Rozdział 2

49 5 0
                                    

          Pod koniec każdego dnia zawsze przychodził moment, który należał do moich ukochanych chwil – odpoczynek z Jadem w jego pokoju. Wyciągnąłem ciało na wygodnym materacu, przymknąłem powieki, czując jednocześnie ciepło hunterowego ciała. Mówił do mnie o mało istotnych sprawach, wspominał w swoim dzieciństwie, przebytych podróżach i o ludziach, których kiedyś spotkał. Opowiadał mi o muzyce – o wszystkich wielkich legendach zapisanych na kartach historii. Ich głosy uspokajały nas do snu, łagodząc chaotyczne myśli zrodzone za czasów panowania światła. Długo patrzyłem w oczy Jada, kiedy w jego sypialni rozbrzmiewały dźwięki All I need is love. Uśmiechnął się szeroko, odgarnął z poczuciem uroczego zakłopotania włosy za ucho, wzdychając przy tym cicho.

— Choćby nie wiem co, Billy, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo cię kocham — wyszeptał, kiedy zasypiał otulony moim ramieniem.

— Bzdura. Wiem wszystko, głupolu, bo ja kocham cię tak samo mocno.

Wieczory smakowały słodkością. Wszelka gorycz przychodziła wraz z nadejściem świtu.

***

Zanim wybiła siódma, zadzwonił do mnie Hyde Cockayenne, zastępca Landdora w Wydziale Śledczym. Zdziwiony, odebrałem pośpiesznie telefon.

Cześć, Killer! Mam do ciebie prośbę. Możesz przyjechać do nas na 9 Upper Phillimore Gardens? Wiem, że zaczynasz pracę po południu, jednakże znaleźliśmy tu kolegę, którego czas już nie dotyczy — powiedział mi bardzo skrótowo. Popatrzyłem na drzwi łazienki, gdzie Jad brał właśnie prysznic, po czym zastanowiłem się przez chwilę.

— Z Hunterem?

Jeżeli chcesz. Przyda się na pewno.

— W takim razie będziemy. Ale... tak sobie myślę, że przyjadę wcześniej, bo Jad dopiero co wstał.

W takim razie chodź, a po niego wyślemy radiowóz. Za pół godziny, dobra?

— Oczywiście, panie inspektorze — zgodziłem się. Cockayenne rozłączył się. Dopiłem pośpiesznie kawę, odłożyłem kubek na stół i poszedłem do łazienki. Jad stał w kabinie pod strumieniem ciepłej wody, spłukując pienisty szampon ze swoich długich włosów. Dostrzegł, że wszedłem, dlatego wychylił się nieco pomiędzy szklanymi drzwiami.

— Przyjdziesz do mnie? — spytał z uśmiechem. Pokręciłem przecząco głową, lustrując spojrzeniem jego nagie ciało ociekające wodą. Jad zdziwił się tylko.

— Skoro nie chcesz się ze mną wykąpać, to czego chcesz?

— Powiedzieć ci, że dzwonił do mnie Cockayenne. Od czasu, kiedy to po jego rozkazie wyjechałem z Youngiem z aresztu, nie ignoruję go. Wiesz, jak Leonard nam kazał...

— No tak — odparł zgodnie. — Każdy jest podejrzany, a twoi szefowie najbardziej. Dlaczego dzwonił?

— Znaleźli trupa. To chyba będzie moje nowe śledztwo. Dowiem się wszystkiego na miejscu.

— Cudownie — mruknął. — Kto jest ofiarą? Gdzie zginął?

— Tego jeszcze nie wiem. Mam tylko adres. Pośpiesz się, bo ciebie też tam oczekują. Pojadę wcześniej, bo obiecałem mu, że nie będzie na mnie czekać.

— Sierżant jedzie bez dymanego przez niego detektywa? Smutna historia.

— Jeszcze smutniejsza będzie taka, że detektyw w ogóle nie dojechał na miejsce, bo zatrzasnął się pod prysznicem. Poważnie, Jad. Pośpiesz się.

— Dobrze, dobrze! — żachnął się i odkręcił ponownie ciepłą wodę. Ta trysnęła z deszczownicy, a on rozkosznie przymknął oczy, delektując się kąpielą. Przewróciłem oczami z uśmieszkiem i już miałem skierować się do wyjścia, kiedy Jad przypomniał sobie o czymś.

ZABÓJCZE ŁOWY 1 - 9Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz