Rozdział 6

22 2 0
                                    


  Wpadliśmy na Leonarda i Dianę dokładnie dziesięć sekund po tym, jak usłyszeliśmy krzyk Alsy, zerwaliśmy z miejsca i zatrzymaliśmy przed schodami prowadzącymi na drugi poziom mieszkania. Serce załomotało mi w piersi z przerażenia. Jeżeli przegapiliśmy kogoś obcego w mieszkaniu, a Alsa z Egonem natknęli się na niego, przez co coś złego mogło im się przydarzyć, równie dobrze mógłbym rzucić się z The Shard Two.

— Za mną! — wyszeptał Leonard, przeskoczył niczym pantera co drugi stopień i dotarł bez okazania bólu na szczyt schodów. Diana pognała za nim. Jad także chciał, jednak wyprzedziłem go. Uparcie, a może nawet i chamsko, zatrzymałem jego chęć ratowania wszystkich.

Jeżeli i tobie coś się stanie, mogę tylko umrzeć!

— Rzuć broń — usłyszeliśmy zdenerwowany krzyk należący do jakieś kobiety. Wpadając na górę, jak przez mgłę przypomniałem sobie, że kiedyś go słyszałem. Zanim Jad wspiął się za nami, Leonard wykorzystał swoją przewagę.

— Rzuć broń! Natychmiast! Inaczej strzelam! — krzyknął, celując w postać stojącą na korytarzu naprzeciwko nas. Ta zdumiała się obecnością innych osób w mieszkaniu, dlatego cofnęła się gwałtownie, nie wypuszczając przy tym pistoletu z dłoni. Leonard nie żartował. Gdy broń nie znalazła się na posadzce, on wykorzystał swoją. Oddał jeden strzał, który przebił ze świstem powietrze. Korzystał z tłumika, dlatego huk nie rozniósł się w żadnym stopniu po wieżowcu. Kula trafiła tuż przed nogami kobiety. Rozpoznałem ją w następnej sekundzie.

— Leonardzie, nie! To Esthel! — krzyknąłem. Dziewczyna ujrzała mnie zza starszego Huntera, a następnie dostrzegła tego młodszego. Ciężko wypuściła powietrze z ust, a pistolet wypadł z jej drżących dłoni. Rozpłakała się wtedy na dobre, upadając na kolana. Wyminąłem wszystkich i podbiegłem do niej.

— Esthel! Słodki, przenajświętszy! — wykrzyknął Jad i dołączył do nas. Jasnowłosa dziewczyna załkała żałośnie i schowała twarz w dłoniach. Zagryzłem wargi z przejęciem, pozwalając na to, aby dotknąć nieznacznie jej ramienia.

— Jak dobrze, że nic ci się nie stało. Esthel...! — Jad otulił ją z drugiej strony. Nie zaprotestował, kiedy roztrzęsiona dziewczyna wtuliła się w niego, płacząc żałośnie. Słuchaliśmy przez długą chwilę jej płaczu, wymieniając pomiędzy sobą pełne współczucia spojrzenia. To, przez co mogła przejść ta dziewczyna, na pewno było bliskie piekłu.

— Esthel, już w porządku. Nic ci nie grozi — wyszeptał Jad, gładząc ją po włosach. Roztrzęsiona córka twórcy W.A.T.S.O.N pokręciła głową ze łzami.

— Nieprawda... On tu jeszcze przyjdzie...

— Kto? — spytałem cicho, jednakże niezmiernie nerwowo. Esthel skuliła się bardziej, a Jad posłał mi karcące spojrzenie. Zagryzłem wargi i zaczekałem, aż Esthel przestała płakać. Alsa ukucnęła niespodziewanie przy nas, pochwyciła ją za rękę i zmusiła do tego, aby spojrzała jej w oczy.

— Jesteśmy z policji. Już nic ci nie grozi — powiedziała łagodnym tonem. Młodsza Caine skinęła głową, otarła policzki. Alsa pogłaskała ją ze współczuciem po włosach dając czas, aby mogła uspokoić się całkowicie.

— Jesteście... z policji? — spytała z niedowierzaniem, patrząc na mnie i Jada. Pokiwałem głową w odpowiedzi.

— Billy jest sierżantem Scotland Yardu, jak i Alsa oraz Egon. Leonard i Diana są komandorami brytyjskiego Secret Intelligence Service — rzekł Jad. Esthel zmierzyła każdego z nas uważnym spojrzeniem. Bała się, jednak przedstawienie nas przez Huntera sprawiło, że nabrała nieznacznej pewności o tym, że nikt nie miał zamiaru ją skrzywdzić.

ZABÓJCZE ŁOWY 1 - 9Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz