą, to na pewno. Będzie pani napędzała nas do różnych pomysłów. Będzie pani bardzo ciężko pracowała nad słowem i nad tekstami, pomagając członkom zespołu w produkcji muzyki.

Na słowa „będzie pani", od razu utonęłam w marzeniach. To dodało mi nadziei.

— To jaka jest decyzja? — spytałam nieśmiało.

— Pani jeszcze pyta? – zaśmiał się i wstał z fotela, na co ja również szybko się podniosłam. — Nie jestem taki straszny, jak ci się wydaje. – Klepnął mnie po plecach. — U nas panuje dosyć rodzinna atmosfera. Zobaczysz, będzie dobrze. Szczegóły obgadamy jutro o czwartej trzydzieści, dobrze?

Przełknęłam ślinę. Japierdole, co tak wcześnie?! — przełknęłam w myślach.

— Żartowałem — Złożył usta w szeroki uśmiech.

— Piąta trzydzieści — spoważniał.

Kurdę. On to wie jak sprawić by nie narzekać. Załatwia metodą: mogło być gorzej.
                        

                          ***

Gdy wróciłam do domu, zastałam Verę w salonie. Salonie pełnym ciuchów.

— Co się tu stało? — Rozglądałam się na prawo i na lewo, kładąc torebkę przy wejściu.

— Próbuje skończyć. Widzisz te ciuchy? Dzisiaj dostałam na nie pieniądze i je kupiłam. — Rzecz jasna nie dla siebie. — Machnęła ręką reagując na moją minę. — Teraz pozostało tylko wszystko ułożyć w odpowiedniej kolejności i dopasować do sesji zdjęciowej. — Przewracała nerwowo wszelakie szmatki. — Tym razem trafił nam się girlsband siedmioosobowy.

— To wyjaśnia dlaczego wszystko jest różowe — parsknęłam.

— Tia, tym razem mają dość słodki koncept, potrzymaj.

Wyciągnęłam ręce, a ona szybko położyła mi stertę ciuchów i pobiegła do swojego pokoju. Wróciła z jakimiś foliami śniadaniowymi, tylko że w rozmiarze XXL, które jak się okazało, przeznaczone były na stroje. Nie znam się okej? Po za tym jestem głodna. Mam prawo myśleć o jedzeniu, chociaż w tak absurdalny sposób.

— Co tak stoisz? No chodź tu i mi pomóż. — krzyczała z wyrzutem i machała ręką bym pomogła jej ogarnąć się z wieszakami, foliami i innymi pierdołami.

— Ale wiesz co jest fajne? — spytała, kiedy już na spokojnie podawałam jej odpowiednio różne rzeczy.

— Co?

— To, że poznam światowe sławy.

— Siedmiu drani już poznaliśmy — odparłam.

— Swoją drogą — ciągnęłam. — Nie interesuje cię, gdzie byłam?

— W bankomacie, co nie?

— Byłam tam parę dni temu, ale nie ważne — sprostowałam.

Po chwili ciszy, odezwałam się ponownie.

— Wiesz? — zaczęłam — Jutro muszę wcześnie wstać, nawet wcześniej od ciebie.

Przerwała swoje czynności i popatrzyła na mnie porozumiewawczo.

— Tak, dostałam tą pracę — wyjaśniłam z bananem na twarzy.

Ale to nie koniec, miałam jeszcze jeden news.

— I to nie wszystko. — Oderwałam się od jej uścisku i spojrzałam na nią z uśmieszkiem. — Znalazłam idealne mieszkanko, fajniutki Goshiwon i to od zaraz. — Gestykulowałam rękami jak popieprzona.

— Co ty mówisz? Pokazuj mnie go tu! I to już. — Popchnęła mnie stronę laptopa.

Zawołałam siostrę, na znak, że już włączyłam odpowiednią stronę.

Namjoon:

— Tae mam prośbę — zwróciłem się do młodszego, przy okazji, na treningu.

— Tak? — odpowiedział zdyszany.

Nie powiem, ostatnio dają nam w kość w związku z promocją. Nie wierzę, że mamy zapchany grafik na cały miesiąc, bez chwili przerwy. Teraz jednak, potrzebuję z nią pogadać, póki mam odrobinę czasu. A żeby to zrobić, potrzebny mi jej numer. Swoją drogą, sam nie wiem czemu, jeszcze go nie mam na liście kontaktów.

— Mógłbyś mi podać numer do Leili? Skasował mi się niechcący.

Musiałem coś wymyślić. Gdybym powiedział że nie mam jej numeru, nie byłby pewien czy może mi go podać. Ale ten jak zwykle podejrzliwy, jeśli chodzi o obronę swoich przyjaciół.

— Dziwne, już się zdążyliście zaprzyjaźnić, że podała ci swój numer? — uniósł jedną brew.

— Tak, pogodziliśmy się, dla twojej informacji.

Podszedłem do niego nieco bliżej i położyłem dłoń na jego ramieniu.

— Tae, no weź. Planuje niespodziankę w ramach przeprosin, nie bądź niszczycielem szczęścia! —
Szturchnąłem przyjacielsko jego prawe ramię by go lekko rozdrażnić i uśmiechnąłem się szeroko.

— Jednym niszczycielem na tej sali jesteś ty Nam! — krzyknął rozbawiony, układając tym samym uśmiech w prostokąt.

— Dobra, dobra. Niech ci będzie. — Roześmiałem się. — To jak, zapiszesz mi ten numer?

Cost of Dreams | BTS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz