B(Y)E MY LOVE (J)HOPE

151 14 6
                                    


Vera:

Promienie słońca padały zza horyzontu, oświetlając mokry, czarny asfalt. Wieczorem jeszcze padało; dzisiaj, zapowiada się ładny dzień. Pogrążona w myślach, nawet nie wiedziałam kiedy, usiadłam na torebce, która zapewne była już mokra od chodnika. Kto normalny siedzi na środku chodnika o czwartej nad ranem? Widocznie nie jestem normalna. Na szczęście, prawie nikt tędy nie przechodzi. W koło znajdują się tylko pola i drzewa. Jedynymi mieszkańcami tego miejsca są zapewne zwierzęta, ukrywające się gdzieś wśród źdźbeł lub konar drzew. Wspominając wczorajszą, wieczorną rozmowę z Hobim, czekałam na jego nadejście. Zerknęłam w lewo, później w prawo. Cisza. Jedynie świerszcze dawały o sobie znać, grając cichą melodię, której nikt nie zna. Za chwilę, koncert pewnie się skończy, gdyż słońce sięga coraz dalej. Gdy koncert się skończy, wkrótce zacznie się kolejny. Tym razem na scenie wystąpi BTS.

Tak jak ustaliliśmy, Hobi przyjechał w umówione miejsce. Zieleń otaczająca nas zewsząd, napawała mnie pokojem. Z takim zamiarem tu też przyjechałam.

— Cieszę się że cię widzę. Tęskniłem. — Objął mnie nieśmiało. Uśmiechnął się na chwilę, ale jego oczy i ton głosu mówiły same za siebie. Nie odpowiedziałam. Po chwili, powoli oderwałam się z jego uścisku i trwaliśmy oboje, objęci w pasie. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że byłam niemal o głowę niższa od niego. Uśmiechnęłam się w duchu. Spojrzałam prosto w te jego przepełnione słodyczą, czekoladowe oczy. Później, przeniosłam wzrok na jego długie, miękkie usta. Kiedyś widniał na nim szeroki uśmiech, a teraz? Tak nie może być. Zbliżyłam powoli twarz i musnęłam delikatnie jego wargi. Ciągle z otwartymi oczami, wbijającymi w nie wzrok. Nie wiem czemu, może po to by zobaczyć w końcu na nich ten słodki uśmiech? Nie wiem, to nie było w tym momencie ważne. Powtórzyłam ten sam gest. Zapach jego skóry zmieszał się z wodą kolońską, którą jak opisał Farina, twórca receptury: Zapach przypomina wiosenny poranek po deszczu". Tak, to idealne określenie dopełniało jego stan. Tym razem, kąciki jego ust, szybko podniosły się. Patrzył na mnie z góry, z litością i urokiem. Wydawałoby się tak jakby odzyskał nadzieję. W tym momencie, jego dłoń która spoczywała na mojej tali, przyciągnęła mnie bliżej do swojego ciała. Nasze ciężkie oddechy, nie mogły równać z biciem naszych serc, które usłyszałam. Poczułam na moich wargach gwałtowny i długi pocałunek, pachnący tęsknotą i pożądaniem. Oddałam mu się. Oddałam się tej chwili. Oderwaliśmy się od siebie, robiąc przerwę na oddech.

— Bez ciebie jestem tylko „J". — powiedział z przerywanym, ciężkim oddechem.

— Co? — spojrzałam zdziwiona, nie rozumiejąc jego słów.

— Z tobą, jestem J-Hope. — Spojrzał mi w oczy i pocałował krótko, ale intensywnie. — Bez ciebie, zostaje tylko „J" — dodał.

J-Hope:

— Będziesz ze mną? Będziesz, no wiesz... wspierać mnie? — spytałem, gdy leżeliśmy pod wielkim drzewem. Oparta na moim ramieniu, majtała się nieco, co na swój sposób było bardzo urocze. Na moje słowa, przestała natychmiast i przekręciła głowę w moją stronę.

— Co masz na myśli?

— No wiesz. Bycie ze sobą, w sensie oficjalnie.

— Myślałam, że już ze sobą jesteśmy — odpowiedziała zawiedziona.

— No tak, jesteśmy. Ale nigdy o tym nie mówiliśmy, racja?

— No tak jakoś wyszło, ale nie wiedziałam że musimy oficjalnie o tym mówić. — Obrażona, wydęła uroczo policzki.

— Wiesz, u nas to jest wręcz tradycja. Trzeba oficjalnie powiedzieć kobiecie że chce się z nią chodzić. — wyjaśniłem

— Ja tam myślę że liczą się uczucia. — Znów oparła się o moje ramię.

— To jaka jest odpowiedź?

— Myślałam że już wiesz J-Hope! Rusz mózgownicą. — roześmiała się

Nachyliłem się by ją pocałować.

— Powinieneś zabrać ze sobą koc, bo mnie te gałęzie troszku uwierają, wiesz? Twoja bluza ledwo co daje radę, już jest cała mokra. — poinformowała.

Niedługo się rozstaniemy. Pozostało nam około pół godziny. Idealny czas. Nachyliłem się ponownie, tym razem by szepnąć jej coś do ucha. Wiedziałem że to uwielbia.

— Zamknij oczy.

Posłusznie robiła co kazałem. Gdy już była odwrócona w stronę drzewa i przysunięta tak by nie miała już na niego widoku, pozwoliłem jej otworzyć oczy. Uśmiechnęła się szeroko i odwdzięczyła się krótkim całusem.

— Wschody słońca są takie przepiękne — stwierdziła.

Mam wrażenie, że nasz związek właśnie wschodzi. I będzie świecił bardzo wysoko i bardzo długo. Oj tak.

Vera:

W tamtym momencie nie chciałam się z nim rozstawać. Nie chciałam mówić „Do zobaczenia".

Obiecaliśmy sobie, że będziemy pisać i dzwonić, nie martw się tak — pocieszałam się w duchu. Może i nawet takie rozstanie nam dobrze zrobi. Rzuciłam okiem na godzinę. Zanim pójdę do pracy zdążę na spokojnie coś zjeść i porządnie się ubrać. Otworzyłam listę kontaktów i wybrałam pozycje: Leila.

— Halko? — odezwała się zaspanym głosem.

— Co ty, jeszcze śpisz?! —zdziwiłam się — Przecież masz na rano małpko, zrywaj się z łóżka!

— No przecież zdążę — ziewnęła — Zluzuj — dodała.

— Przecież chłopaki mają dzisiaj pierwszy dzień promocji, nie jedziesz z nimi ?

— O kurwa. — I tylko tyle usłyszałam.

No ładnie, pewnie się zrywa i biegnie by zdążyć. Westchnęłam głęboko i wbiłam wzrok w szybę samochodu. Nie bardzo, interesowało mnie co za nią jest. Utknęłam w swoich myślach.

Otworzyłam drzwi, które nagle wydały mi się, jakieś takie lżejsze. Ku moim oczom ukazał się istny armagedon. Leila nie szczędziła porządku na metr kwadratowy. Porozrzucane gdzieniegdzie ubrania, tusz do rzęs na podłodze.... Zniesmaczona, przechodząc przez pomieszczenie podeszłam w końcu do swojej szafy i wydobyłam z niej nową torbę. Wyciągnęłam wszystkie rzeczy z mokrej torebki i przełożyłam do drugiej. Wyleciał z niej jakiś skrawek papieru. Paragon?

Macchiato z karmelem

Zielona herbata

                             9.000

Matko, to ja go jeszcze nie wyrzuciłam?! Wspomnienia z tamtej kawiarni wróciły jak bumerang. Hobi trzymający mnie za dłoń, który przekonywał mnie że będzie dobrze, tamta starsza para przy stoliku... Naprawdę teraz mi musiał wylecieć? Wróciłam na korytarz i przez chwilę, wahałam się czy wyrzucić go do kosza, czy zostawić przy sobie. Z jednej strony, to tylko paragon i tak wyblaknie. Ale z drugiej strony, mam do tego papierka wielki sentyment. Aj, niech będzie... Podreptałam żwawo do salonu by schować druczek kasowy do jednej z przegródek z portfela. Poczułam lekki ścisk w żołądku. Oho! Jedzonko.

Ruszyłam do kuchni. Na blacie widniała niebieska karteczka, na której było nabazgrane, że siostra wróci po szesnastej. W sumie... też wracam o tej godzinie, może by się zgadać?

Dobra, nie ma sprawy. Dam ci znać później, bo mam masę roboty" — Czytałam odpowiedź przeżuwając kanapkę przy kuchennym blacie. No to załatwione. Teraz by ogarnąć ten bajzel — pomyślałam patrząc na salon. Boję się wchodzić do łazienki, bo na bank robiła makijaż, a co ją znam, to na pewno nie położyła kosmetyków na swoje miejsce.

Ja tego sprzątać nie będę! — tak powiedziałam sobie parę minut temu, a teraz co? Wkładam ubrania z podłogi do worka, by zabrać je później do pralni. Przy okazji, bo idę do roboty. Oczywiście, typowe. Niech się cieszy, że łazienka lśni czystością, bo ślady po czarnej kredce były wszędzie, nawet pod umywalką. Swoją drogą, jak ona w ogóle to zrobiła? — z myśli wyrwał mnie cichy szelest na podłodze. Spojrzałam w dół. Na podłodze leżała mała, pomięta kartka, która zapewne wyleciała z tej letniej kurtki należącej do siostry. Zgarnęłam ją jednym ruchem i zaczęłam czytać. Hmm... no proszę. — uniosłam jedną brew do góry. Ciekawe jaki papierek jeszcze dzisiaj znajdę.



Cost of Dreams | BTS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz