Rozdział VIII

15.4K 637 78
                                    

Poniedziałek. Który to już z kolei? Setny, tysięczny? Nieee... Było już ich znacznie więcej. W ciągu siedemnastu lat trochę ich przeżyłam. Jednak to dzisiejszy dzień zaważy o mojej przyszłości. Tak, tak znowu dramatyzuje. To tylko wynik testu z fizyki. Niby nic wielkiego, ale jednak od tego zależą moje wakacje. Witaj Lenia szkoło czy imprezy, wyjazdy i szaleństwo? O to jest pytanie. Niestety, ale mam sentencje do stresowania się najmniejszą głupotą, także stresuje się bardzo. Najbardziej tym, że rodzice się o tym dowiedzą. Wyobrażam sobie ich reakcje, dreszcze przechodzą po mnie po plecach. Jeśli chodzi o naukę to nigdy nie odpuszczają. Nie każą mi być najlepszą, ale muszę zachować odpowiedni poziom, który mi wyznaczyli. Oblanie fizyki oznacza szlaban, odcięcie od kieszonkowego no i oczywiście szkołę letnią. W najgorszym wypadku wyślą mnie do babci na wieś, której szczerze nie lubię. Wredna jędza z niej. Ciągle tylko krytykuje wszystko i dyryguje mną. Nie ma mowy o jakimkolwiek sprzeciwie, nawet nie próbowałam nigdy. Nie chcę narazić się na jej gniew. To mogłoby skończyć się III wojną światową.

Irytujący dźwięk budzika wybudza mnie ze snu. Staram się go ignorować najdłużej jak to możliwe. Jednak on nie ustaje. Wściekła wyciągam rękę z zamiarem wyłączenia tego ustrojstwa. Przypadkiem zamiast nacisnąć guzik wyłączający, zrzucam przedmiot z szafki i z hukiem upada on na podłogę, rozbijając się na drobne kawałki. Patrzę na wymysł szatana z małym szokiem. Tyle to kosztowało, a tak szybko się zepsuło.

Drzwi od pokoju otwierają się, wbiega do środka Nathaniel trzymając w ręce lampę. Rozgląda się dookoła i marszczy brwi. Siadam na łóżku i patrzę na niego, unosząc brwi.

— Lampa? Serio? — Pytam z kpiną.

— Tylko to miałem pod ręką. — Wzrusza ramionami. Dopiero po chwili zauważa roztrzaskany budzik. — Znowu?

— Nie moja wina, że to cholerstwo bezczelnie wyrwało mnie ze snu! W najlepszym momencie! Brad Pitt miał mnie właśnie pocałować! — Spoglądam na kawałki z wyrzutem. W takim pięknym momencie musiał zadzwonić.

— Zostawię to bez komentarza.

— Coś się stało? — Pytam, widząc, że coś go trapi.

— Nie. Dlaczego pytasz? — Siada obok mnie na łóżku.

— Nie śpisz już od dłuższego czasu. Nawet nie próbuj zaprzeczać, ja to wiem. Jesteś jakiś cichszy i zamyślony. O co chodzi? — Mnie nie oszuka. Zawsze widzę w nim każdą zmianę. Znam go na wylot. Potrafię dostrzec najdrobniejszy szczegół w jego gestach, zachowaniu, przez co zawsze wiem, kiedy coś się dzieje.

— Wracam do domu. — Wydusza w końcu z siebie.

— Nie. — Wstaję i uważam naszą rozmowę na ten temat za zakończoną. Nie pozwolę mu wrócić do siebie, dopóki Jack tam jest.

— Nie rozumiesz. — Wzdycham i staje naprzeciwko niego.

— To mi wytłumacz. — Proszę go.

— Nie mogę ciągle siedzieć ci na głowie. Muszę wrócić do domu i w końcu zmierzyć się z Jackiem. Postawić się mu. Pokazać, że już dawno nie steruje moim życiem. Że się nie boje i nie pozwolę, aby ponownie zniszczył nam wszystko, co zbudowaliśmy. Muszę stawić się mu czoła i uwolnić się z ciężaru, jakim jest. Zrobię to tylko wtedy, kiedy wygarnę mu wszystko, co leży mi na sercu, a jest tego sporu. Po za tym niedługo wracają nasi rodzice, muszę wrócić.

— Dobrze. — Kładę swoją dłoń na jego policzku i delikatnie gładzę jego skórę. Przymyka powieki i wtula się w moją rękę. — Wrócisz do domu, ale dopiero dzień przed powrotem rodziców. Nie wcześniej. Martwię się o ciebie i nie pozwolę, abyś przebywał dłużej niż to konieczne z tym tyranem.

Made For Each OtherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz