ROZDZIAŁ XVIII

112 36 2
                                    

***

- Anabell twoja mama dzwoniła, że zaraz będzie. - powiedziała uśmiechnięta kobieta w drzwiach.

- Ana musi jechać...? - zapytała zasmucona Lily.

- Musi skarbie, musi. Narazie możecie się jeszcze pobawić. - odpowiedziała i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi.

- Chowany? - zapytała rozpromieniona dziewczynka.

- Tak! - krzyknęłam skacząc do góry.

Zabawa szybko się skończyła gdy przyjechała po mnie babcia. Pożegnałam się gestem machania i odjechaliśmy. Babcia płakała, a dziadek nerwowo przyspieszał.

- Victor zwolnij. - nakazywała babcia. - Dziecko jest z tyłu.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam wychylając się.

- Do tatusia... - odpowiedziała po czym rozpłakała się jeszcze bardziej.

Podjechaliśmy pod duży budynek z czerwonym plusem. Weszliśmy przez przezroczyste drzwi, a babcia od razu podbiegła do jakiejś Pani. Dziadek wziął mnie na ręce i poszedł za babcią. Weszliśmy przez drzwi, za którymi znaleźliśmy tatę leżącego na łożku. Zeskoczyłam z rąk dziadka i pobiegłam do tatusia, przy którym już siedziała babcia.

- Tatuś śpi. - powiedziała głaszcząc go po głowie.

- A gdzie jest mama? - zapytałam wchodząc na łóżko taty.

- Mama... - próbowała opanować głos, a gdy już jej się udało zaczęła mówić dalej. - jest teraz w lepszym miejscu skarbie... napewno jest szczęśliwa i zawsze będzie przy tobie... - trochę tego nie zrozumiałam, myślałam, że mama jeszcze wróci, ale tak się nie stało.

Tata leżał na oddziale jeszcze miesiąc w śpiączce, a ja przychodziłam z dziadkami codziennie po szkole. Opowiadałam mu różne sytuacje z każdego dnia, narzekałam na prace domowe, czytałam bajki na dobranoc tak jak to on robił zawsze mi.

Pewnego dnia jak przyjechaliśmy jego już nie było...

Na sale przyjechał kolejny pacjent, a ja rozpaczliwie szukałam taty. Gdy babcia powiedziała mi te same słowa co przy mamie.

Dopiero na ich pogrzebie zrozumiałam co babcia miała na myśli. To wszystko było przeze mnie to oni jechali wtedy po mnie.

Przez dwa lata każda noc była koszmarem. Gdy zapadał zmrok otwierały się na świt moje rozterki, cały ból się uwalniał, a ja w spokoju zdejmowałam maskę uśmiechniętej dziewczynki. Babcia wtedy zawsze na mnie czekała z kubkiem czekolady. Kochałam babcie całym serduszkiem. To był najwspanialszy człowiek na świecie, a jej miły pełny zmarszczek uśmiech wiecznie poprawiał mi humor.

Przez te dwa lata zdążył się odbyć jeszcze jeden pogrzeb... dziadka dopadła starość, a aniołki przyszły po niego jednej z nocy.

- Babciu ty mnie nigdy nie zostawisz prawda? - zapytałam pewnego dnia przy kubku gorącej czekolady.

- Będę się tobą opiekować do końca swojego życia skarbie. - ujawniła swój promienny uśmiech, który od razu odwzajemniłam.

Jak powiedziała tak i też się stało. Kiedy miałam już piętnaście lat po moją babcie również przyszły aniołki...

Byłam zmuszona iść pod opiekę mojej cioci, która nigdy nie pałała do mnie empatią, a dokładniej od śmierci moich rodziców. Nie pomieszkałam u niej długo gdyż wynajęła mi mieszkanie, które tylko opłacała.

- Masz. - rzuciła przedmiot, który od razu złapałam. Kluczyki.

- Po co mi one? - zapytałam zdziwiona.

- Myślałaś, że będziesz tu ciagle mieszkać? Pakuj się. - wyszłam z pomieszczenia, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.

- Dlaczego... - zapytałam w głębi ducha pakując walizkę.

***

Persecutor | Luke Hemmings Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz