ROZDZIAŁ XV

148 39 0
                                    

Minął kolejny miesiąc, a on się nie odzywał. Dlaczego ja na to w ogóle liczyłam? Czym ja się tak właściwie przejmowałam? Na dobrą sprawę to ja go prawie nie znam.

W końcu jeszcze tylko zostało cztery dni i koniec roku szkolnego więc chill. Najwyższy czas spotkać się z Lydią po za szkołą. Trochę ją zaniedbałam przez ostatni czas, a to wszystko przez.... a zresztą mniejsza. Nie będę wspominać, wszystko da się nadrobić.

Wyjęłam telefon z tylniej kieszeni i usiadłam na kanapie, wybierając numer do mojej przyjaciółki. Odebrała po trzech sygnałach co bardzo mnie ucieszyło.

- Siema Lydia!

-O matko, Ana Ty żyjesz!

-Nie. Umarłam. Dzwonię z magicznej butelki w trumnie, w sumie całkiem tu fajnie, ale śmierdzi. - dało się wyczuć ironię w moim głosie.

- Głupia, dobra trochę się nie odzywałaś... - mówi z wyrzutem.

- Wiem...- przeciągnęłam leniwie. - przepraszam, chce to właśnie naprawić.

- Dziś idziemy na imprezę, co o tym myślisz? Tak na zgodę - czułam, że się uśmiecha chociaż tego nie widziałam.

- To o dwudziestej przy naszym ulubionym klubie?

- Do zobaczenia!

Mówiąc to rozłączyła się. Już mam wybaczone, ja to wiem, ona nie umie się na mnie gniewać.

Jest już 19:30. Ubrałam bordową bluzkę na ramiączka ze średnim dekoltem, i do tego białą spódnice, która sięgała mi do połowy ud. Założyłam do tego białe air forsy. Z włosami nic nie zrobiłam, oprócz ich rozczesania. Jeszcze tylko pomalowałam usta na podobny kolor co bluzka i zrobiłam kreski na oczach, po czym zadzwoniłam po taksówkę.

_____________________________________

Stałam już dziesięć minut przed klubem czekając na przyjaciółkę. Poczułam jak ktoś zakrywał mi od tyłu oczy, kojarzę ten zapach, jest on nie zmienny od paru lat i tylko jedna osoba mi się z nim kojarzy.

- Cześć Lydia!

- Idziemy Ana, alkohol z baru sam nie zniknie. - mówi z wielkim śnieżnobiałym uśmiechem.

Ruszyłyśmy w stronę wejścia do naszego ulubionego klubu, byłyśmy tam znane, a to nawet śmieszne. Przyjaźnimy się z założycielem tego klubu, dlatego mogłyśmy wejść nie patrząc na ograniczenia wiekowe. Przywitałyśmy się z ochroniarzem i weszłyśmy do środka omijając całą tę kolejkę dłużącą się przed wejściem. Słyszałam jeszcze przez chwilę okrzyki skandalu, ale nie zwracałam na to uwagi. Pewnym siebie krokiem przekroczyłam próg tego budynku. W moje nozdrza od razu uderzył intensywny zapach papierosów, alkoholu, spoconych ludzi obijających się o siebie na parkiecie, kompletnie nie czujących rytmu piosenki, która właśnie leciała. Do zapachu się już przyzwyczaiłam tak jak i do napalonych facetów gapiących się na mnie jak małpa widząca kiść bananów. Lecz ten obserwator wyjątkowo mnie zainteresował. Był to wzrok wysokiego blondyna z przekłutą wargą, stał on po drugiej stronie pomieszczenia.. Ta małpa wyglądała jakby zobaczyła ciężarówkę wypełnioną bananami. Postanowiłam nie zwracać na niego uwagi co było jednak trochę ciężkie. Potrząsnęłam lekko głową i po prostu ruszyłam w stronę baru zaraz za Lydią.

Usiadłyśmy na wysokich czerwonych krzesłach przy ladzie. Nie widząc barmana zaczęłam się przyglądać tym samym kolorowym butelką z trunkiem co zawsze. Moje obserwacje przerywał Batman siadający obok mnie. Czy ja już byłam pijana od samego patrzenia?

-Witam piękne damy!- krzyknął bełkoczącym, niskim głosem. Patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami i otworzyłam usta, a gdy już chciałam coś powiedzieć to przerwała mi Lydia.

Persecutor | Luke Hemmings Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz