Rozdział 5

24 4 3
                                    


Jeśli nie ucieczka, to przynajmniej stracenie przytomności było idealnym sposobem dla Jada na uniknięcie odpowiedzialności. Wziąłem go w ramiona, położyłem pośpiesznie na moim łóżku i sprawdziłem mu puls oraz to, czy w ogóle oddycha. Ręce zaczęły mi drżeć, kiedy głowa Jada bezwładnie leżała na łóżku.

— Do cholery! — zakląłem i złapałem się za głowę. Szybko podjąłem decyzję — wziąłem się w garść, zacisnąłem pięści i wybiegłem z krzykiem do moich przyjaciół w mieszkaniu.

***

Salon wietrzył się trzecią godzinę, dopóki Jad nie ocknął się na kanapie, otwierając oczy zdezorientowany. Popłakałem się z ulgą i usiadłem obok niego, ściskając przy tym jego zabandażowaną dłoń. Przez co jednak musiała być opatrzona? Tego nie widziałem.

— Jad? — zapytał Leonard troskliwie i usiadł niedaleko nas. — Jak się czujesz?

— Jak wrzucony do kanalizacji w trakcie wielkiego wypróżniania — odrzekł, a co Leo i Egon prychnęli z rozbawieniem. Alsa powstrzymała się przed tym, bo najdokładniej ze wszystkich widziała mój gniew. Usiłowałem zapanować nad sobą, ponieważ czułem, że niewiele brakowało, a znów wyładowałbym całą złość na Hunterze.

Leo podał mu szklankę wody, sprawdził także jego puls, a w końcu zerknął na mnie.

— Nigdy nie tracił przytomności od tak — rzekł, jakbym był odpowiedzialny za stan jego brata. Tego nie mogłem puścić płazem.

— Przecież ci powiedziałem, Leonardzie, że Jad sam z siebie stracił przytomność! Nic mu nie zrobiłem! — krzyknąłem, a Leo wywinął oczami z irytacją.

— Billy, przestań — jęknął Jad. Prychnąłem na to ze złością.

— Jeszcze raz mnie uspokoisz, a rzeczywiście coś ci zrobię!

— Myślicie, że na to pozwolę? — wtrącił Leonard. Poczułem, że poczerwieniałem na policzkach z emocji. Wtedy już nie mogłem powstrzymać swoich emocji. Krzyknąłem raz, potem drugi, gdy Jad chciał wstać i uspokoić mnie. Alsa zawołała moje imię, Jad nagle rozbeczał się jak dziecko, a Luxor uciekł w popłochu do jadalni.

Chciałem uciec od wszystkiego, a tymczasem wszystko wróciło. Nie mogłem się tego pozbyć, bo to żyło, płacząc z nerwów na naszej sofie, jakby ktoś wyrządził mu największą krzywdę świata, a to przecież on skrzywdził mnie. Z tym faktem już coś mogłem zrobić. Wziąłem więc jedynie telefon, kluczyki do demona i jak najszybciej opuściłem własny dom, zostawiając wszystkich bez słowa. Nikt nie próbował mnie zatrzymać. Nikt nie chciał. Wszystkiego było bowiem już za dużo.

***

Dom na Bonnington Square wyróżniał się znaczenie od pozostałego zabudowania, gdyż jako jedyny nie stał w szeregowej zabudowie, a w dodatku od strony Langley Line otaczały go gęste zarośla. Cała ulica wyglądała jakby pochodziła z innego zakątka świata, gdyż wszędzie znajdowały się rozległe krzaki i niskie drzewa, a nawet rośliny przypominające palmy. Przyglądając się temu, zatrzymałem demona pod domem i poczekałem, aż Jaddachir zszedł z motocyklu. Zrobił to pośpiesznie i popatrzył na mnie.

— Idziesz ze mną, czy zostajesz? — spytał. Włączyłem silnik i zdjąłem kask, co jemu musiało wystarczyć jako pozytywna odpowiedz. Już tak pozytywnie nie wyglądały nasze relacje, gdyż po tym jak wczoraj wyszedłem z domu, nie wróciłem na noc. Pojawiłem się tam dopiero rano, wziąłem prysznic i bez słowa wyjaśnień oznajmiłem mu, że jedziemy do domu Roelów. Nie miałem pojęcia, jak wyjaśnił wszystko Leonardowi i moim przyjaciołom, ale wnioskując po jego podłym humorze, znowu ktoś próbował wypruć mu flaki.

ZABÓJCZE ŁOWY 1 - 9Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz