Rozdział 6

60 3 4
                                    


   Schroniliśmy się we wnętrzu opuszczonego budynku, gdzieś w mroku ciasnego korytarza. Prowadził on do drewnianych drzwi, na których ktoś wydrapał olbrzymią Gwiazdę Dawida. Przyglądałem jej się, potem wydałem z siebie głośne westchnięcie.

— Ta noga krwawi coraz mocniej. Nie mam niczego, aby to opatrzyć — powiedziałem. Hunter oderwał się od wpatrywania w drzwi i posłał mi uważne spojrzenie.

— Najważniejsze, że nie masz przeciętej tętnicy. Wtedy zacząłbym panikować — odparł. Zerknął przy tym na moją ranę.

— Otarłeś się gdzieś, czy coś cię pogryzło? Wyszarpało ci trochę mięcha z nogi.

— Daj spokój! Boli jak cholera! — odparłem z poirytowaniem. Jad przewrócił oczami i pochylił się nad moją nogą. Razem widzieliśmy, że prowizorycznie utworzony bandaż z jego szalika powoli przesiąkał krwią.

— Hmm... Rzeczywiście nie wygląda to za dobrze — stwierdził. Prychnąłem wściekle.

— Jakiś ty mądry — zakpiłem. — Tu nic nie wygląda dobrze!

— Wiem — odparł szeptem i spojrzał mi w oczy. — Pamiętasz coś?

— Nie — odpowiedziałem po chwili zastanowienia. — Jad, co się stało?

Hunter zdobył się na nieznaczne wzruszenie ramionami, co w tej sytuacji okazało się jedną z najbardziej niepokojących rzeczy.

— Błagam cię! Dlaczego nie wiesz?!

— Z takiego samego powodu co ty. Moje ostatnie wspomnienie urywa się w momencie, kiedy wysiedliśmy z samochodu, potem udaliśmy w kierunku szpitala z tą grupą ludzi, a potem...

— Dziura. Jedna, wielka, pieprzona, czarna dziura — dokończyłem za niego. Jad westchnął ciężko.

— Jesteśmy na pewno na terenie szpitala psychiatrycznego. Nie mamy łączności ze światem zewnętrznym, nie wiemy, czy ktoś tu jeszcze jest. Pierdolę... Nienawidzę, kiedy mój mózg nie działa tak, jak powinien...! — syknął i rozejrzał się po korytarzu. Chciał mieć pewność, czy przypadkiem nasze głosy nie przywołały kogoś podejrzanego. Posiedzieliśmy przez dłuższą chwilę w ciszy, słysząc własne oddechy i wycie wiatru na dworze.

— Miałem odlot — wyszeptałem, kiedy udało mi się przez ten czas poprzypominać pewne wizje, które jeszcze niedawno rządziły moim umysłem.

— Właśnie widziałem, jaki miałeś odlot, kiedy chciałeś wskoczyć do tego basenu! — fuknął Jad i ponownie skupił wzrok na mojej ranie.

— Wydawało mi się, że był wypełniony ciałami.

— I każdy normalny człowiek rzuca się do basenu z trupami?!

— Przestań...! — wysyczałem, szturchając go w ramię. Jad złapał mnie wtedy za rękę i przyciągnął do siebie. Zdążyłem wypuścić powietrze z płuc, a on przytrzymał moją kończynę pod bardzo nietypowym kątem, przez co poczułem nagły ból.

— Skup się, Billy, jasne?! Musimy się wydostać z tego miejsca, a nie sprzeczać wzajemnie. To nie czas na... — zamilkł niespodziewanie, wpatrując się w moje oczy. Byliśmy bardzo blisko siebie, dlatego czułem, że obydwaj nadal nie odzyskaliśmy pełnej kontroli nad naszymi ciałami, której zanik musiało spowodować to coś, co także przyczyniło się do chwilowego zaniku pamięci.

— Jad, co ty...

— Nie czujesz? Jesteś cały rozgrzany — stwierdził i puścił mnie. Objął swoimi palcami moje policzki, dotknął czoła i zaczesał włosy do tyłu. Pokazał mi następnie dłonie — lśniły od perlistego potu.

ZABÓJCZE ŁOWY 1 - 9Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz