COME BACK HOME

215 8 4
                                    

Vera:

Chłód dzisiejszego wieczoru dawał o sobie znać pod jedną postacią –zimnym wiatrem, wiejącym prosto w twarz. Uspokajała mnie myśl, że za chwilę zrobi się cieplej. Nadal nie mogę uwierzyć, że minęło już tyle czasu. Jak będzie wyglądało nasze przywitanie? Jak się zachowamy gdy się zobaczymy? Naciągnęłam sweter, by choć trochę ogrzać dłonie. Czarne jeansy nie odcinały się od koloru asfaltu. Rzadko szłyśmy tą drogą. Jak już, to sama tędy szłam. Żadnej żywej duszy... Pierwszy raz szłam tutaj z Tae. Nie, nie szłam tędy z nim. Pokazał mi tą drogę. Tak. Teraz pamiętam to dokładnie. Wyostrzyłam umysł i sięgnęłam pamięcią do tamtych wydarzeń.

„ — Dlaczego idziemy tą drogą? — pytałam niecierpliwie. — Nikogo tutaj nie ma, zaczynam się bać. — Przystanęłam na chwilę. Ten zignorował moją uwagę i szedł dalej swoim tempem.

Nie ufasz mi. — Chociaż głowę miał spuszczoną, dostrzegłam ten lekki uśmiech.

Jak mam ci ufać, przecież cię nie znam! oburzyłam się.

— Mimo to, jesteś tutaj. Prawda? — nagle zatrzymał się i uniósł głowę. Z rękoma w kieszeniach spodni wlepiał we mnie niewinny, pytający wzrok. Błysk, dziecięcość i taka naiwna szczerość w tym spojrzeniu zmuszały mnie wręcz, by mu zaufać. Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Wyminęłam go i szłam przed siebie, z tą samą pewnością siebie, którą to on emanował przed chwilą. Czułam że ją stracił. Poczuł się zdezorientowany... może zaskoczony?

No co tak stoisz? To ty miałeś mnie zaprowadzić nad rzekę, nie ja ciebie. mówiłam uszczypliwie, przyjaznym tonem. Zresztą, to ty wybrałeś tą drogę... Wzruszyłam ramionami.

Ułożył usta w znany mi już sprzed chwili prostokąt i podbiegł w moją stronę by mnie dogonić.

Idziesz w złą stronę, powinniśmy skręcić. Tędy dotarlibyśmy na Banpo Dong. — Poinformował beztrosko, patrząc przed siebie.

To dlaczego idziemy dalej zamiast zawrócić? — zdziwiłam się.

Bo przyjemnie się idzie — powiedział poważnie."

Nigdy bym nie przypuszczała że tamta droga prowadziła też do ich domu. Nie przypuszczałabym też, że dane mi było poznać kogoś takiego.

Tą ścieżkę oddzielał asfalt na Banpo Dong. Szelest wysokiej trawy powodowany przez wiatr, sprawiał, że nieraz prawie dostawałam zawału. Bałam się, że w każdej chwili może coś stamtąd wyskoczyć. Zdałam sobie sprawę, że Hobi raczej by spierdalał ze mną, zamiast mnie ratować. Idąc szybciej, czuję że mogę uciec. Przynajmniej przed żabami.

Leila:

Nie wierzę, że to już koniec świętego spokoju. Ale co dobre to i szybko się kończy. Jak powinnam się przywitać? „Cześć wszystkim, hehe"? Nie no bez tego „hehe" Ale to chyba za poważnie. Nie? Serce mi wali. Boję się z nim zobaczyć. Namjoon ty Debilowa Cebulo, co ja przez ciebie mam. Westchnęłam ciężko i popatrzyłam w niebo. Piękny, pomarańczowy obrazek przedemną, sprawia że czuję się dobrze.

Vera:

— Ja dzwonię, ty mówisz — powiedziałam szybko, gdy stałyśmy pod bramą.

— Jesteśmy w Korei, a nie na osiedlu u Grażyny — wtrąciła.

— Denerwuję się — wyjąkałam cicho.

— Nie ma kim. Naprawdę. — uspokajała, po czym wyjęła telefon.

— Cześć. Jesteśmy pod drzwiami. — Z powrotem odłożyła komórkę do torby.

Moje ślepia wbijały się mocno w jej osobę. Zrobiła to tak szybko...

Cost of Dreams | BTS ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz