Rozdział 3

51 6 0
                                    

— Nie wierzę...! — wydusiłem z siebie. Zacząłem rozglądać się dookoła, jednak szef chińskiej mafii zniknął tak, jakby nigdy nie postawił tutaj swojej stopy. Wtem niespodziewanie zadzwonił mój telefon. Wziąłem potężny wdech powietrza na uspokojenie i wyciągnąłem go z kieszeni. Zobaczyłem, że dzwonił Jad.

Hej, tygrysie. Już jestem — powiedział mi przez słuchawkę. Zobaczyłem go niedaleko głównego wejścia z peronu. Serce podskoczyło do mojego gardła na jego widok. Poczułem niewyobrażalną ulgę i puściłem się biegiem w jego stronę. On wyciągnął ręce w moim kierunku, gotowy do przytulenia, ja jednak zatrzymałem się tuż przed nim.

— Widziałeś go?! Musiałeś go widzieć! — krzyknąłem. Jad zdumiał się.

— Co? Kogo niby?

— Jego...! Tego chińskiego skurwiela! Younga! — powiedziałem patrząc mu w oczy. Strach w moim sercu wymieszał się ze zdenerwowaniem i poczuciem ulgi, bo gdyby nie Jad, straciłbym zdolność racjonalnego myślenia. On złapał się za głowę, wzrok uciekł mu na tłum ludzi, a nogi zmusiły do wykonania trzech obrotów w poszukiwaniu Chazze.

— Jad. — Złapałem go za rękę tak, że nie mógł mi uciec.

— Billy, gdzie go widziałeś? — wyszeptał z poruszeniem.

— Tutaj! Dosłownie przed momentem! — odparłem i zwolniłem nieco uścisk. — Stał, patrzył się jak przyjeb i pokazał na zegarek. Potem przeszedł mi przed nosem jakiś grubas, a wtedy ten skurwiel zniknął!

— Co? Kurwa, jak był ubrany?

— Miał na sobie to popierdolone białe futro! Nie mogłeś go przeoczyć, bo rzuca się w oczy jak zjebane neony w Boże Narodzenie!

Myliłem się. Jad nie widział nikogo. Puściłem więc go i złapałem się za głowę. Czy właśnie tak wyglądała utrata zdrowego umysłu?

***

Jad zapatrzył się na moment z rozmazane obrazy za oknem, podczas gdy ja rozglądałem się po pociągu. Wracaliśmy z powrotem z komisariatu Paddington Green, ponieważ nie zastaliśmy tam Jacka Jaggera. Jad zostawił informację o tym, aby po powrocie skontaktował się z detektywem.

— Nie pojawi się teraz w metrze, chyba że przeoczyłbym dziecięciu jego goryli i to pieprzone futro. Nie zastrzeli nas, nie bój się. Jesteśmy jego osobistymi wrogami, więc mamy przesrane, ale jeszcze nie dzisiaj — odezwał się nagle Jad i tak jak ja, rozejrzał po wagonie. Pociąg zatrzymał się na stacji Baker Street. Wtedy Jad złapał mnie za rękę i poderwał do góry.

— Chodź, mam pewien pomysł! — zawołał i wysiadł ze mną pośpiesznie. Nie zadawałem zbędnych pytań, dlatego udałem się za nim w milczeniu, w tłum wychodzących ludzi. Przeszliśmy przez długi ciąg korytarzy stacji Baker Street, kierując na linie, które podróżowały do północnej części miasta. Wsiedliśmy szybko do Jubilee i tak w kilka minut wysiedliśmy na stacji Kilburn. Wychodząc z budynku, Jad zaprowadził nas pod wiaduktem dla pociągów, potem skręcił w prawą stronę. Maszerowaliśmy szybko, dlatego pomimo mrozu, nie trzęsłem się z zimna. Jad, trzymając kurczowo moją dłoń, odwracał się kilka razy za siebie na Kilburn High Road, jakby oczekiwał, że Chazze Young lub inny debil idzie za nami.

— Myślisz, że ktoś nas śledzi? — spytałem.

— Nie wiem. Zaraz to sprawdzimy — odparł i skręcił do pewnej restauracji o nazwie Little and Beauty. Już od wejścia zapachniało pizzą i włoskim jedzeniem, dlatego poczułem się głodny.

Restauracja składała się z dwóch sal ze stolikami. W pierwszej zobaczyłem mozaikową podłogę i czerwone krzesła, a w drugiej patrzyła na nas wynurzająca się z wody Wenus, pochodząca ze słynnego, starego obrazu. Z sufitu zwisały krzesła, a do grona osobliwych dekoracji należała także podwieszana klatka.

ZABÓJCZE ŁOWY 1 - 9Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz