Minął tydzień odkąd Melody leży w szpitalu. Najgorsze ma już za sobą. Lekarze mówią, że śpiączka może potrwać jeszcze kilka dni jak nie miesięcy. Wszystko zależy od jej organizmu i chęci. Całe szczęście z tego, co mi wiadomo wszystko ładnie się goi i jej stan jest z każdym dniem coraz lepszy.
Rzadko opuszczam szpitalne ściany jedynie tylko wtedy, kiedy muszę albo jest siłą wyrzucany stąd. Chcę być przy niej cały czas. Nie ważne ile to ma trwać. Kilka dni, miesięcy czy nawet rok ja i tak będę przy niej. Nigdy się nie poddam tak jak ona się nie poddała. Walczy cały czas. Wyjdzie z tego, zrobię wszystko, aby czuła się dobrze. Jej ciało może i wyleczą tutaj, ale z jej psychiką może być gorzej, dlatego zapewnię jej wszystko, czego będzie pragnąć. Nawet jak mnie odepchnie ja i tak będę.
Codziennie także odwiedzają ją nasi przyjaciele i jej siostra, która przychodzi często, ale nie na długo. Dowiedziała się, że jest w ciąży i przez całą tą sytuację z Mel oraz z niespodziewanym dzieckiem, nie czuje się najlepiej. Stres oraz ciągłe zamartwianie się źle wpływają na jej zdrowie.
— Błagam, obudź się — wyszeptałem tak jak codziennie. Pojedyncza łza spadła na nasze złączone dłonie. Uścisnąłem jej rękę delikatnie i nagle po chwili odczułem jak oddaje uścisk bardzo słabo, ale jednak poczułem to.
Zaskoczony nagłym ruchem Mel wstałem szybko i pobiegłem po lekarza. Czyżby to już był ten czas? Melody w końcu się obudzi? Zobaczę jej piękne oczy, usłyszę jej cudowny głos i w końcu będę mógł ją przytulić.
Doktor przeprowadził kilka badać i coś zaczął notować w dokumentach. Stałem przy nim zniecierpliwiony.
Błagam nich to będzie to, co myślę.
— Dobre wieści, pacjentka powinna nie długo się obudzić. — Uśmiechnął się szczerze do mnie, po czym wyszedł. Usiadłem na brzegu jej łóżka i ponownie złapałem za dłoń.
— Już niedługo znowu będziemy razem — szepnąłem i złożyłem na jej ustach pocałunek.
Pov. Melody
Umarłam? To była pierwsza moja myśl w mojej głowie. Rozglądałam się, dookoła, ale nic nie zobaczyłam wszędzie tylko biel. Nagle zaczęły do mnie wracać wspomnienie tego, co się wydarzyło. Upadam na kolana ciągnąc się za włosy. Mój własny brat zafundował mi z życia piekło a teraz nie żyje.
Zabiłam go.
— Nie, nie... — Mamrotałam jak w transie. To nie może być prawda. Łzy płynęły po moich policzkach a mój szloch zakłócał panującą tutaj ciszę.
— Melody. — Słysząc znajomy głos podnoszę głowę.
— Mama, tata? — Niedowierzając wstaje na nogi i rzucam się im w ramiona. Przytulam się do nich mocno, płacząc. — Tak bardzo tęskniłam — wyszeptałam.
— Już dobrze, skarbie. — Tata pogłaskał mnie po włosach i uśmiechnął się. Uspokoiłam się i odwzajemniłam uśmiech. Cieszyłam się, że mogę ich znowu zobaczyć, ale co to oznacza? Czy ja nie żyję?
— Kochanie — przenoszę wzrok na mamę — musisz wrócić.
— Gdzie mam wrócić? — Nic nie rozumiem.
— Do przyjaciół. Do Victorii. — Odpowiedział tata.
— Nie mogę, nie poradzę sobie bez was. — Patrzyłam na nich załamana.
— Poradzisz, jesteś silniejsza niż ci się wydaje. Nie możesz umrzeć. Musisz żyć, bo masz, dla kogo, rozumiesz? — Przytaknęłam. Mają rację.
— Już czas.
— Nie chcę się z wami żegnać — słone łzy znowu pojawiły się w moich oczach.
— Nie żegnamy się. Jesteśmy cały czas przy tobie. — Mama położyła swoją rękę na mojej piersi w miejscu gdzie znajduję się serce. — O tutaj.
Przytuliłam się mocno do nich. W pewnej chwili zaczęli blaknąć aż zniknęli całkowicie. Czerń zastąpiła biel a po moim ciele rozniósł się przeraźliwy ból. Poczułam ucisk na ręce, który starałam się odwzajemnić. Suchość w gardle nie pozwalała mi na powiedzenie czegokolwiek. Jęknęłam cicho próbując unieść ociężałe powieki. Dopiero za trzecim razem mi się udało. Oślepiające światło poraziło moje oczy, przez co znowu je zamknęłam.
— Melody! — Do moich uszu doszedł poniesiony głos.
— Wody — wychrypiałam z ledwością. Przy moich ustach znalazł się kubeczek. Od razu wypiłam jego zwartość i poczułam odrobinę ulgi. Otwieram ponownie oczy i rozglądam się dookoła. Próbuję się podnieść, ale opadam z powrotem sycząc cicho z bólu.
— Nie wstawaj, zawołam lekarza. — Dopiero teraz dotarło do mnie, że cały czas przy mnie był Nathaniel, który wrócił po chwili do sali razem z lekarzem.
— Dzień dobry — przywitał się starszy mężczyzna.
— Dzień dobry.
— Muszę zadać ci kilka pytań, dobrze? — Przytaknęłam. — Czujesz zawroty głowy? — Ponownie przytaknęłam. — Jaki jest ból w skali od 1 do 10?
— Dwadzieścia — mruknęłam.
— No cóż ani trochę mnie to nie dziwi. Miałaś krwotok wewnętrzny, połamane żebra oraz wiele obrażeń spowodowanych pobiciem. Do tego dochodzi jeszcze rana postrzałowa. Przeszłaś dwie operacje i leżałaś tydzień w śpiączce. — Mówił o tym tak swobodnie jakby miał takie sytuacje, na co dzień. No tak, pewnie ma w końcu jest lekarzem. — Ostatnie pytanie, jak się czujesz?
— Jakby mnie pociąg przejechał, dwukrotnie — wykrzywiłam usta w grymasie. Nie wiem, jaki sens miało to pytanie skoro było bardzo zbliżone do poprzedniego, ale nie wnikam. Chciał poznać odpowiedź to poznał.
— To wszystko, odpoczywaj. Zostawiam cię w dobrych rękach a później przyjdę i wykonamy kilka badań kontrolnych. — Przytakuję na jego słowa, po czym doktor wychodzi. Przenoszę wzrok na Nathaniela.
— Przepraszam. — Odzywam się po dłuższej chwili patrzenia się na siebie.
— To ja powinienem przeprosić — spuszcza wzrok na podłogę, ale zaraz ponownie go unosi.
— Chodź do mnie — podnoszę rękę a on ją chwyta i kładzie się obok mnie. — Kocham cię — spoglądam w jego tęczówki. Przybliża swoją twarz do mojej i wbija się w moje wargi. Całujemy się z tęsknotą i miłością. Tak mi tego brakowało. Kocham go całym sercem. Odsuwamy się od siebie dopiero po dłuższej chwili.
— Kocham cię. — Szepcze patrząc prosto w moje tęczówki. Całuję go ponownie. Właśnie odzyskałam swoją bezpieczną przystań.
Oderwaliśmy się od siebie słysząc huk. Przenieśliśmy wzrok na drzwi, w których stałą Victoria a jej torebka leżała na podłodze. Kiedy pierwszy szok minął moja siostra ruszyła się z miejsca i podeszła do mnie. Nim się obejrzałam znajdowałam się w jej ramionach mocno przytulając. Brakowało mi tego. Nie widziałyśmy się kilkanaście tygodni. Tęskniłam za nią. Nawet nie zauważyłam, kiedy Nate wyszedł z pomieszczenia. Pewnie chciał zapewnić nam trochę prywatności, jestem mu wdzięczna za to.
— Przepraszam. — Łzy ciekły jej po policzkach a w oczach czaiła się skrucha.
— Przepraszam. — Powtórzyłam po niej i znowu znalazłyśmy się w swoich ramionach.
Wszystko w końcu zaczyna się układać.
CZYTASZ
Made For Each Other
Teen Fiction- Witaj Melody. - Ten głos taki znajomy. Te oczy, które kiedyś patrzyły na mnie z troską. - To nie może być prawda - wplątuje dłonie w swoje włosy i ciągnę za nie próbując obudzić się z tego koszmaru. To wszystko jest złym snem. - Ależ to prawda...