Rozdział V

16.3K 755 70
                                    

Nie przemyślałam jednego, Nathaniel nie ma swoich przyborów szkolnych u mnie, a niestety musimy chodzić się edukować. Zaraz po szkole udaliśmy się do jego domu. Skrycie liczyłam na to, iż nie zastaniemy tam Jacka. Nie chciałam go spotkać już nigdy więcej. Mógł zostać tak gdzie był. A był... W sumie sama nie wiem, bardzo często zmienił swoje położenie. Ostatni raz jak o nim słyszałam był w Vegas i roztrwaniał majątek rodziców w kasynach.

Wchodząc do posiadłości państwa Black pierwszy raz od bardzo dawna miałam ochotę uciec stąd. Myśl, że gdzieś tutaj czai się ten potwór napawa mnie strachem. Cisza panująca w domu była przerażająca. Czułam się jakby zaraz coś a raczej ktoś miał na mnie wyskoczyć. Bez zbędnego ociągania poszliśmy do pokoju Nate i zabraliśmy potrzebne rzeczy. Mieliśmy już wychodzić, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się i wszedł przez nie najbardziej znienawidzony przeze mnie człowiek. Nie zauważył nas z początku, jednak nie było mowy o uniknięciu konfrontacji z nim. Musieliśmy dostać się do wyjścia.

— Braciszku, cześć! — Zauważył nas i na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. Brzydzę się nim. Jest zarazą, którą trzeba wytępić, ale nikt nie wie jak to zrobić.

— Pa. — Warknął mój przyjaciel, chwycił mnie za rękę i pociągnął do drzwi.

— Już wychodzicie? — Jack uniósł kpiąco brew. Przechodząc obok niego poczułam jak chwyta mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie. Zaskoczył mnie ten gest, przez co puściłam dłoń Nathaniela i poleciałam na jego brata. Kiedy tylko odbiłam się od jego klatki piersiowej, wzdrygnęłam się z obrzydzenia.

— Nie dotykaj jej. — Wysyczał Nate. Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i w ekspresowym tępię schowałam się za plecami przyjaciela. Bałam się, jego widok był odrzucający a co dopiero dotyk.

— Już się tak nie denerwuj, to tylko zwykła szmata. — Wkurzyłam się, strach zniknął. Zastąpiła go złość. — Pewnie puszcza się na prawo i lewo, prawda kochanie? Ile bierzesz za godzinę?

Nie wytrzymałam. Widziałam, że Nate był bliski wybuchu i chciał mu przywalić. Jednak ja byłam szybsza. Z mocą, o jaką siebie nie podejrzewałam uderzyłam Jacka w twarz. Zachwiał się i zrobił kilka kroków w tył. Byłam zaskoczona swoim czynem. Braci zamurowało jak i mnie. Patrzyliśmy się na siebie nie bardzo wiedząc, co się właśnie wydarzyło. Czując dłoń na ramieniu, otrząsnęłam się z chwilowego szoku i razem z Nathanielem ruszyliśmy z powrotem do wyjścia.

— Pożałujesz tego! Obiecuję ci, że się zemszczę, Melody White! — Krzyknął za nami, jednak nie zatrzymaliśmy się. Wsiedliśmy na motocykl i odjechaliśmy.

Miałam świadomość, że nie rzucił tych słów na wiatr. Wiem, że się zemści. Jednak nie żałuje. Nie cofnęłabym tego, co zrobiłam, zasłużył na to i na o wiele więcej.

Zeskoczyłam z maszyny i szybkim krokiem weszłam do domu. Ręka dopiero teraz dała o sobie znać i skrzywiłam się. Bolało jak cholera. Mogłam dać mu z liścia a nie z zaciśniętej pięści, pewnie ból byłby o wiele mniejszy. Stało się, przeżyję. Poboli kilka dni i przestanie. A za to mam satysfakcję, chociaż raz udało mi się utrzeć nosa temu dupkowi. Jego mina była bez cenna, a siniak, który mu pozostanie będzie piękną pamiątką.

Nathaniel chwycił delikatnie moją dłoń i skrzywił się, słysząc mój syk. Zaprowadził mnie do łazienki, gdzie włożył moją rękę pod zimną wodę, po czym delikatnie wytarł. Z apteczki wyciągnął maść, którą posmarował obolałe miejsce i owinął bandażem. Wszystko robił w ciszy i skupieniu. Na koniec złożył delikatny pocałunek na swoim dziele i odsunął się ode mnie.

Poszliśmy do salonu gdzie zmęczeni opadliśmy na kanapę. Wyciągnęłam swój telefon i zauważyłam nieodebrane połączenie od siostry. Zapomniałam, miałam jechać z nią na lotnisko. Dzisiaj wyjeżdża, znaczy się już dawno wyjechała. Nie jestem najlepszą siostrą, jednak na swoje usprawiedliwienie powiem, że ona też nie jest. Napisałam jej krótką wiadomość z przeprosinami i rzuciłam telefon gdzieś w kąt. Oparłam głowę o ramię przyjaciela i przymknęłam powieki. To był ciężki dzień. Konfrontacja ze starszym Blackiem wypompowała ze mnie resztki energii.

— Zamawiamy pizze? — Kiwam głową na jego propozycję.

Dostaje krótkiego buziak w czoło, po czym Nate wstaje i idzie zadzwonić. Kładę się plackiem na kanapie. Leżą tak i rozmyślając, coś sobie uświadomiłam. Podniosłam się w ekspresowym tępię, aż mi się w głowie zakręciło.

— Plakat! — Krzyknęłam.

— Jaki znowu plakat? — Nate wraca do pokoju i patrzy na mnie marszcząc brwi.

— Jutro muszę dać Smithowi gotowy plakat na mecz, który odbędzie się w środę. Kompletnie o tym zapomniałam. Nawet nie zaczęłam go robić. — Załamana ukrywam twarz w dłoniach.

— Spokojnie, zrobimy go.

— My? — Spoglądam na niego.

— Tak, pomogę ci. Przecież obiecałem ci nigdy nie zostawić cię w potrzebie, prawda? — Uśmiecha się i idzie w stronę schodów. Podnoszę się i ruszam za nim. W pokoju wyciągam wszystkie potrzebne materiały a z plecaka wygrzebuje pogniecioną kartkę z informacjami o zawodach. W między czasie przyjeżdża nasza pizza, którą zjadamy ze smakiem.

Zanim skoczyliśmy było już bardzo późno. Zmęczeni, ale zadowoleni z naszej pracy, przygotowaliśmy się do spania. Nastawiłam budzik i położyłam się z lewej strony łóżka, prawą zajmował Nathaniel. Zamknęłam oczy i niemal od razu zasnęłam. Na twarzy błąkał mi się uśmiech, był przy mnie a to napawało mnie szczęściem. 

Made For Each OtherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz