Rozdział 5

75 5 4
                                    

   Alsa zerknęła przez ramię sprawdzając, czy nikt nieproszony nie kręcił się po korytarzu. Była na nim sama, jeśli nie liczyć zajętego sprawdzaniem czegoś w swoim telefonie portiera i młodego patrolowego, który ziewał co dwie sekundy. Spojrzała na zegarek — dochodziła ósma nad ranem.

— Co ja tu robię tak wcześnie — mruknęła pod nosem i przetarła nieco oczy. Chciało jej się spać, chociaż wiedziała, że wizja najbliższego spoczynku była niezwykle odległa. Siedząc na ławce, wyciągnęła nogi przed siebie i skrzyżowała ramiona. Czekała kilka chwil, kiedy zza roku nie wyszedł Nixon. Trzymał w dłoni czarną torbę i papierowe opakowanie z dwoma kawami w środku. Ujrzał Alsę i uśmiechnął się pogodnie na jej widok.

— Cześć. Przepraszam, że tak długo, ale dowiezienie dziecka do szkoły o tej godzinie przez zakorkowany Londyn graniczy z cudem — wyjaśnił pośpiesznie.

— Hmm... Mieszkam dalej od Scotland Yardu, a jestem wcześniej od ciebie — odrzekła i wstała. Nixon wzruszył ramionami.

— No ale wiesz... Ty to ty.

Alsa nie odpowiedziała na to. Odezwała się dopiero kiedy wjechali na piętro Wydziału Śledczego i wspólnie zasiedli w swoim biurze. Egon odłożył na bok torbę, poczęstował kobietę kawą i sprawdził godzinę. Potem zdecydował się na wyjaśnienie tego, dlaczego ściągnął ją o tak wczesnej porze do pracy.

— Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Landdor. Nie chciał, abym przekazywał tą wiadomość dalej, ale... Cóż, was okłamywać nie będę. Na kamerach obejmujących swoim zasięgiem parking widać dokładnie to, jak dwóch typków zostawia paczkę, w której było nagranie z mieszkania Billy'ego. Widziałem to nagranie.

— O kurde! — Alsa zatkała sobie usta z poruszeniem. Egon skinął głową.

— Wiem. Tak się składa, że rozpoznałem jednego z tych kolesi. Mówiłem wam, że pracowałem poprzednio w Wydziale Narkotykowym. Pracowaliśmy tam nad pewną sprawą, gdzie jednym z podejrzanych był niejaki Ion Snake. Zapamiętam tę gębę do końca życia. Snake podrzucił nagranie, rozumiesz?

— Tak. To znaczy nie. Nie rozumiem. Czy to jeden z ludzi tego chińskiego skurwiela?

— Nie mam pojęcia — odpowiedział z cichym westchnięciem Egon i podrapał się po głowie. Alsa patrzyła cały czas w jego niebieskie oczy.

— Musimy to wiedzieć — podjęła decyzję w chwilę. Nixon przytaknął.

— Dlatego chciałem, abyś wiedziała o wszystkim. Mam gdzieś adres tego Snake'a. Pojedziemy tam, rozejrzymy się i może uda nam się coś ustalić.

— Co takiego chcesz ustalić? — Alsa spytała drwiąco. Egon zaczerwienił się ze złości.

— To, czego nie powinni robić agenci specjalni, a policja, tak? Ile razy jeszcze mam słuchać o swojej nieskuteczności, podczas gdy moją robotę będą odwalać ludzie pokroju starszego Huntera? — syknął. Alsa wzruszyła ramionami.

— Teraz nie chodzi o naszą robotę. Chodzi mi tylko o mojego przyjaciela.

Egon wypuścił ciężko powietrze z płuc.

— Wiem. Miałaś nie wiedzieć o tym nagraniu, ale, jak mówiłem... Nie mogę was okłamywać.

— Jestem wdzięczna za to, że mi powiedziałeś o wszystkim. Teraz, kiedy Billy trzyma z Jadem, dowiaduję się o wszystkich rzeczach albo przypadkiem, albo jako ostatnia.

Nixon wysłuchał jej z uśmieszkiem na ustach. Alsa zmarszczyła czoło ze zdziwieniem, a on uśmiechnął się szerzej.

— Wiem, co masz na myśli mówiąc, że trzymają się razem. Przecież... Eee... widać, że coś jest na rzeczy pomiędzy nimi. Nie mylę się, prawda? Może nie mój interes, ale tego nie sposób przeoczyć. No chyba, że ktoś jest ślepym kretynem jak Landdor. To już inna sprawa.

ZABÓJCZE ŁOWY 1 - 9Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz