6.

449 48 26
                                    


***

***

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

***

Theo

Dręczy mnie to, że nie odzywamy się do siebie z Shailene. Ale ona jest czasami taka okropnie uparta! I nie odpuści, będzie ci tak długo suszyć głowę, że będziesz już bliski obłędu i zrobisz to, co mówi.

Zerkam na nią ukradkiem i ściągam słuchawki. Joy daje jej w kość, nie chce zasnąć już od trzech godzin. Shailene jest wyraźnie wykończona, ma sińce pod oczami.

- Daj ją - mówię, wyciągając ręce.

- Nie trzeba, poradzę sobie sama - odpowiada. Uparta jak osioł. Albo i gorzej.

- Przecież widzę, że jesteś zmęczona. Odpocznij, a ja się zajmę Joy.

- Jaki uczynny się zrobił - mruczy pod nosem Shai, ale podaje mi małą. Przewracam tylko oczami i uśmiecham się do córki. Tak ją nazywam... Chociaż nie jestem jej biologicznym ojcem.

- Cześć serduszko - całuję jej pulchniutki policzek.

- Idę spać - informuje mnie Shailene.

- Dobranoc.

Shailene odwraca się w drugą stronę, a ja lekko kołyszę Joy i zaczynam rozmyślać o propozycji, którą wysłała mi moja menadżerka. Jeszcze nigdy nie grałem w teatrze, chyba że w czasach szkoły teatralnej, ale to nie były prawdziwe sztuki. To może być ciekawe doświadczenie... No i zauważyłem, że jedną z dwóch głównych ról ma zagrać Emilia Fox, moja dawna znajoma właśnie ze szkoły teatralnej. Miło byłoby się spotkać po kilkunastu latach. A tytuł spektaklu... Sex with strangers brzmi na tyle interesująco, że w sumie nie muszę podejmować decyzji. Już wiem, że chcę w tym zagrać.

***

- Shailene! Theodore! - Woła moja mama, kiedy wychodzimy z punktu odbioru walizek. Rozłożyłem wózek i położyłem w nim Joy, przykrywając kocykiem.

Mama obiecała nas odebrać i najpierw jedziemy do mojego rodzinnego domu na obiad, a stamtąd do naszego nowego domu. Zostawiłem auto u rodziców, więc mamy czym się przemieszczać.

- Witajcie - mama ściska mnie i Shai, po czym zagląda do wózka. - Ojej, a to jest mała Joyce! Jaka słodziutka, po prostu do schrupania! - Zachwyca się moja mama.

Opowiedziałem jej o całej sytuacji z Shailene, a także o Liamie. Powiedziała, że bardzo dobrze zrobiłem... i to ona uświadomiła mi, że to ja będę prawdziwym ojcem Joyce, bo ją wychowuję, opiekuję się nią i ją kocham. Nieważne, że spłodził ją Liam. To ja jestem jej ojcem.

- Mogę poprowadzić wózek? - Pyta mama.

- Jasne, proszę - Shailene uśmiecha się do niej, po czym jej wzrok pada na mnie i rzuca mi niezwykle chłodne spojrzenie. Tak jakby chciała mnie zamrozić, aż się wzdrygam. Och, nie studź mojego płonącego serca swoim zimnym spojrzeniem, chciałoby się rzec.

***

Docieramy do domu, w którym musiała zebrać się oczywiście cała rodzina. Przez to, że mam czwórkę rodzeństwa, a oni mają już swoje rodziny, jest nas naprawdę dużo.

Siadamy do stołu i zaczynamy jeść obiad.

- To jakie macie teraz plany? - Pyta tata, patrząc na mnie i Shailene. - Skończyliście z aktorstwem, czy macie zamiar dalej grać w filmach?

- Na razie jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy - kłamię i zauważam, że Shai patrzy na mnie ukradkiem. Zorientowała się, że skłamałem? Ale przecież ona nic nie wie o propozycji, którą dostałem od menadżerki. Muszę z nią o tym pogadać, ale to później.

- Theo, mogę cię prosić na chwilę? - Pyta James, kiedy kończę swój obiad. - Muszę z tobą o czymś pogadać.

- To nie może poczekać? - Odpowiadam, marszcząc brwi.

- No cóż, niezbyt.

- Okej, chodźmy - mówię i wychodzimy z pomieszczenia, kierując się do ogrodu.

CDN.

❤️

WHEN YOU ARE HERE (SHEO STORY) [3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz