Rozdział II

23.4K 910 136
                                    

Ociężale wstałam ze swojego miejsca i wraz z Lukiem zmierzamy w stronę stołówki. Wchodzą do jednego z największych pomieszczeń w naszej szkole od razu można usłyszeć gwar rozmów. Ja nie wiem jak oni to robią, lekcja dopiero się skończyła a tu już są tłumy, a kolejka po jedzenie sięga drzwi wejściowych, a wspomnę, że kasa znajduje się po drugiej stronie. Całe szczęście nie muszę stać w kolejce, gdyż nie jadam stołówkowego żarcia, tego w sumie to nawet posiłkiem nie można nazwać. Ruszam w kierunku stolika moich przyjaciół i tradycyjnie, bo jakżeby inaczej zastaję przy nim przyssaną do ust Nathaniela, niczym pijawka do skóry, Ambar Brown. Szkolną miss piękności, oczywiście tylko ona tak uważa. Amar jest wysoką, farbowaną blondynką o idealniej figurze i dużym biustem. Nie powiem matka natura obdarzyła hojnie tą dziewczynę, jednak to nie zmienia faktu, iż inteligenci jej oszczędziła. Krótko mówiąc jest pusta niczym pustak na budowie. Jej duże błękitne oczy, zgrabny nos i powiększone, pełne usta oraz oczywiście kilko tapety na twarzy robi wrażenie na facetach. Jednak najbardziej, co ich do niej przyciąga to krótkie miniówki odsłaniające jej tyłek i bluzki z mocno wyciętym dekoltem. Ta dziewczyna nie ma za grosz szacunku do siebie, puszcza się z każdym. Ja rozumiem można lubić seks i nikogo nie oceniam po tym, w jakich ilościach go uprawia, wszystko jest dla ludzi. Jednak ta dziewczyna wskoczy każdemu facetowi do łóżka, żeby pokazać, że może mieć każdego. Nie robi tego dla przyjemności, a żeby się o niej mówiło. Potrafi nawet przespać się z największym dziwakiem w szkole, żeby tylko coś udowodnić albo z kujonem, aby zdobyć pracę domową.

— Zaraz zwymiotuje. — Spojrzałam na Luka, który miał minę jakby faktycznie miał zaraz zwrócić swoje śniadanie. Wcale mnie to nie dziwi, sama mam na to ochotę. Wygląda to jakby zaraz mieli połknąć się w całości. Ohyda.

— Idźcie lizać się gdzieś indziej, tu się je. — Warknęłam i usiadłam obok tego pajaca, a Luke zajął miejsce naprzeciwko mnie.

— Zazdrosna. — Nathaniel oderwał się od ust pustaka i spojrzał na mnie wyzywająco. Zmierzyłam ich wzrokiem i odezwałam się:

— Jeszcze jakbym miała o co. — Wyciągnęłam z plecaka butelkę wody i zaczęłam pić.

— Nie udawaj. Wiem, że chciałabyś być na miejscy Ambar. — Zakrztusiłam się i zaczęłam delikatnie klepać się po klatce piersiowej. Po dobrej minucie uspokoiłam się i ponownie spojrzałam w oczy przyjaciela.

— Wszystko, co pozwoli ci zasnąć. Jednak wiedz, że całowanie się ze szczurem byłoby przyjemniejsze niż z tobą. Nie wiadomo, co ten pustak miał w ustach i jakie zarazki ci przekazał.

— Kogo nazywasz pustakiem?! — Skrzywiłam się na pisk Ambar. Jej głos tak bardzo rani moje bębenki słuchowe, że mam ochotę wyciąć jej struny głosowe.

Nie odpowiedziałam. Wyciągnęłam z plecaka kanapkę i wgryzłam się w nią jakby to była najlepsza kanapka na świecie. Byłam bardzo głodna. W sumie zawsze jestem. Nie obchodzi mnie czy ona dalej siedzi na kolanach Nathaniela, delektuje się moim jedzeniem, jakby nic innego wokół nie istniało. Nie jestem zazdrosna o mojego przyjaciela, mam gdzieś, z kim się całuje czy sypia. Często sobie dogryzamy, wyzywamy i żartujemy, mimo to jest mi bliski i martwię się o jego zdrowie. Nie wiadomo czy Ambar czymś go nie zarazi. Z mojej kanapkowej krainy wyrwało mnie szturchnięcie. Spojrzałam na Thomsa pytająco.

— Wybierasz się na tą szkolną wycieczkę?

— Do Sydney? — Pytam dla pewności.

— Nie, Melody, do Honolulu. – Wywróciłam oczyma i zignorowałam zaczepkę Nathaniela. Jednak kątem oka spojrzałam na niego i z zadowoleniem zauważyłam, że pustaka nie ma już przy nim.

— Raczej pojadę. Co prawda muszę pogadać z rodzicami, ale to tylko formalność.

— To świetnie, jedziemy wszyscy. — Chłopak wyszczerzył ząbki w uśmiechu i wrócił do swojego jedzenia, a ja wreszcie mogłam skończyć moje kanapkowe pyszności. Nim się jeden obejrzałam pojemnik na kanapki był tylko pojemnikiem, a moje jedzonko zniknęło. Zirytowana warknęłam na Nathaniela, już miałam się na niego rzuć, ale powstrzymały mnie ręce Thomasa.

***

Wychodzą ze szkoły, poczułam wolność i lekkość. To drugie nie trwało długo. Ogromny ciężar zwalił, a raczej wskoczył mi na plecy. Skrzywiłam się, a kolana delikatnie ugięły się pode mną. Nie dałam się, chwyciłam chłopaka pod uda i dzielnie szłam do przodu w stronę motocykla. Mimo ogromnego wysiłku, jaki musiałam w to włożyć w końcu dotarłam do pojazdu i z wielką ulgą udało mi się zrzucić z moich pleców zbędny ciężar.

— Ile ty ważysz? Przydałby ci się dieta. — Czułam się jakbym przebiegła maraton, a przeszłam tylko ze sto metrów!

Na mój komentarz wywrócił oczyma i wsiadł na maszynę. Poszłam w jego ślady i także, po założeniu kasku, usiadłam. Chwile później wchodzimy do mojego domu, a pierwsze gdzie udaje się Nathaniel, zaraz po zdjęciu obuwia, to kuchnia i lodówka.

— Jedzenie? Masz coś takiego?

— Nie. Te wszystkie rzeczy, na które patrzysz są tylko do podziwiania.

Prychnął na mój komentarz. Wyciągnął jajka i mleko. Z szafki wyciągnął mąkę, proszek do pieczenia, cukier waniliowy, olej, miskę i patelnie.

— Co powiesz na naleśniki? — Pyta, spoglądając na mnie kątem oka, w między czasie zdążył zmieszać połowę składników.

— Na nic kreatywnego cię nie stać? — Wzruszył ramionami i kontynuował przygotowywanie naszego posiłku. Westchnęłam i zabrałam się za wyciąganie talerzy, sztućców i nadzienia do naleśników.

Po niespełna piętnastu minutach na stole stał talerz z całym stosem placków. Usiedliśmy na krzesłach i w ciszy pałaszowaliśmy nasze jedzenie. Z pełnymi brzuchami powlekliśmy się do salonu. Od razu rzuciłam się na kanapę, zajmując całą. Nathaniel jak nie on podniósł delikatnie moje nogi i usiadł, po czym położył je na swoich udach. Nie wygodnie mi, więc odwróciłam się i położyłam głowę na jego nogach, a ten odruchowo wplątał swoje palce w moje włosy i zaczął się nimi bawić. Przymknęłam powieki i rozluźniłam wszystkie mięśnie. Było mi tak dobrze. To nie mogło trwać wiecznie. Nathaniel to Nathaniel nic tego nie zmieni. Wstał nagle, po czym niczym worek ziemniaków przerzucił mnie przez swoje ramię. Próbowałam się wyrwać, krzyczałam, biłam, jednak nic to nie dało. Widok łazienkowych kafelek przeraził mnie. On chyba nie chce...

— Zabiję cię! — Krzyknęłam czując lodowatą wodę na sobie. Ten pacan wszedł ze mną pod prysznic! Nie wiem jak to zrobił, że tylko ja jestem mokra, ale niech kupuje już sobie trumnę, bo jak tylko dostanę go w swoje ręce to zabije.

Wybiegam spod prysznica i zaczynam gonić największego pajaca, jakiego znam. Zapędziłam go w kozi róg i z chytrym uśmieszkiem zaczęłam się do niego zbliżać. Rozglądał się na boki, szukając drogi ucieczki, jednak takowej nie znalazł. No Nathaniel czas się przytulić. Rozłożyłam ramiona i już miałam go objąć, ale z wody z moich ubrań stworzyła się na podłodze niewielka kałuża i poślizgnęłam się. Psychicznie przygotowywałam się na upadek, ale w ostatniej chwili silne ramiona mocno i pewnie chwyciły mnie w pasie powstrzymując mój upadek. Serce mocno mi waliło, a jedyne, co w tej chwili widziałam to parę pięknych piwnych oczu. Byliśmy bardzo blisko siebie, nasze oddechy mieszały się ze sobą a usta dzieliło tylko kilka centymetrów. Wstrzymałam oddech, nie byłam w stanie otrząsnąć się z transu, w jaki wpadłam. Nathaniel patrzył na mnie takim wzorkiem, że momentalnie zrobiło mi się gorąco, a bicie serca przypomniało galop konia. Chciałam czegoś więcej. Pragnęłam tego, skóra w miejscach gdzie trzymał mnie Nate paliła. Usta mrowiły i pragnęły. Tylko, czego pragnęły ?

Made For Each OtherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz