Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
***
Shailene
Trzynasta godzina.
Theo nadal nie ma, a ja robię się już bardzo głodna. Mieliśmy intensywną noc, która kosztowała nas wiele energii. Jak zaraz czegoś nie zjem to chyba zemdleję... Ale poczekam na Theo, w końcu umówiliśmy się na wspólny lunch. A on ma tylko krótkie spotkanie informacyjne w teatrze. Powinien zaraz być w domu.
Czternasta godzina.
Co on tak długo robi? Przecież próby zaczynają dopiero za trzy tygodnie. Zaraz padnę z głodu, w brzuchu burczy mi tak, jakbym nie jadła od roku. No cóż, w sumie wtedy bym już nie żyła, ale mniejsza z tym. Nie wytrzymam dłużej, muszę zjeść.
Idę do salonu po telefon. Wybieram numer Theo i dzwonię.
Nie odbiera. Marszczę brwi i dzwonię kolejny raz. Znów to samo... Kiedy sytuacja powtarza się jeszcze kilka razy, ze złością odrzucam telefon i patrzę zrezygnowana na swój pyszny lunch, który przygotowałam. Jestem silna, poczekam na niego.
Piętnasta godzina.
Nadal go nie ma, nadal nie odbiera telefonu, a ja nadal się niepokoję. Co mogło mu zabrać tyle czasu?! Może pojechał już po Joy? Miał ją odebrać po południu.
Zamiast lunchu, powinniśmy już zjeść obiad.
***
Koło szesnastej słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili, jak gdyby nigdy nic, do kuchni przychodzi Theo.
- Ooo, Shai - uśmiecha się nerwowo.
- Gdzie Joy? - Pytam chłodno.
- Cholera, zapomniałem - chwyta się za głowę.
- To co tak długo robiłeś? - Kładę ręce na biodrach i patrzę na niego wyczekująco.
- Miałem spotkanie w teatrze.
- Przez tyle godzin?!
- Żebyś wiedziała! Rozmowa z reżyserem spektaklu mi się przedłużyła, urządził mi taką małą próbę ze scenariuszem. Opowiedział mi o bohaterze, którego będę grał... Sama rozumiesz. Chciał, żebym mógł się dobrze przygotować do prób.
- Spotkałeś się już z tą kobietą, z którą masz grać? - Przerywam mu.
- Nie, jeszcze nie - kręci głową.
- Dobra, nieważne - odpowiadam. - Możemy w końcu zjeść ten lunch?
- Eee... przepraszam, ale ja już jadłem lunch z... z reżyserem.
Zaraz go zamorduję.
- To ja specjalnie czekam na ciebie i umieram z głodu, a ty nawet nie raczyłeś mi napisać, że nie będziesz ze mną jadł? I dlaczego nie odbierałeś telefonu?!
- Bo miałem wyciszony dźwięk, żeby nie przeszkadzał mi na spotkaniu!
- Ugh! - Warczę z frustracją. - Wielkie dzięki, Theo. - Podchodzę do niego i wyrywam mu z ręki kluczyki do auta. - Jadę po Joy - mówię i wychodzę z domu.
Idiota. Mój narzeczony jest prawdziwym idiotą.
- Poczekaj, pojadę z tobą! - Woła jeszcze Theo.
Wsiadam na miejsce kierowcy, a Theo otwiera moje drzwi i marszczy czoło.
- Ja prowadzę.
- Nie lubię być pasażerem - obrusza się Theo.
- To masz pecha - warczę. Nadal jestem strasznie głodna, ale też za bardzo wściekła na swojego narzeczonego, żeby teraz jeść.
***
- Moja malutka kruszynka! - Wołam i biorę Joy na ręce. Całuję ją w główkę i przytulam do siebie. Choć nie widziałam jej jeden dzień, to zdążyłam się za nią stęsknić.
- Czy to jest to, co myślę? - Pyta Jessica, zakrywając usta dłonią, a drugą wskazuje na mój pierścionek na palcu.
- Twój brat wczoraj mi się oświadczył - odpowiadam z uśmiechem, mimo że jestem na niego obrażona.
- Gratulacje! To dlatego miałam przypilnować Joy! - Jessica ściska najpierw mnie, a potem podchodzi do Theo. - Hej, co ty taki jakiś zamyślony, co bracie?
- Nie, nic. Po prostu bardzo się cieszę - odpowiada Theo. Przyglądam mu się przez dłuższą chwilę i coraz bardziej wydaje mi się, że coś przede mną ukrywa... Tylko co?
Mam nadzieję, że wkrótce się dowiem. Nie znoszę tajemnic.