Rozdział I

42K 1.1K 306
                                    

Stukam palcami o kolano w nieznanym rytmie. Uczucie zniecierpliwienia towarzyszy mi już od ponad dziesięciu minut. Po raz, już sama nie wiem, który spoglądam na zegarek w telefonie: 7:40.

Zabije go. Normalnie uduszę gołymi rękami, wskrzeszę i jeszcze raz uduszę. Co on sobie niby wyobraża? Miał tu być ponad dwadzieścia minut temu! Przez niego znowu się spóźnię.

Wściekła, wybieram dobrze znany numer i dzwonię. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci... Nie odbiera.

— Przysięgam, jeśli zaraz się tutaj nie pojawisz, własna matka cię nie pozna! — Syczę, patrząc na zdjęcie uśmiechniętego szatyna.

Zeskakuje z niewielkiego murku i zaczynam chodzić w tą i z powrotem. Nigdy nie należałam do cierpliwych osób i on dobrze o tym wie, a i tak ciągle wystawia moją cierpliwość na próbę. Groźby już dawno przestały na niego działać. Jako dzieci bał się, że spełnię je, ale nigdy tego nie zrobiłam, czego bardzo żałuje może wtedy nauczyłby się traktować moje słowa na poważnie i przestał działać mi na nerwach. Z wiekiem zrobił się coraz bardziej nadętym bucem, którego mam dość.

Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Od tego czasu minęło trzynaście lat, a ja dalej pamiętam każdy szczegół, jakby to było wczoraj. Wzdycham i przystaje w miejscu, przymykając powieki. W mojej głowie zaczyna kreować się obraz.

Trzymam wafelek z lodami, który kupiła mi mamusia. Jestem z siebie bardzo zadowolona, iż udało mi się ją namówić na podwójną gałkę waniliowego szaleństwa. Ze smakiem jem moje lody, czekając aż moja rodzicielka skończy rozmawiać przez telefon. Nie obchodzi mnie świat wokół mnie, jestem tylko ja i to cudo. W tej chwili niczego tak bardzo nie kocham jak ten rozpływający się w ustach niebiański smak.

Jednak z moim szczęściem ( a raczej jego brakiem) długo nie nacieszyłam się tym. Po raz kolejny mam wziąć przysmak do ust, kiedy z ogromną siłą ktoś na mnie wpada. Chwieję się i upadam na pupę, upuszczając loda na zimie. Przerażona patrzę na roztapiającego się loda, który w tej chwili zamiast pieścić moje kubki smakowe rozpływa się po ziemi. Dopiero po dłuższej chwili przenoszę wzrok na winowajcę, który śmiał pozbawić mnie mojej ulubionej przekąski. W zawrotnym tępię podnoszę się z ziemi i z mordem w oczach patrzę na chuderlawego chłopca z burzą loków na głowie. Zaciskam swoje małe dłonie w piąstki i nie bacząc na konsekwencje uderzam chłopca w twarz. Ten zaszokowany chwyta się za policzek, a po jego policzku zaczyna spływać łza. Mój cios musiał zaboleć.

— To za mojego loda! Wiesz ile błagałam mamę, żeby kupiła mi dwie gałki, wiesz?! — Krzyczę, a w moich oczach pojawiają się łzy. Naprawdę jest mi smutno.

— Ja... przepraszam. — Odzywa się piwnooki.

— Co mi po twoich przeprosinach?! Nic nie zwróci mi mojego skarbu!

— Przesadzasz. To tylko lody! — Postawa chłopca ze zmieszanej zmienia się w bojową.

— Ja ci zaraz dam tylko lody! — Rzucam się na niego i zaczynam okładać moimi piąstkami. Nikt bezkarnie nie będzie pozbawiał mnie jedynej cennej dla mnie rzeczy!

Przez dłuższą chwilę wzajemnie oddajemy swoje ciosy, po czym zmęczeni padamy na trawę, ciężko dysząc.

— Nie rozumiem. To było tylko lody. Głupia przekąska. — Odzywa się nagle chłopiec, normując oddech.

— Chcesz dostać jeszcze raz! — Spoglądam na niego wściekła i gotowa do kolejnej rundy.

— Nie! — Krzyczy przerażony. Odwracam od niego wzrok, jestem zmęczona. — Wariatka.

Made For Each OtherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz