ROZDZIAŁ XVI

148 40 1
                                    

Ciemność. Wszędzie ciemność. Im bardziej próbuje otworzyć oczy tym ciemniejsze wydaje się pomieszczenie, a głośne dźwięki wydobywają się z każdego kąta. Każdy o innej częstotliwości. Czuje unoszący się zapach siarki, a palcami u dłoni jestem w stanie określić na czym leżę. Chrust, zimny mokry chrust. Chcąc wstać napotykam opór. Hałas narasta, a moje uszy błagają o chwile ciszy. Moje wszystkie mięśnie napinają się z wysiłkiem próbując wstać. Bezskutecznie. Wiele dźwięków narasta jeszcze bardziej niż wcześniej. Nie mogąc dotknąć uszu muszę zdać się na inne bodźce. Teraz czuje ciecz wypływającą z ich wnętrza oraz metaliczny zapach. Krew. Panika osiąga zenitu. Ciało próbuje się ruszyć, a oczy ujrzeć coś w ciemności. Źrenice energicznie pokonują dystans pomiędzy jednym kątem oka, a drugim. Góra i dół. Krążą szukając czegokolwiek. Ciało nieruchomieje z bezsilności. Powieki opadają mimowolnie.

Mam dość.

Fala myśli mijających się w mojej głowie nagle ustała, a ogromny harmider zastąpiła głucha cisza. Ogarnął mnie spokój, moje ciało teraz swobodnie się poruszało, a uchylając powieki nie widziałam już ciemności, lecz las. Wielki potężny las. Stanęłam na równe nogi otrzepując się z ziemi na której jeszcze chwile temu leżałam w bezruchu. Rozejrzałam się dookoła. Las był zagęszczony drzewami iglastymi, a na około porastał wszędzie mech. Udałam się przed siebie, poszukując drogi, chatki, po prostu znaku życia. Sto metrów. Dwieście metrów. Kilometr. Dwa i zaraz pięć. Moją uwagę przykuwa mężczyzna w czarno-czerwonej koszuli. Jego rozczochrana czupryna rzuciła mi się od razu w oczy. Z tej odległości trudno jest mi go rozpoznać, lecz mam przeczucie, że go znam.

Zaczęłam iść w jego kierunku. Chłopak patrząc na moje poczynania poszedł w zupełnie innym. Nie miałam innego wyjścia, musiałam go dogonić. Może coś wie? Może był naocznym świadkiem jak tu trafiłam i jak stąd wyjść, a raczej jak uciec. Z każdym krokiem mężczyzna był coraz bliżej, a nadzieja na odkrycie co się tu dzieje jest na wyciągnięcie ręki. Zatrzymał się, a między nami został tylko metr odległości. Wyciągnęłam rękę chcąc go dotknąć. Z każdym malejącym milimetrem między moją dłonią, a jego ramieniem napawał mnie coraz to większy lęk. Opuszkami palców przejeżdżam po kołnierzu, a następnie ułożyłam całą dłoń na ramieniu chłopaka. Jego głowa powolnie zaczęła się przekręcać w moją stronę. A ja mogłam w końcu zobaczyć jego twarz, lecz... nie widzę nic. Nie widzę, ani ust, ani oczu, nosa... nie dowierzam. Jak to jest możliwe? Obserwuje jak jego dłoń wędruje na moją, która nadal znajduje się na nim. Jest szorstka, nie wiarygodnie. Gładzi kciukiem wierzchnie mojej skóry.

Moja ciekawość sięga zenitu. Uwalniam swoją rękę spod jego. Wyciągam powolnie palec chcąc dotknąć jego twarzy, a raczej miejsca, w którym powinna się znajdować. Muskam lekko palcem przejeżdżając po nieskazitelnej skórze.

W jednej chwili widzę jak chłopak łapie mnie błyskawicznie za ramiona. Jest niewiarygodnie silny. Jednym ruchem rzuca mnie na kolana, a ja teraz widzę staw znajdujący się tuż przede mną. Jego jedna ręka przenosi się na moją głowę. Łapie moje włosy i zaraz zanurza moją twarz w wodzie. Trzyma tak dłuższą chwile, a ja czuje brak tlenu. Próbuje się wyrwać. Szarpie się. Próbuje kopać, bić rękoma. Na nic moje starania. Ciemność się pogłębia, a ja powoli czuje odrętwienie. Z ust wydobywają się ostatki mojego tchu gdy zostaje wyciągnięta. Łapczywie wciągam powietrze. Odgarniam jednym szybkim ruchem włosy i otwieram oczy. Widzę... siebie. Tak, swoje odbicie. Kątem oka zauważam łazienkę. Jest ona znajoma, te same kafelki, czarna umywalka wypełniona wodą, lustro ozdobione dookoła czarnym obramowaniem z wzorem kwadratów. To jest ta sama łazienka co w dzieciństwie... jeszcze przed ich śmiercią... ale co ja tu robię?

Spoglądam jeszcze raz na lustro i nie znajduje tam siebie lecz ponownie rozbudowaną postać chłopaka z lasu. Złapał czerwoną szminkę leżącą obok kranu. Unosi ją do góry i przykłada końcówkę do odbicia, powoli rysując litery. Z początku są niewyraźne jak przez gęstą mgłę. Gdy skończył pisać, obraz zaczął stawać się przejrzysty.

- Jestem bliżej niż ci się wydaję. - czytam na głos drukowane koślawe litery. Wraz z odczytaniem ostatniego wyrazu, duża dłoń wyłania się z odbicia. Łapie mnie za gardło przybliżając szybko do siebie. Teraz jestem twarzą w twarz z nim. Serce wyskakuje z piersi, a moje oczy zamykają się bojąc każdego jego kolejnego ruchu.

Persecutor | Luke Hemmings Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz