ROZDZIAŁ XXXV

60 11 0
                                    

Uchylam powoli jedną powiekę, a zaraz za nią drugą. Gdy już otwieram szerzej oczy i dostrzegam ciemne pomieszczenie. Do moich uszu zaczynają dobiegać różne dźwięki, po których orientuje się, że znajduje się właśnie w szpitalu. Obok mnie słyszę ciche pochrapywanie, a gdy się już odwracam to zauważam śpiącego chłopaka. Chcąc na cieszyć się tą chwilą po prostu tule jego głowę do siebie, a później zaczynam gładzić wierzchem dłoni jego delikatny policzek.

- Luke, dziękuje Ci. Za tyle rzeczy za ile mogę cię również przepraszać. - szepcze do śpiącego chłopaka obserwując jak jego klatka unosi się i zaraz opada w spokojnym tępie. Nachylam się do jego czoła po czym delikatnie całuje w sam środek. Jeszcze chwile zachwycam się widokiem śpiącego Luke, a zaraz kładę głowę na poduszce i zasypiam.

______________________________________

Budzi mnie wiercenie się na materacu, które wywołuje budzący się Luke. Otwieram oczy i przyglądam się jak chłopak podnosi się do pozycji siedzącej. Jest do mnie tyłem dlatego aby zwrócić jego uwagę postanawiam szturchnąć go lekko. Tak też i robię. Unoszę rękę oraz wyciągam w jego stronę, gdy już mam go dotknąć chłopak niespodziewanie odwraca się w moją stronę. Jego błękitne oszołomione oczy właśnie skanują moją twarz po czym odnajdują moje oczy i się na nich zatrzymują.

- Cześć.. - mówię słabo, a następnie się uśmiecham. Luke nic nie odpowiada tylko błyskawicznie wtula się w mój tors. - już wszystko dobrze..- mówię słysząc lekko szloch chłopaka, który coraz mocniej się do mnie przyciska.

- Przepraszam. - szepcze Luke.

- To ja przepraszam, ale i też dziękuje. - całuje czubek jego głowy, po czym blondyn unosi się oraz przybliża swoje czoło do mojego.

- Nie potrzebnie dziękujesz, a tym bardziej przepraszasz. - na chwile zamilka po czym dodaje. - wszystko wyjaśnimy sobie jak stąd wyjdziesz, dobrze? - pyta lekko oddalając twarz.

- Dobrze, a teraz chodź do mnie Luke. - wyciągam ręce uśmiechając się do niego. Chłopak bezzwłocznie się przytula, a ja przymykam oczy.

Nie wiem ile czasu już tu leżymy, lecz przerywają nam Lydia i Ashton wchodzący na sale.

- Obudziła się! - krzyczy ucieszona dziewczyna po czym biegnie do mnie z rozłożonymi ramionami.

- Cześć Lydia! - odpowiadam również uradowana. Obejmuje ją jedną ręką, a drugą nadal głaszcze Luka po plecach. Widząc szeroko uśmiechniętego Ash'a, który nie wiem jak odreagować zaczynam machać aby przyszedł do naszego „rodzinnego" uścisku. Ten bez chwili zastanowienia rusza w nasza stronę kładąc się na naszej trójce.

Aktualnie nie ma dla mnie znaczenia co było wcześniej, liczy się tu i teraz, nic więcej.

- Kochani, myśle, że Anabell przydałaby się szklanka wody. - mówi Ash po czym wszyscy uwalniają się z uścisku. Luke i Lydia kiwają głową po czym wychodzą. Zostaje sama z chłopakiem, który zaraz siada na krawędzi mojego łóżka. - Jak się czujesz? - pyta po dłuższej chwili.

- Napewno lepiej niż wcześniej. - uśmiecham się do niego, lecz jemu do śmiechu raczej nie było.

- Od czego by tu zacząć... - zastanawia się drapiąc po karku.

- Najlepiej od początku. - mówię kładąc dłoń na jego ramieniu.

- No to wiedz, że jest to dla mnie równie ciężkie jak dla ciebie. - spuszcza wzrok na swoje dłonie. - pewnie zastanawia cię dlaczego nie powiedziałem ci tego wcześniej... najwyższy czas ci to wytłumaczyć Anabell. - wzdycha głośno chłopak. - w wieku moich pięciu, a twoich trzech lat nasi rodzice przeżywali kryzys. Nie mieli pieniędzy, popadali po mału w długi. Nie starczało im pieniędzy na utrzymanie dwojga dzieci... wybór był naprawdę trudny zresztą chyba jak dla każdego rodzica. Może wydawać się to potworne, oddanie jednego dziecka do adopcji lecz po upływie czasu widzę, że i tak byli wspaniałymi rodzicami.

Persecutor | Luke Hemmings Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz