Rozdział XXXIII

8.3K 457 25
                                    

Po dość długiej kąpieli w jeziorze wreszcie wyszliśmy na brzeg. Mimo, iż mamy lato to po wyjściu z lodowatej wody czuję okropne zimno. Nie panuję nad moim drążącym ciałem. Usta za pewne zrobiły mi się lekko sine a skóra pobladła. Zawsze tak mam po kąpieli w zimnych wodach.

— Poczekaj chwilę, zaraz wrócę. — Informuje Nathaniel, po czym odchodzi w jakimś kierunku. Siadam kawałek od brzegu i obejmuje kolana rękoma próbując, chociaż trochę się ogrzać. Kurczę mógł powiedzieć żebym zabrała ubrania na przebranie a nie, teraz minie pewnie sporo czasu aż wyschnę i prawdopodobnie jutro będę przeziębiona znając moją odporność, która swoją drogą jest słaba.

Rozglądam się dookoła i delikatny uśmiech wkrada mi się na twarz. Pięknie tutaj. Black nie wraca już dobrą chwilę a ja zaczynam pomału się martwić. Nie mam pojęcia gdzie poszedł i w jakim kierunku. Do tego moja orientacja w terenie jest nie najlepsza. Praktycznie jej nie ma, więc nawet nie mogę iść go poszukać, bo od razu się zgubię znając moje szczęście.

Minuty mijają a jego nadal nie ma. Wstaję z miejsca z zamiarem zaczęcia poszukiwań. Pewnie i tak nic tego nie będzie, ale nie mogę siedzieć tutaj bezczynnie. Stawiam pierwszy krok do przodu, potem kolejny po jakimś siódmym kroku staję w miejscu widząc zbliżającą się do mnie sylwetkę chłopaka. Wzdycham z ulgą i czekam aż podejdzie.

— Trzymaj. — Podaje mi swoją bluzę i jakieś dresy. Jednak o wszystkim pomyślał. Przyjmuję ubrania posyłając mu wdzięczny uśmiech. Ściągam przemoczone ciuchy i zakładam suche.

— Co teraz? — Patrzę na niego. Ciekawe czy to koniec czy coś jeszcze wykombinował na dzisiejszą randkę.

— Chodź. — Chwyta moją dłoń i splata nasze palce. Podążam z nim aż do naszego transportu. Siadamy na maszynę i odjeżdżamy stąd.

Przemierzamy ulice dość szybko. Siedzę wtulona w jego plecy z głupkowatym uśmiechem na twarzy, którego nikt nie może zobaczyć przez kask. Jestem szczęśliwa. Nathaniel spełnił jedno z moich marzeń. Jestem mu jednocześnie wdzięczna za to, ale także za to, że dzięki niemu, chociaż na moment mogę zapomnieć o wszystkich troskach i zmartwieniach.

Zatrzymujemy się na obrzeżach miasta i schodzimy z motocykla. Nate prowadzi mnie na do jakiegoś starego, opuszczonego budynku, a konkretnie to na schody przeciw pożarowe. Wspinamy się do góry na dach, gdzie jak się okazało czeka na nas koszyk z jedzeniem i koce oraz poduszki. Nie mam pojęcia, kiedy on zdążył to wszystko przygotować. Ktoś ewidentnie musiał mu w tym pomagać. Nawet domyślam się, kto. Taki jeden mały, rudowłosy chochlik o imieniu Nikole.

Siadamy na rozłożonym kocu. Nathaniel wyciąga z koszyka zwykłe pizzę i różne smakołyki w postaci truskawek w czekoladzie. Nie mogło także zabraknąć mojego ulubionego soku pomarańczowego. Nathaniel może i nie wygląda, ale jest odpowiedzialnym chłopkiem, dlatego nie kupił wina, jak to niektórzy mają w zwyczaju na randkach pić alkohol w jakiś restauracjach czy w innych miejscach. Nie wiem, czemu, ale jakoś od zawsze wino kojarzyło mi się z randkowaniem. Wiecie jakaś kolacja w restauracji bądź w domu z kieliszkiem słodkiego wina i wytrawnymi daniami. Jeśli mam być szczera to nie dla mnie. Osobiście bardzie podoba mi się ten obecny sposób spędzania czasu. Luźna atmosfera, jedzenie pizzy i rozmowa. Nigdy nie myślałam o mojej idealnej randce, ale jeśli miałabym ją w tej chwili opisać wyglądałaby dokładnie tak jak teraz. Jeszcze zachód słońca dodaje magii naszemu wyjściu. Jest to o wiele bardziej romantyczne niż siedzenie w jakiejś restauracji.

— Przyznaj się Nikole ci pomagała. — Odezwałam się, gryząc jedną z truskawek.

— Winny. — Zaśmiał się i uniósł ręce do góry, ale po chwili je opuścił. Chwytam kolejny owoc w rękę i każę otworzyć mu buzie. Udaję samolocik, tak jak robi się to podczas karmienia małego dziecka i wkładam mu truskawkę do buzi. Odgryza kawałek z czekoladą a ja kończę resztę.

Made For Each OtherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz