Danger

102 12 3
                                    

Yoongi:

— Masz to?

— Tak.

— To świetnie.

Mogliśmy już przejść do kolejnej osoby. Kolejny w kolejce do sesji miał być Jin, a po nim, zdaje mi się że ja. Rozłączyłem się i przeszedłem na stronę gdzie stał wystrojony Jungkook z Jiminem którzy przyglądali się z uwagą pozującemu Jinowi.

— Nie wiecie może o której planujemy mniej więcej skończyć? — spytałem zaglądając przez ramię Jungkooka. Ten odwrócił się gwałtownie i uderzył mnie w nos. Jęknąłem cicho z bólu. Zaczęliśmy się chichrać.

— Sory... nie wi dzia łem cię! — nie mógł opanować śmiechu.

— Spoko. — kręciłem głową.

— To kiedy kończymy? — pytałem rozbawiony starając się przy tym rozmasować obolały nos.

Oparł się o moje ramię i poprawił czarną marynarkę.

— Dyrektor studia powiedział, że jak wszystko dobrze pójdzie, to ponoć za godzinę. — odezwał się.

W takim razie muszę wejść przed Hobim. Tylko gdzie on się podziewa? — Zamyśliłem się. Może nadal jest w garderobie? — Przemknęło mi przez myśl.

Otworzyłem białe drzwi i zajrzałem do środka. Tak jak myślałem, siedział na kanapie z telefonem w dłoni.

— Czyżbyście się pogodzili? — zagaiłem.

— Tak, w sumie to tak. Ale, trochę się martwię, bo nie odpisuje. — odparł z grobową miną.

— Może jest w pracy? — podsunąłem.

— Niby tak, ale przecież miała przerwę na lunch i w ogóle się nie odezwała.

— Może jest zajęta, co się przejmujesz. — Poklepałem go po ramieniu.

Przypomniałem sobie, dlaczego właściwie tu przyszedłem.

— Wiesz, że za chwilę twoja kolej?

Oczy zrobiły mu się większe ze zdziwienia.

— Powaga?! To już?

Wstał szybko.

— No. Ale możemy się zamienić, bo mam sprawę do załatwienia. Wiesz o co chodzi. —Dałem mu znać kiwając porozumiewawczo głową. Chociaż wiem, że i tak zrozumiałby bez tego.

— Znowu? Nie przesadzają trochę? — zbulwersował się.

Wzruszyłem ramionami.

— Oni myślą, że ty będziesz miał im do przekazania tak wiele czy jak?

— Nie wiem, ale muszę szybko zrobić tą sesję i wyjść.

Pokiwał głową, poklepał mnie w bok ramienia.

— To leć. — zachęcił do wyjścia.

Zostawiłem go samego. Po zdjęciach mogłem znowu szybko się przebrać w ciepłą, czarną bluzę, zabrać teczkę i wyjść.

                                ***

Poranek zdecydowanie należał do serii z tych bardzo chłodnych. Po wyjściu z metra założyłem słuchawki by chroniły przed zimnem. Uderzył we mnie soczysty bit Kendricka Lamara w DNA. Chodnik i ulice pokrył kryształowy chłód. Słońce sprawiło, że krajobraz mienił się jakby oprószyło go prawdziwe złoto. Stres, zjadający mnie od środka karmił się widokiem, który miałem wokół siebie. Choć trochę się uspokoiłem, przeczuwałem, że nie będą ze mnie zadowoleni. Już z oddali ujrzałem ten niepozorny, niski budynek. Znał go każdy w okolicy. Dałem sygnał by wpuścili mnie tylnym wejściem.

Cost of Dreams | BTS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz