Odwyk, mój dwumiesięczny koszmar. Cztery białe ściany, nie wygodne łóżko, pełno rozmów ze specjalistami i grupy wsparcia a w tym wszystkim ja, Melody White. Osoba, która tylko kilka razy spróbowała czegoś mocniejszego przez namowę starszych. Ani za pierwszym ani za drugim ani za kolejnym razem nie spodobało mi się działanie narkotyków. Nie byłam i nie jestem uzależniona od prochów. Mimo tego trafiłam do szpitala, dlaczego? Jack zadbał o to, aby moi rodzice uwierzyli w każde jego słowo a na dowód wcześniej podrzucił mi prochy do pokoju i kiedy się spotkaliśmy nafaszerował mnie nimi. Chciał się mnie pozbyć, żeby móc zmanipulować Nathaniela na swoją stronę. W dodatku dla niego to było całkiem wygodne gdyż jego sekrety były bezpieczne. Przecież nikt nie uwierzy narkomance. Będzie mówić wszystko, aby tylko uwierzyli jej, iż nie jest uzależniona. Że to nie groźne. Dlatego nawet się nie broniłam, kiedy rodzice zawieźli mnie w to okropne miejsce. Przyjęłam to na zimno, nie pokazałam jak bardzo boli mnie to, że we mnie zwątpili. Tylko Nathaniel wiedział jak naprawdę się czułam.
Wchodzę do opuszczonego magazynu, który robi za nasze miejsce spotkać. W środku na starej, zniszczonej kanapie siedzą Jack i Harris, mój chłopak. Pochodzę do nich, daję Jacksonowi krótkiego buziaka w usta a z starszym Blackiem witam się przybijając piątkę. Patrzę na nich i rozpoznaję, że już coś brali. Na stoliku ułożone są równe kreski białego proszku.
— Co wciągacie? — Przerywam panującą ciszę. Nie podoba mi się to, że ciągle coś biorą. Spróbowałam tego z dwa razy i już więcej nie mam zamiaru. Okropnie się po tym czuję. To wcale nie jest przyjemne.
— To, co zawsze, kokę. — Jackson uśmiech a się szeroko.
— Nawet nie będę pytać skąd to macie. — Mruknęłam i odwróciłam wzrok od kresek. Wolę, aby palili trawkę niż wciągali to gówno.
— Wciągasz czy wymiękasz? — Jack unosi prowokacyjnie prawą brew do góry.
— Podziękuję. — Odmówiłam.
— No dawaj skarbie, będzie fajnie, zobaczysz. — Mruknął mi do ucha Harris.
— Nie bądź pizdą, Mel. — Jack nie odpuszcza, jak zwykle. Nie wiem, co w nim jest, ale zawsze potrafi mnie do czegoś namówić. Nachylam się nad stolikiem, borę rulonik zrobiony z banknotu i wciągam jedną całą kreskę.
— Moje dziewczynka. — Dostaję buziaka od mojego chłopaka i jego uśmiech, który odwzajemniam. — A teraz wybacz, ale muszę lecieć. — Ściąga mnie ze swoich kolan i wstaje.
— Co? Czemu? — Podnoszę głos.
— Muszę coś załatwić. Baw się dobrze. — Cmoknął mnie w czoło, po czym wyszedł. Tak po prostu poszedł. Zostawił mnie z Jackiem. Chciałam z nim spędzić ten dzień, ostatnio w ogóle nie ma dla mnie czasu. Jestem na niego wściekła.
Między mną a chłopakiem panuję cisza. Powoli zaczynam odczuwać działanie narkotyku. Jednak coś jest nie tak. To nie mogła być zwykła koka, ona tak nie działa. Coś jest bardzo nie tak. Powoli zaczynam tracić kontakt z rzeczywistością, przestaje odczuwać jakiekolwiek bodźce. Nie wiem, co się dzieje wokół mnie. Zanim całkowicie straciłam świadomość poczułam czyjś oddech na szyi, potem była już tylko pustka. Miałam wrażenie, że zanim odleciał coś ktoś wyszeptał mi do ucha, ale nie pamiętam, co to było.
Nie wiem ile czasu tak leżałam, ale na pewno długo. Na dworze zaczęło się już ściemniać. Otwieram ciężkie powieki, które w ogóle ze mną nie współpracują. Udało mi się w końcu opanować i otworzyłam oczy. Moje ciało jest obolałe, a głowa to normalnie mi pęka. Chwytam się za nią i ponownie przymykam powieki. Czuję się jak na potwornym kacu. To, co wciągnęłam na pewno nie było koką. Nie wiem, co mi podali, ale to coś sprawiło, że odleciałam na kilkanaście godzin. Oglądam swoje ciało, wszystko wydaje się być w porządku, tylko potworny ból w zgięciu od łokcia nie daj mi spokoju. Spoglądam w to miejsce i widzę kilka dziurek, jakby nakłóć. Nigdy nic sobie w żyłę nie wstrzykiwałam, skąd to się wzięło? Czy to Jack mi coś wstrzyknął po tym jak straciłam przytomność? Nie to nie możliwe, nie mógł mi tego zrobić. Po prostu nie. Ale jak nie on to, kto? Tylko z nim tutaj byłam. A ten szept, kto szeptał, co to było? Z całych sił staram się przypomnieć sobie, co słyszałam. Zajmuję mi to dłuższą chwilę, ale w końcu do tego dochodzę.
CZYTASZ
Made For Each Other
Teen Fiction- Witaj Melody. - Ten głos taki znajomy. Te oczy, które kiedyś patrzyły na mnie z troską. - To nie może być prawda - wplątuje dłonie w swoje włosy i ciągnę za nie próbując obudzić się z tego koszmaru. To wszystko jest złym snem. - Ależ to prawda...