Rozdział XXXVIII

8.2K 458 53
                                    

Pov. Nathaniel

Siedzę na niewygodnym, plastikowym krzesełku od pierdolonych dwóch godzin. Melody wciąż jest na sali operacyjnej. Nikt mi nie chce nic powiedzieć, muszę czekać aż skończą. Przez pierwszą godzinę nie byłem w stanie nic zrobić. Siedziałem tępo wpatrując się w drzwi, za którymi zniknęłam White. Kolejne pół godziny zeszło mi na uspokojenie się. Dopiero dwadzieścia minut temu powiadomiłem wszystkich o zaistniałej sytuacji.

— Nate! — Podnoszę wzrok słysząc swoje imię. Nikole biegnie w moją stronę a za nią reszta naszych przyjaciół.

Widząc ich wszystkich po raz kolejny wybucham płaczem. Rudowłosa bez słowa przytula mnie mocno do siebie. Nie naciska na odpowiedzi, chociaż jestem pewien, iż niecierpliwi się tak samo jak reszta. Nie wiedzą, w jakim stanie jest ich przyjaciółka przez telefon nie byłem w stanie nic z siebie wykrztusić oprócz miejsca naszego pobytu. Dobrą chwilę zajmuję mi uspokojenie się.

— Nate, co się stało? — Tom pochodzi do nas i kładzie swoją dłoń na moim ramieniu.

— Od dwóch godzin trwa operacja. Nikt nie chce mi nic powiedzieć, nie wiem, w jakim jest stanie. — Wyszeptałem nawet nie próbując powstrzymać kolejnej fali słonych łez.

— Boże... — Rudowłosa przyłożyła rękę do swojej twarzy a w jej oczach momentalnie pojawiły się łzy. Cichy szloch rozniósł się po korytarzu. Thomas zareagował od razu przyciągając dziewczynę do swojego torsu. Nim się obejrzałem ja także znalazłem się w uścisku przyjaciół razem z Luisem i Lukiem.

Błagam przeżyj.

Zachowałem się jak skończony dupek zrywając z nią. Odpuściłem, poddałem się, za co siebie nienawidzę. Zostawiłem jakby nic dla mnie nie znaczyła a przecież jest moim wszystkim, kocham ją. Nie chciałem a może nawet nie próbowałem zrozumieć, co nią kierowało w tamtych chwilach. Bała się o swoich bliskich, dlatego się odsuwała od nas a ja odszedłem zamiast jej pomóc. Powinienem z nią zostać wtedy może nie doszłoby to takiej sytuacji, byłaby teraz z nami cała i zdrowa. A sprawę z Zackem rozwiązalibyśmy inaczej.

— Melody się nie podda. Nie bez walki. — Nikole przerwała panującą ciszę pewna tego, co powiedziała.

Wiem, że się nie podda. Jest najsilniejszą osobą, jaką znam. Tyle wycierpiała, przeżyła najgorsze gówno nie po to, aby teraz się poddać. Nigdy nie przestała walczyć, mimo iż miała momenty słabości to zawsze odnajdywała w sobie siłę, aby iść na przód.

Nie załamała się po śmierci Katherine, jej przyjaciółki ani po śmierci brata, który magicznie zmartwychwstał i teraz faktycznie nie żyje. Przeżyła wszystko, co zafundował jej mój brat w tym odwyk. Podniosła się po śmierci rodziców, cały czas znosi to, że jej własna siostra nie chce jej znać i traktuje jak powietrze. Poradzi sobie ze wszystkim z tą sytuacją także. Wierzę w to, wierzę w nią.

Ona musi żyć.

— Nate — spoglądam na Luka. — Dzwoniłeś do Victorii? — Kręcę głową. Nawet o tym nie pomyślałem. — Powinna wiedzieć.

Ma rację, powinna wiedzieć. Odchodzę kawałek wyciągając telefon. Wybieram numer siostry Melody i czekam aż odbierze. Po dwóch sygnałach usłyszałem jej głos.

— Nathaniel nie mam w tej chwili czasu na...

— Melody jest w szpitalu. — Przerywam jej.

— Wszystko z nią w porządku? — Zapytała. Może udawać, że jej nienawidzi, ale ja wiem swoje. Vic kocha Mel i nie ważne, co się wydarzy między nimi to się nie zmieni.

— Nie, od dwóch godzin ją operują — pod koniec mój głos się załamał.

— Przylecę najszybciej jak będę mogła — powiedziała, po czym się rozłączyła.

Biorę kilka głębszych oddechów i wracam do reszty. Siadam ponownie na niewygodnym siedzeniu i opieram łokcie na udach, twarz chowam w dłoniach, przymykając powieki.

— Przyleci?

— Tak. — Odpowiedziałem Luisowi.

— Nate — podniosłem wzrok na Luka. — Co się tak właściwie wydarzyło?

Milczałem. Nie chcę do tego wracać. Wiem, że muszę im powiedzieć, ale tak bardzo nie chcę cofać się do tych wspomnień. Westchnąłem ciężko, po czym zacząłem opowiadać wszystko od początku. Z każdym kolejnych słowem trudniej było im w to wszystko uwierzyć.

— Usłyszałem strzały i wbiegłem do środka, zobaczyłem Melody ledwo żywą a obok niej leżał Zack. Później wszystko działo się szybko. Przyjechała karetka i policja, zabrali nas i od tego czasu siedzę tutaj i czekam. — Skończyłem swoją opowieść.

— Kim jest Zack? — No tak Luis od nie dawna jest w naszej paczce i nie zna takich szczegółów.

— Zack był bratem Melody. Zginął pięć lat temu, ale wychodzi na to, że to nie prawda i cały czas to on się mścił. Jednak teraz nie żyje. — Odpowiedziałem, reszta nie była w stanie udzielić mu odpowiedzi. Byli w szoku po tym, co usłyszeli.

— Ale dlaczego?

— To wie tylko Melody — spuściłem wzrok na podłogę. Tylko White była w stanie nam powiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło, ale ona jest tam na stole operacyjnym my tutaj.

Nie wiem ile minęło, ale z sali w końcu wyszedł lekarz. Od razu zerwałem się z krzesełka i podbiegłem do niego.

— Co z Melody?

— Jest pan kimś z rodziny? — Spojrzał na mnie zmęczony.

— Narzeczonym — powiedziałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.

— Jej stan jest stabilny, ale ta noc będzie decydująca. Doznała poważnych obrażeń wewnętrznych przez liczne uderzenia oraz stracił mnóstwo krwi przez ranę postrzałową. Udało na się wszystko ustabilizować jednak czas pokaże czy przeżyję tą noc. — Jego wzrok wyrażał współczucie. — Serce pacjentki zatrzymało się na kilka sekund podczas operacji jednak udało nam się wznowić jego bicie. Dziewczyna się nie poddaje, ciągle walczy. Nie będę kłamać gdyby się poddała nie miałaby szans na przeżycie. Obecnie znajduję się w śpiączce.

— Można do niej wejść? — Zadałem nurtujące mnie pytanie. Muszę ją zobaczyć.

— Tak, ale tylko na chwile. Pacjentka potrzebuje spokoju i odpoczynku. Proszę udać do sali numer dziesięć. — Podziękowałem mu i od razu udałem się do wyznaczonego pokoju.

Wszedłem do środka, coś ścisnęło mnie boleśnie w klatce piersiowej na widok leżącej nieruchomo Melody. Podszedłem do łóżka i usiadłem na jego krawędzi. Chwyciłem jej dłoń swoją i delikatnie ścisnąłem. Była lodowata a jej skóra straciła swoje barwy. Siniaki zdobiły jej twarzy jak i resztę ciała w dodatku na lewym ramieniu owinięty był bandaż. Chciało mi się płakać.

— Nie możesz mnie zostawić — szepnąłem a jedna moja łza spadła na nasze złączone dłonie. — Kocham cię, słyszysz? Kocham cię. Proszę cię walcz. Nie poddawaj się. Nie zostawiaj mnie samego. — Zaszlochałem. — Przepraszam za wszystko. Tak bardzo przepraszam. Obiecałem nigdy cię nie zostawić i złamałem moje słowo. Przepraszam, już nigdy więcej tego nie zrobię. Jestem dupkiem, ale twoim pamiętaj o tym. Kocham cię całym sercem, ono należy do ciebie. Czekam tutaj na ciebie, musisz do mnie wrócić. Wiem, że cierpisz. Domyślam się, że z chęcią poddałabyś się i w końcu odpuściła, ale nie możesz, rozumiesz? Masz walczyć. Nigdy nie pozwolę ci odejść. Jestem egoistą wiem o tym, ale kocham cię na zabój i jeśli będzie trzeba będę walczyć za nas oboje, ale musisz żyć. Będę czekać ile będzie trzeba nawet wieki, ale nie pozwolę ci odejść. — Zamilkłem na chwilę. — Błagam wróć do mnie.

Jeśli umrzesz ja umrę razem z tobą.

Made For Each OtherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz