Rozdział 3

73 4 0
                                    

      Rozdziawiłem usta w zdumieniu, słysząc to nazwisko. Hunter zaśmiał się perliście i ścisnął moją dłoń.

— Widzę, że nie spodziewał się pan takiego obrotu sprawy — stwierdził.

— No... nie — odpowiedziałem czując, że w środku głowy zapanował wyższy etap chaosu.

— Tak, jak mówiłem. Wszystko wyjaśnimy potem. A teraz chodźmy. Na dole czeka na nas coś dobrego do jedzenia.

Rzeczywiście, do sypialni zaczęły wlatywać smakowite zapachy przez które poczułem, że stałem się potwornie głodny.

Leonard, przeczesując swoje loki, przyjrzał się mi przez chwilę, kiedy decydowałem o tym, czy zechcę zejść z nim na dół.

Nie było podstaw, abym mu zaufał, jednak jego spojrzenie powodowało, że nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że naprawdę mogłem być z nim bezpieczny. Uczucie to mogło okazać się zwodnicze, lecz przy każdym następnym Hunterze mogłem stracić kolejne zdolności logicznego rozumowania.

— No dobra. Mogę iść. Tylko... — zgodziłem się i wskazałem wymownie na siebie. Leonard skinął głową, rozejrzał się po sypialni i w kilka sekund znalazł coś, czego szukał. Była to koszulka, bowiem uprowadzono mnie z Name Street w samych spodniach od piżamy. Ubrałem na siebie to, co mi wręczył, aby następnie udałem na niższe piętro domu.

— Kto gotuje? — zapytałem, kiedy powoli wyszedłem z sypialni na korytarz. Rozejrzałem się. Byliśmy w czyimś domu, urządzonym bardzo tradycyjnie, w niezwykle angielskim stylu.

— Jedna z najbardziej utalentowanych kucharek, jakie znam — odpowiedział i ruszył pierwszy w kierunku schodów.

— To znaczy?

— Moja siostra — wyjaśnił z uśmiechem. Nie pytając o więcej, zszedłem za nim po schodach, depcząc bosymi stopami po dywanie pokrywającym stopnie. Zeszliśmy ostrożnie na pierwsze piętro. Dotarliśmy na korytarz, z którego można było wydostać się z domu, lub przemieścić do pozostałych pomieszczeń. Leonard skręcił w lewo, zaprowadzając mnie do gustowne urządzonej kuchni. Spotkaliśmy tam kogoś, kto zręcznie zajmował się smażeniem kurczaka i krojeniem warzyw. Ujrzałem jej twarz i zdumiałem się.

Dziewczyna mogła mieć około dwudziestu lat. Miała nieco ciemniejszy kolor skóry. Patrzyła na świat dużymi oczami w kolorze szaro-zielonym, a jej nos, nieco zadarty, dodawał jej tyle samo uroku, co pięknie zarysowane kości policzkowe. Włosy dziewczyny, kręcąc się w fale, ufarbowane zostały na fioletowy kolor u nasady, aby płynne przechodzić na końcówkach w soczysty turkus.

Wystarczyła mi jedna wymiana spojrzeń z nią abym wiedział, że ten sam koci kształt wpatrywał się we mnie każdego dnia.

— Naszego gościa obudziły chyba zapachy — powiedział Leonard. Skinął, abym zajął z nim miejsce przy stole.

— Widzę właśnie — odpowiedziała dziewczyna. Zabolała mnie głowa, kiedy przypomniałem sobie ten głos. To ona musiała spowodować, że straciłem przytomność.

Ale moja skroń...? Co się działo?

— Ty jesteś Billy Killer, tak? — spytała i skierowała swój wzrok na Leonarda. — Czy on jest... jego...?

— Jestem przyjacielem twojego brata — odpowiedziałem jej, zanim mężczyzna zrozumiał intencje pytania dziewczyny.

Jej podobieństwo do Jada było rażące, dlatego nie zawahałem udzielić się takiej odpowiedzi. Bardziej zastanawiająca okazała się obecność Leonarda. Uznałem, że nadszedł czas na ujawnienie tego.

ZABÓJCZE ŁOWY 1 - 9Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz