Rozdział XXX

8.1K 438 16
                                    

— Dzień dobry. — Przy biurku siada mężczyzna w policyjnym uniformie. Tak znajduję się właśnie na posterunku policji. Dlaczego? Przecież nie chciałam zgłaszać niczego, ale nie miałam wyjścia. Przyjaciele siłą zaciągnęli mnie tutaj. A to wszystko przez to, że trzy dni temu o mały włos ktoś mnie nie potrącił i nie, nie był to przypadek. Dwa dni temu, ktoś zepchnął mnie ze schodów w centrum handlowym, całe szczęście w porę zdążyłam się złapać poręczy, przez co tylko upadła na pupę, a nie zjechałam po całych schodach. Za to wczoraj ktoś włamał się do mojego mieszkania i je całe zdemolował, a żeby to było mało to zostawił na ścianie wielki napis Twój czas się kończy napisany krwią, przypuszczam, że zwierzęcą. Nathaniel zabrał mnie tamtego wieczora do siebie resztę nocy spędziłam u niego a następnego dnia, czyli dzisiaj z rana zadzwonił do reszty i powiadomił ich o wszystkim. Przyjechali od razu i zmusili mnie do pojechania na posterunek. Nie byłam zadowolona z tego, co zrobili, ale wiem, że chcą dobrze. Może nawet mają rację i muszę w końcu to zgłosić. To zaszło za daleko. Morderstwo rodziców, groźby, włamanie i próba zabójstwa, dodam niejednokrotnego.

— Dzień dobry, komisarz Kevin Stewart? — Zapytałam, aby upewnić się, iż rozmawiam z właściwą osobą.

— Tak, słucham, w czym mogę pani pomóc? — Rozsiada się wygodnie w krzesełku i patrzy na mnie.

— Nazywam się Melody White, był pan przyjacielem Erica i Elizabeth, moich rodziców, prawda? — W jego prawym oku coś błysnęło jakby rozpoznanie a później ujrzałam w nich coś jeszcze, ból. — Prowadził pan sprawę wypadku. — Przełknęłam ślinę.

To nie był wypadek.

Nathaniel splata nasze palce razem i ściska delikatnie moją dłoń. Posyłam mu wdzięczny uśmiech. Jego wsparcie przyda mi się. Reszta moich przyjaciół pojechała do domu. Nie chciałam, aby czekali tutaj za mną. Chciałam to załatwić sama, ale Nate się uparł, że zostanie ze mną. Reszta spełniła moją prośbę i wróciła do siebie.

— Melody — wyszeptał. — Pamiętam cię, jako małą dziewczynkę biegającą w kolorowych sukienkach z wiecznym uśmiechem na twarzy. — Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech. — Śmierć twoich rodziców była ogromnym ciosem dla wszystkich. Przykro mi, jak się trzymasz przez to wszystko? Co z Victorią?

— Daję sobie radę a Victoria wyjechała do Londynu ma się dobrze. Christian bardzo ją wspiera i pomaga. — Odpowiedziałam.

— Jeśli mogę ci jakoś pomóc, powiedz. Możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji. — Zapewnił.

— Jest coś, w czym mógłby pan mi pomóc — przymknęłam na chwilę powieki. Czas wyznać prawdę. — Tylko z góry proszę mnie nie osądzać. Nie przyszłam wcześniej tego zgłosić, bo się bałam o moich bliskich jednak teraz wiem, że działanie w pojedynkę bez doświadczenia w niczym mi nie pomoże.

— Melody, o co chodzi? — Zaniepokoił się.

— Wypadek moich rodziców nie był wypadkiem. — Powiedziałam cicho.

— Nie rozumiem. — Położył ręce na biurko i oparł się o nie.

— Ktoś ich zamordował. — Wydusiłam z siebie na jedynym wdechu. — I teraz próbuje zabić mnie.

— Co?! — Krzyknął wstając z miejsca. Szybko się uspokoił widząc ciekawskie spojrzenia na naszej trójce. Usiadł z powrotem. — Jaki morderstwo? O co w tym chodzi?

— W dni śmierci moich rodziców dostałam wiadomość... — Opowiedziałam Kevinowi wszystko od początku. Pokazałam mu wszystkie widomości od nieznanego, dałam mu również wszystkie „podarunki", które mi przysłał i pokazałam zdjęcia zdemolowanego mieszkania i napis na ścianie.

Made For Each OtherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz