Rozdział XXXVII

8.3K 447 40
                                    

Zostawiłam list na biurku i wyszłam z mieszkania. Czas to zakończyć. Mój koszmar w końcu dobiegnie końca, przynajmniej na to liczę. Nigdy nie wspomniałam, dlaczego mam problemy ze snem. O tuż za każdym razem jak zasypiam śnią mi się koszmary związane z prześladowcą. Nasze spotkanie czy śmierć moich bliskich. Nie pamiętam wszystkich szczegółów ze snów, ale za każdym razem budziłam się z krzykiem. Ktoś zginął. Nie rozumiem za to mnie ten ktoś aż tak bardzo nienawidzi, że jest w stanie posunąć się do tak radykalnych kroków, aby się zemścić. Psychicznie już nie daję rady, fizycznie także. Dzisiaj zakończę tą chorą grę.

W między czasie zadzwoniłam po taksówkę, która już na mnie czeka. Wsiadam do środka witając się z kierowcą i podaję adres. Całą drogę myślę tylko o Nathanielu i naszym rozstaniu. Boję się, że już nigdy więcej go nie zobaczę. Że nie zdążę mu powiedzieć jak bardzo go kocham. Staram się odgonić myśli o mordercy, z którym zaraz się spotkam.

Przełykam głośno ślinę, kiedy taksówkarz zatrzymuje się w wyznaczonym miejscu. Mężczyzna spogląda na mnie jakby chciał się upewnić, że na pewno chcę tutaj wysiąść. To miejsce przeraża już za dnia a co dopiero wieczorem. Podaję mu odpowiednią kwotę, po czym wysiadam. Czekam aż odjedzie i mentalnie przygotowuje się na to spotkanie. Wzięłam ostatni głęboki wdech, po czym ruszyłam do wejścia.

Nie ma to jak pakowanie się w paszczę lwa.

Jak nie teraz to nigdy. Popycham ciężkie metalowe drzwi i wchodzę do środka. Rozglądam się po ogromnym pomieszczeniu. Wzdrygam się na widok, jaki zastaję. To miejsce przeraża. Poszukuję wzrokiem mojego oprawcy. Stoi na samym środku, odwrócony tyłem do mnie. Odwraca się po chwili a ja zamieram. To nie może być prawda. Przecież on nie żyje od pięciu lat. Stoję jak sparaliżowana obserwując osobę, która popełniła samobójstwo kilka lat temu. Chłopak, który kiedyś był mi bardzo bliski, z którym łączą mnie więzy krwi. Kogoś, kogo kochałam. Jego odejście załamało wszystkich.

— Boże... — Wyszeptałam. Przyłożyłam rękę do ust a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.

To nie może być prawda.

— Witaj Melody. — Ten głos taki znajomy. Te oczy, które kiedyś patrzyły na mnie z troską.

— To nie może być prawda — wplątuje dłonie w swoje włosy i ciągnę za nie próbując obudzić się z tego koszmaru.

To wszystko jest złym snem.

— Ależ to prawda. — Podnoszę wzrok ponownie na NIEGO. — Nie cieszysz się, że mnie widzisz?

— Widziałam twoje zwłoki! Ty nie żyjesz! — Krzyknęłam lekko histeryzując.

Jego tutaj nie ma . Zginął pięć lat temu.

— Jestem cały i zdrowy. Całkowicie żywy, jak widać. — Zaśmiał się, ale to nie był miły śmiech a szaleńczy.

— Jak? — Zapytałam załamana.

To sen. Na pewno.

— Za pieniądze można zrobić wszystko, nawet upozorować własną śmierć. — Uśmiechnął się szeroko. Był z siebie dumny.

Nie mogę w to uwierzyć.

— Dlaczego? — Wciąż do mnie nie docierało, że on żyje.

— Wiesz planowałem to od pięciu lat. — Zignorował moje pytanie. — Od pięciu jebanych lat ukrywam się i obserwuje. Zaplanowanie tej zemsty zajęło mi całkiem sporo czasu, ale warto było tyle czekać. Patrzeć na twoje cierpienie. Aż dziwne, że nie domyśliłaś się, że za wszystkimi nieszczęściami w twoim życiu stała osoba trzecia. To ja namówiłem Jacka, aby podał ci prochy to ja wymyśliłem odwyk. A przede wszystkim Harris od początku pracował dla mnie wszystko mi o tobie mówił. Miałem stałe źródło informacji. Wiedziałem o wszystkim. Wykorzystałem nienawiść Blacka do zniszczenia twojej relacji z Nathanielem, ale niestety się nie udało, więc musiałem to rozegrać inaczej. Tak o to trafiłaś na odwyk. Zostałaś zdradzona przez dwie ważne osoby w twoim życiu, ale niestety Nate nadal przy tobie trwał jak wierny piesek. Denerwowało mnie to i jednocześnie podsycało chęć zemsty. Nie zasługujesz na nic, co dobre. Strata młodego Blacka byłaby idealnym ciosem chciałem twojego cierpienia i to otrzymałem. Przy pierwszej lepszej okazji rzucił cię, tak wiem o tym, a ja nawet nie zrobiłem kolejnego ruchu w tej sprawie. Ułatwiłaś mi zadanie, nie powiem, że nie. Trochę było mi szkoda, odebrałaś mi świetną zabawę z niszczenia waszej relacji, ale no już trudno. Zemsta i tak zaraz się dokona. — Wzruszył ramionami jakby mówił o błahostkach.

Made For Each OtherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz