35

16.6K 645 55
                                    

Całą drogę na lotnisko płakałam. Jak widać Alan nie potrafi się zmienić. Mimo obietnic. Tylko jest mały problem, oni będą mieli dziecko. Nie chcę go już widzieć, pewnie i tak nie przyjedzie na lotnisko, bo jest zbyt zajęty tą suką.

Kiedy dotarliśmy już na miejsce pierwsza wyszłam z samochodu i poszłam po moje walizki.

- Rose, co się dzieje? - podszedł do mnie Cody, gdy próbowałam wręcz wyszarpać torbę z bagażnika.

- Nic.

- No właśnie widzę.

- Możesz skończyć i pomóc mi z tą cholerną torbą?

- Już spokojnie. Daj to - wziął ją ode mnie i poszliśmy w strone wejścia na lotnisko - Mam nadzieję, że zaraz poprawi ci się humor.

- Mam dobry humor, wręcz zajebisty.

- To będziesz miała jeszcze lepszy. Popatrz w tamtą stronę - pokazał na miejsce parę metrów on nas. Stał tam ten pieprzony kłamca z wielkim bukietem róż. Co on sobie myśli? Że jak da mi parę kwiatków to o wszystkim zapomnę? Nie doczekanie jego - Nie cieszysz się? Bo minę masz jakbyś miała zaraz kogoś udusić.

- Ty to załatwiłeś? - zapytałam się groźnie.

- Nie, Alan to wszystko wymyślił - nie zauważyłam nawet kiedy zjawił się obok mnie.

- Będę tęsknić Rose - chciał mnie pocałować, ale go odepchnełam - Co się stało?

- Nic - posłałam mu jeden z moich sarkastycznych uśmieszków.

- Nie podoba ci się niespodzianka?

- Nie.

- Czemu?

- Wiesz co?! Daruj już sobie te wszystkie kłamstwa. Mam tego dość, rozumiesz?! Twoich kłamstw, twoich nic nie znaczących obietnic, po prostu Ciebie. Sądziłam, że naprawdę coś do mnie czujesz, ale ty wolisz puszczać się z tą dziwką. W sumie, nie dziwię się, będzie matką Twojego dziecka. Życzę wam powodzenia, a ja nie mam zamiaru z tobą już nigdy więcej rozmawiać! - całe lotnisko było wpatrzone w naszą dwójkę, poczułam łzy spływające po policzku, ale w tym momencie nie interesowało mnie to.

- O czym ty mówisz do cholery jasnej?! Nie zdradziłem Cię.

- Wiesz... najlepszej będzie jak już sobie pójdziesz. Zapomnij również o mnie, o tym, że między nami było cokolwiek. Tak będzie najlepszej dla nas obojgu. Żegnaj Alan - przytuliłam brata, który był świadkiem całej tej sytuacji - Będę tęsknić Cody.

Odeszłam od nich i poszłam w kierunku taty, który rozmawiał z jakąś osobą z lotniska.

- Wszystko okej córciu?

- Nie. Kiedy lecimy?

- Za 20 minut. Musimy przejść jeszcze przez odprawę. Trzeba się trochę pospieszyć jeżeli chcemy zdążyć.

- Im szybciej, tym lepiej.

- Co się stało?

- Nic.

- Może jestem już stary, ale nie ślepy.

- Nic się nie stało! Zerwałam z Alanem, zadowolony?!

- Tak mi przykro Rose...

- Oboje wiemy, że nie jest ci przykro i tak naprawdę się z tego cieszysz.

- To nie tak...

- Chodźmy, bo spóźniony się na samolot.

- Rose... - już nie odpowiedziałam, a tata opuścił temat.

Za chwilę lądujemy. Cały lot spędziłam na myśleniu o Alanie, popłakałam też trochę. Nie wyobrażam sobie jak teraz będzie wyglądać moje życie, bez niego. To będzie jakaś katorga.

Przyjaciel Mojego BrataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz