Leila:
Szykując się od rana, cała się telepałam. To kreska nie chciała wyjść na drugim oku, to zaraz te włosy nie chciały się ułożyć. Zawsze jak nadchodziło coś ważnego, musiałam na złość wyglądać najgorzej jak się da. Zdesperowana w samej bieliźnie i rajstopach, zaszyłam się pod kołdrą. Ta sytuacja była tak żałosna, że nie mogłam powstrzymać łez. Czasem potrafiłam być perfekcjonistką, mimo mojego bałaganiarstwa. Perfekcjonizm udzielał mi się przede wszystkim, jeśli chodzi o moje wielkie ego. Wygląd, opinia innych. Wszystko by wypaść jak najlepiej. Co z kolei, przekładało się to się na moją pracę, gdzie dbałam, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Słyszałam jak Vera wraca z zakupów. Pewnie kupiła już swoją sukienkę. Szkoda że nie wie, że nigdzie nie idę.
— Co ty odpierdalasz? — Stała nad moim łóżkiem, oczekując wyjaśnień.
— Nie idę. Nic mi nie wychodzi — powiedziałam smutnym głosem.
— Nie denerwuj mnie, o co ci chodzi? — Zdjęła ze mnie kołdrę i z przerażenia natychmiast się cofnęła.
Wiem, że mój rozmazany od łez makijaż musiał okropnie wyglądać, no ale bez przesady. Dzięki temu, czuje się jeszcze bardziej jak potwór.
— Nie wygłupiaj się, tylko wskakuj pod prysznic i zacznij wszystko od nowa, okej? — poradziła stanowczo.
Widząc, że nie zamierzam się ruszyć ze swojej fortecy cierpienia, chwyciła mnie za nadgarstek i zaciągnęła do łazienki.
Na koniec dodała tylko:
— Nie pierdol, tylko się ogarnij.Wyszła i zostawiła mnie samą. Jestem głupia — pomyślałam, wpatrując się w zamknięte, białe drzwi.
Cały stres zszedł ze mnie. Vera jest jedyną osobą, którą potrzebuję by normalnie funkcjonować. Fakt, że bywała tak cierpliwa w stosunku do moich nawyków, czyni ją najlepszą siostrą na świecie. Nawet jeśli tylko przeklęła parę razy i zaciągnęła mnie do łazienki.
Vera:
Zakup tej sukienki był strzałem w dziesiątkę. Długo szukałam odpowiedniej, ale opłacało się. Czarna kiecka będzie symbolem elegancji. Tego przynajmniej oczekuję po tej imprezie.
— O której mamy tam być? — spytałam przez drzwi łazienki.
— Gdzieś około siódmej!
Usłyszałam dźwięk wody z prysznica. Niech lepiej się pospieszy, bo nadal nie wiemy gdzie mamy jechać. Przecież nie mamy adresu. Zapewniła, że napisze to tego gościa. Jak zwykle, wszystko na ostatnią chwilę.
Leila:
Vera tak jakby zdjęła złe zaklęcie. W końcu zrobiłam porządny makijaż, poczułam się lepiej i lżej. Przełączając piosenkę w telefonie, zerknęłam na godzinę. Lekko się poddenerwowałam. Już po piątej?! Co ja mogłam robić przez ten czas? Muszę napisać do Hobiego. Adres. Spokojnie, może się wyrobimy.
Kazałam Verze sprawdzić w wyszukiwarce nazwę klubu. Cóż... Trochę się przeliczyłam. Dlaczego to tak daleko? Mamy dwie możliwości. Metro lub autobus. Trochę głupio, że odpicowane będziemy jechać w transporcie pełnym ludzi. Myślałam, że Heosok jednak okaże się dżentelmenem i po nas przyjedzie. Musiałyśmy sobie poradzić same. Dzięki ci dobry człowieku.
Wiem, że nie miał prawa wiedzieć, że nie mam auta mimo zdanego prawa jazdy. O tym, że nie jestem zaznajomiona z prawem, nie wspomnę. Wolę nikogo nie rozjechać z powodu świateł. Jakoś kobiety takie są — każą facetowi się domyślać. Nie ważne na jakim kontynencie mieszkasz.*
— Łał, wyglądasz fenomenalnie. — powiedziała Vera, gdy wyszłam z pokoju.
Spojrzałam na nią przygnębiona.— Przecież jak my tam dojedziemy?
Opadłam na krzesło i oparłam się o blat kuchennego stołu. Znowu niechęć wróciła.
— Pojedziemy metrem, bo chyba jest taniej. Zamiast się od razu poddawać, to wyszukaj na GPS'ie z którego miejsca mamy wsiąść, ustal trasę, zobacz cenę... no po prostu cokolwiek. Ja idę się przebrać. Nie po to harowałam robiąc kursy po za szkołą, zdobywając doświadczenie od różnych projektantów, by teraz się nie pokazać w jednym, fajnym outficie. Szewc bez butów chodzi, i to święta prawda.
W sumie racja. Wzięłam się za zdobywanie informacji o metrze. Będziemy musiały trochę wcześniej wyjść, żeby zdążyć na odjazd. Poinformowałam siostrę, że mamy co najmniej jeszcze pół godziny i pasowałoby biec bez butów na wysokim obcasie. Wtedy wyszła z pokoju.
— Wow.
Nie bez powodu jest projektantką. Jej czarna suknia robi wrażenie. Świetnie ją dobrała do reszty.
— Co? — spytała zakładając drugi, srebrny kolczyk.
— Niesamowicie wyglądasz. — przyznałam.
Chcąc uwiecznić tę chwilę, wyciągnęłam aparat z torebki. Dobrze jest mieć go gdzieś blisko. Nacisnęłam spust migawki. Szczerze, sama nie chciałam mieć robionego zdjęcia. Przeważnie to ja je robię. Po za tym, za każdym razem kiedy się oglądam na zdjęciach, moja samoocena leci w dół. Ale Verze nie da się sprzeciwić. Byłam wyjątkowo zadowolona.
***Wygodniej byłoby jechać taksówką, ale to stanowczo za drogo jak na nasz budżet. Kupiłabym za to sporo alkoholu. Nie wiem, czy byłabym w stanie usiedzieć tam na trzeźwo. Boże, czy ja bardziej wolę kupić alkohol niż mleko?— Zastanawiałam się w metrze, przeciągając się lekko spocona. Założę się, że nawet fryzura nie przetrwała tego maratonu. Zerknęłam na Verę. Opierając się o siedzenie, lekko odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Na pewno złość na mnie niedługo jej przejdzie.
Zawsze przechodzi...
Nawet jeśli oznacza to, że za długo siedziałam w łazience tracąc przez to połowę czasu, co poskutkowało dzikim biegiem w stronę metra.
CZYTASZ
Cost of Dreams | BTS ✔
FanfictionMój problem? Namjoon wie dlaczego się przeprowadziłyśmy! Jaką cenę będę musiała ponieść by tu zostać z siostrą i nie zniszczyć jej znowu życia?