Rozdział XVIII

10.6K 550 8
                                    

Cisza panująca pomiędzy nami była męcząca. Nie wiedziałam, od czego zacząć. Pewnie powinnam od samego początku, ale jaki to ma sens skoro Nathaniel zna prawie wszystkie szczegóły, pominęłam tylko kilka faktów, dość istotnych faktów.

— Zataiłam coś przed tobą. — Wyznaję nie patrząc w jego oczy. Nie mam aż tyle odwagi, aby to zrobić. — Coś istotnego. Coś, przez co możesz jeszcze bardziej znienawidzić swojego brata, a nawet mnie. Okłamałam cię, cały czas mam okropne wyrzuty sumienie. To wykańcza mnie pomału od kilkunastu miesięcy. Już dawno powinnam ci powiedzieć. Co ja gadam już na początku powinnam to zrobić, przepraszam. — Odważam się spojrzeć na jego twarz. Moje oczy są pełne skruchy.

— Co zrobiłaś? — Odzywa się pustym głosem.

— Nigdy nie wyjaśniłam ci, dlaczego Jack postąpił tak ze mną i poszedł do moich rodziców. W sumie to sama tego do końca nie wiem. Myślę, że chciał się mnie pozbyć, rozdzielić nas i skłócić, aby zmanipulować cię na swoją stronę. Nie powiedziałam ci jednak wszystkiego a dokładniej, co działo się przed tym wszystkim. — Spuściłam wzrok i westchnęłam. Czas na brudną prawdę. — Zanim Jack przyszedł tutaj byliśmy razem w starym magazynie był tam jeszcze Harris, ale dość szybko się zmył. Wciągali kokę i namówili mnie na to. Wciągnęłam jedną kreskę, ale to na pewno nie było to, o czym mi powiedzieli. Czułam się inaczej. Straciłam całkowicie świadomość, nie czułam niczego. Myślę, że to, co mi podali to była pigułka gwałtu tyle, że sproszkowali ją, przez co wyglądało to na amfetaminę. Głupia zabrałam to i potem jak już wspomniałam była tylko ciemność. Ostatnie, co pamiętam to słowa wypowiedziane przez Jacka „Żegnaj, Melody". — Przymknęłam powieki. Teraz czas na tą gorszą część historii. — Ocknęłam się po kilku godzinach w tym samym miejscu sama na tej brudnej kanapie. Czułam się fatalnie, głowa mnie bolała, a każdy ruch sprawiał mi ból. Najbardziej jednak kłopot sprawiało mi zgięcie u lewej ręki w łokciu, kiedy udało mi się w miarę ogarnąć i podwinąć rękaw bluzy zobaczyłam pełno nakłóć po igle. Jack coś mi wstrzyknął, nie wiem, co. Przeczuwam, że nic groźnego po prostu chciał, aby te nakłucia wyglądały jakby dawała sobie w żyłę, co uwierzytelni jego historie o moim rzekomym problemie z narkotykami. Po tym wszystkim ledwo udało mi się dojść do domu. Resztę znasz. Jack już tam był i opowiedział swoją wymyśloną historyjkę moim rodzicom przez to trafiłam na odział zamknięty ośrodka. Ślady po nakłuciach i wcześniej zażywane narkotyki oraz moja agresja tylko utwierdziła wszystkich o uzależnieniu. Zamknęli mnie na dwa miesiące i starali się mnie wyleczyć z czegoś, na co nawet nie byłam chora. Jackson wiedział o zamiarach twojego brata, dlatego go rzuciłam i przy okazji złamałam nos. — Mój głos jest wypruty z emocji. Jakimś dziwnym trafem nie płakałam. Czułam się pusta. Jednak bałam się spojrzeć na przyjaciela, moja głowa ciągle była opuszczona a wzrok utkwiony w podłodze. Słyszałam jak ciężko oddycha, kątem oka widziałam jak zaciska pięści. Jest zły. Nie przepraszam on jest wkurwiony. Nie mogę spojrzeć w jego tęczówki. Nie chcę zobaczyć rozczarowania, zawiódł się na mnie wiem o tym doskonale. Czasu nie cofnę, a to nie wszystko. Zaraz zrzucę na niego koleją bombę i przeczuwam, że zepsuję wszystko. — Musisz wiedzieć o czymś jeszcze. Po wyjściu z odwyku spotkałam się z Jackiem.

— Że co?! — Krzyknął. Skuliłam się, jest wściekły. Nie boję się, że mi coś zrobi ani nic z tych rzeczy. Bardziej boję się, że przez swoje negatywne emocje wyrządzi sobie krzywdę.

— Spotkałam się z nim zaraz po wyjściu. Zaszantażowałam go. Powiedziałam, że jak nie zniknie z naszego życia wszyscy się dowiedzą o jego brudnych interesach. Nie chciał mi uwierzyć. A raczej powiedział, że to będzie jego słowo przeciwko mojemu. A kto uwierzy narkomance? Jednak miałam i nadal mam na to dowody, kiedy pokazałam mu je był wściekły, ale uciekł niczym rasowy tchórz. Wyjechał i miał nie wracać, ale coś się zmieniło i wrócił. Nie wiem, po co i dlaczego. Może to chwilowe i faktycznie już wyjechał a może się gdzieś czai. Jedno jest pewno jego powrót nie był przypadkowy. — W końcu zrzuciłam z siebie ten ciężar i wyznałam mu wszystko.

Zebrałam się w sobie i spojrzałam na chłopaka. Siedział niczym posąg. Oddałabym wszystko, aby poznać jego myśli, jego uczucia. Ale przede wszystkim chciałabym, aby mi wybaczył.

— Chciałam ci to wyznać już dawno, ale brakowało mi odwagi. Wiem słaba wymówka. Po za tym Jack to twoja rodzina już i tak go nienawidzisz po części przeze mnie nie chciałam dokładać do tej nienawiści kolejnych rzeczy. Ale dość tego. Nie mogłam dużej tego ukrywać. On coś kombinuję jego powrót o tym świadczy a ty musisz znać prawdę, aby wiedzieć jak się bronić. — Zamknęłam swoje usta i czekałam. Czekałam na jakąkolwiek reakcję z jego strony, ale on dalej siedział i patrzył przed siebie.

Nagle jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Nathaniel wstaję z kanapy i szybkim krokiem zmierza do wyjścia. Nie jestem wstanie zareagować a jego już nie ma pozostaje tylko głośny odgłos trzaskanych drzwi. Siedzę patrząc na wyjście. Rozpacz we mnie wzbiera, czuję jakby ktoś boleśnie zmiażdżył moje serce. Mój najlepszy przyjaciel właśnie mnie znienawidził. Zaczynam wrzeszczeć i wyć. Litry słonych łez wylewają się z moich oczodołów, gardło zaczyna boleć od krzyku a z nosa lecą smarki. Właśnie się rozsypałam.

***

POV. Nathaniel

Nie mogę uwierzyć, że mi to zrobiła. Okłamała mnie. Nie mogę zapanować nad moimi emocjami. Już nie wiem czy jestem bardziej wściekły czy rozżalony. Mam ochotę pozabijać tych sukinsynów. Jacka za to, co zrobił. Jak on mógł nafaszerować Melody prochami a później odjebać coś takiego z jej rodzicami? Jackson pozwolił na to wszystko jest na równi winny. Jak tylko spotkam któregoś z nich nie ręczę za siebie. Nawet nie wiem, kiedy i jakim cudem znajduję się po drzwiami opuszczonej fabryki. Przed wejściem stoi facet po czterdziestce z paskudną blizną na policzku. Podchodzę do niego podaję hasło i wchodzę do środka. Na środku hali znajduję się ring, na którym już od jakiegoś czasu trwa walka, wokół niego zebrało się sporo gapiów. Nielegalne walki odbywają się tutaj raz na dwa tygodnie mam szczęście, że akurat dzisiaj jest ten dzień. Obserwuję jak ciemnoskóry facet nokautuje swojego przeciwnika. Walka dobiega końca. Na ring wchodzi sędzia i ogłasza zwycięstwo mężczyzny, po czym pyta czy ktoś ma odwagę się z nim zmierzyć. Podobno jest n dotychczas niepokonany. Zgłaszam się od razu. Musze odreagować a to jest najlepszy sposób. Wychodzę na środek po drodze zdejmuję koszulkę, dobrze, że mam na sobie dresy nie będę miał aż tak utrudnionych ruchów. Zasady są proste walka kończy się, kiedy ktoś straci przytomność bądź się podda. Ja mam zamiar wygrać i rozładować wszystkie negatywne emocje. Szkoda, że ucierpi facet, który nie zawinił, ale pociesza mnie fakt, iż niewiniątkiem to on nie jest. Z początku jest bardzo pewny siebie, pozwalam mu na wyprowadzenie kilku celnych ciosów, ale zabawa się kończy, kiedy przechodzę do kontrataku. Dość szybko powalam przeciwnika na ziemię i siedząc na nim okrakiem okładam pięściami. Wpadłem w amok, z którego trudno jest mnie wyrwać. Nie panowałem na sobą. Chciałem, aby wszyscy zapłacili za to, co zrobił mój brat.

Ktoś próbował mnie odepchnąć od faceta, ale ja dalej uderzałem. Dopiero po trzeciej próbie temu komuś udało się mnie odciągnąć od nieprzytomnego gościa. Leżał na ziemi z rozkwaszoną twarzą cały we krwi. Skrzywiłem się i od razu wyszedłem stamtąd po drodze ubierając swoją koszulkę. Nie czekam na wygraną czy oklaski po prostu wychodzę jak najszybciej. Krew buzuje mi w żyłach a oddech jest szybki i urwany. Adrenalina powoli opuszcza moje ciało a do mnie zaczynają dochodzić obrazy z tego, co się przed chwilą wydarzyło. Zacząłem czuć się jeszcze gorzej niż wcześniej. Wyszedłem od Melody i zostawiłem ją samą. Zachowałem się jak dupek. Fakt ukrywała przede mną prawdę, ale przyznała się do błędu a ja po prostu odszedłem zaślepiony złością. Kurwa! Pewnie pomyślała, że ją znienawidziłem, a nie mógłbym tego zrobić. Jest dla mnie wszystkim. Wybrałem numer do firmy taksówkarskiej, muszę jak najszybciej do niej wrócić.

W domu Melody jestem po pół godzinie. Drzwi są otwarte, pewnie w tamtej chwili nie myślała o swoim bezpieczeństwie i zapomniała ich zamknąć. Wchodzę do środka i od razu udaję się do miejsca gdzie ją zostawiłem. Leży skulona na kanapie. Wygląda tak niewinnie i bezbronnie. Pochodzę do niej i biorę na ręce. Mruczy coś pod nosem, ale się nie budzi tylko bardziej wtula w moją klatkę piersiową. Niosę ją do jej pokoju i kładę na łóżku zostając przy niej. Przytulam ją do siebie i patrzę na nią. Płakała, świadczą o tym napuchnięte oczy oraz czerwone policzki. Od razu czuję wyrzuty sumienia. Odganiam je jednak szybko i zasypiam ze zmęczenia. To był ciężki dzień, oby jutrzejszy był lepszy. 

Made For Each OtherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz