27.

472 44 68
                                    

***

***

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

***

Shailene

Wychodzimy razem z Theo od ginekologa. Mój narzeczony nagle bierze mnie na ręce i okręca się ze mną wokół własnej osi, śmiejąc się głośno.

- Theo, puszczaj, ludzie patrzą! - Wołam, piszcząc.

- Nic mnie to nie o chodzi. Kocham cię! Tak strasznie cię kocham! - Krzyczy Theo i całuje mnie namiętnie, gdy już stawia mnie na ziemi.

- Ja ciebie też - odpowiadam, przytulając się do niego mocno.

Nie wiem ile czasu tak stoimy. Wiem tylko, że czuję się cholernie dobrze, cholernie szczęśliwa. Chciałbym, żeby tak było już zawsze, żeby nigdy nic i nikt nam nie przeszkodził. Ale ufam Theo i wiem, że nie potrafiłby mnie znów skrzywdzić. Jest na to za dobry.

- No proszę, proszę, kogo my tu mamy - odzywa się głos za nami, który rozpoznaję. Mrozi mi krew w żyłach.

Znalazł nas. Liam nas znalazł.

- Shailene, idziemy - mówi natychmiast Theo.

W jego głosie słyszę napięcie. Tak jak ja nie wie czego spodziewać się po Liamie i nie chce narażać życia mojego i dziecka.

- Nie wydaje mi się - odpowiada Liam. - Ty dziwko, jesteś z nim w ciąży?!

- Skąd...?

- A więc jednak - z jego oczu zaczynają płynąć łzy. - Powiedziałem ci - zaczyna, zaciskając zęby. - Powiedziałem ci, że albo będziesz szczęśliwa ze mną albo z nikim. Widzę, że już zdecydowałaś, więc nie pozostawiasz mi wyboru. Bardzo cię kocham, Shai... Bardzo... - wyciąga z kieszeni kurtki broń, a ja wytrzeszczam oczy.

- Co robisz idioto?! - Krzyczy Theo i chce mnie zasłonić własnym ciałem, ale nie udaje mu się zrobić tego na czas... Czuję okropny ból w klatce piersiowej... Upadam, przetrzymywana przez Theo.

- Shai, Shai, nie, nie, nie! Nie odchodź, błagam cię. Nie zostawiaj mnie, Shai, ja cię kocham, kochanie, proszę cię, nie opuszczaj mnie, ja nie wytrzymam bez ciebie! Shai, kocham cię, słyszysz? Kocham cię! - Krzyczy Theo, zanosząc się płaczem. Jego łzy ściekają na moją twarz.

- Kocham cię, Theo - szepczę, a oczy same mi się zamykają, chociaż walczę z tym uczuciem. Pojedyncza łza spływa po moim policzku. Tak bardzo chce mi się spać...

- Nie, nie zamykaj oczu, zostań ze mną Shai, zostań ze mną!

- Zawsze marzyłam o tym, żeby umrzeć jako szczęśliwa osoba... w twoich ramionach. Udało się. Nigdy nie byłam szczęśliwsza niż teraz. Dziękuję ci za wszystko Theo... Kocham cię - zamykam oczy.

***

Budzę się, gwałtownie otwierając oczy. Rozglądam się dziko, po czym orientuję, że jestem w samochodzie Theo. Jedziemy do rodziców Theo po wizycie u ginekologa...

- Wszystko w porządku? - Pyta Theo. - Mówiłaś coś przez sen, ale nie zrozumiałem...

- Miałam zły sen - odpowiadam i przecieram oczy. To było takie realne... Rany, ten idiota prześladuje mnie nawet we śnie...

- O czym?

- Nieważne, to było głupie - kręcę głową. - Chciałabym o tym jak najszybciej zapomnieć.

- Jak sobie życzysz, kochanie - odpowiada Theo z uśmiechem. Chwyta moją dłoń i przyciska ją sobie do ust. - Kocham cię.

- Ja ciebie też.

Dojeżdżamy na miejsce. Wysiadamy z auta i kierujemy się do domu rodzinnego Theo. Otwiera nam Jane.

- Jak Joy? - Pytam, wchodząc do środka.

- Grzeczny z niej aniołek - odpowiada Jane z uśmiechem. - A jak było u ginekologa?

- To trzeci tydzień - odpowiada Theo z wielkim uśmiechem na twarzy. Strasznie się cieszy na to dziecko.

- Nawet nie wiecie jaka jestem szczęśliwa - mówi Jane. - Dzieci to wielkie błogosławieństwo. No dobrze, ale skoro już tu jesteście, to może zajmiemy się organizacją ślubu? Kościół jest już załatwiony, sala też, trzeba tylko jeszcze ustalić konkretne menu, wynająć orkiestrę, kupić obrączki i garnitur dla Theo.

Moja suknia została wybrana kilka dni temu razem z Jessicą, Marią i Jane. Jest śliczna i skromna, delikatnie rozkloszowana, bez ramiączek. Nie przywiozłam jej do domu, bo Theo nie może jej zobaczyć... To by nam przyniosło pecha, więc jest u mamy Theo.

- I pozostaje kwestia waszej podróży poślubnej - dodaje Philip.

- Ja już załatwiłem nam dwutygodniowy pobyt na Hawajach - odpowiada Theo.

- Hawaje?! - Krzyczę. - Aaaaach, kocham cię Theo!

- Cieszę się, że ty się cieszysz. I też cię kocham, skarbie. Bardzo mocno - przytula mnie.

CDN.

Dobranoc

WHEN YOU ARE HERE (SHEO STORY) [3]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz