ROZDZIAŁ XXX

91 26 5
                                    

„Witaj droga Anabell.
Domyślam się, że ostatnie dni były dla ciebie bardzo trudne. To ciekawe, myślałaś, że się ukryjesz? Że cię nie znajdę? Jeśli tak, to jesteś w ogromnym błędzie. Widzę też, że w końcu ruszyłaś mózgiem i zaczynasz orientować się gdy za tobą podążam. Sprytnie, lecz jak widać to nadal za mało. To było zaskakujące, że trzymali cię tak długo w niewiedzy przed całą prawdą o twojej idealnej rodzince. Oj głupiutka Ana... wierzyłaś im we wszystko. Zresztą... mniejsza. Jeśli myślisz, że ostatnie dni były katorgą to wiedz mi, że to dopiero początek."

Faktycznie byłam przekonana iż ten koszmar się już skończył, że nic mnie już nie zaskoczy.

Złapałam list za dwa końce i go podarłam. Podeszłam do kosza i wyrzuciłam jego pozostałości.

_______________________________________

Zgarnęłam jeszcze moje rzeczy, które leżały w różnych zakątkach pokoju i upchałam je do walizki. Wychodząc z pomieszczenia sprawdziłam tylko jeszcze czy aby napewno wszystko zabrałam, a następnie zamknęłam drzwi na klucz.

Podeszłam do windy i nacisnęłam guzik, aby winda zatrzymała się na moim piętrze. W windzie znajdowało się dwóch tęgich mężczyzn odzianych w czarne garnitury. Nie wyglądali na jakiś nadzwyczaj miłych. Weszłam do środka i kliknęłam przycisk z oznaczeniem parteru.

Podeszłam do recepcji gdzie zapłaciłam za pobyt w hotelu przy okazji dziękując za miłą obsługę. Wychodząc przechodziłam obok stolików, przy których siedzieli Bree i Jackson. Starałam się ich ominąć bez zwracania na siebie uwagi, lecz w ostatniej chwili dziewczyna mnie dostrzegła.

- Anabell! Dawaj do nas. - mówiła optymistycznie.

- Przepraszam, ale czas mnie goni. -odpowiedziałam i szybko wyszłam z budynku.

Szłam w zupełnie nieznanym mi kierunku poszukując nowego lokum. Postanowiłam, że zamelduje się na inne imię i nazwisko, może to coś pomoże, a przynajmniej da mi namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Cały czas się odwracałam aby mieć pewność, że tym razem nie byłam śledzona. W końcu dotarłam do jakiegoś motelu. Zatrzymałam się przed wejściem i zdjęłam kaptur z głowy. Pchnęłam drzwi budynku i podeszłam do recepcji.

- Dzień dobry nazywam się Ross Price. Czy znajdzie się jakiś wolny pokój? - patrzyłam uśmiechając się do pracownicy motelu.

- Ależ oczywiście, czy życzy Pani sobie jakiś konkretny pokój?- zapytała z entuzjazmem kobieta.

- Szczerze... - podrapałam się po karku. - to w tej chwili wszystko będzie dla mnie odpowiednie. - kobieta potaknęła i podała mi klucz do pokoju.

Weszłam powolnym krokiem po schodach kierując się do pokoju trzydzieści cztery. Otworzyłam duże drewniane drzwi za pomocą klucza i usłyszałam towarzyszące temu głośne skrzypnięcie. Będąc w pokoju stwierdziłam iż znacząco różnił się od mojego poprzedniego, pod względem... bogactwa w bibeloty, a nawet w jakiekolwiek meble. Jedyne co widzę to szafa, jakieś drzwi, pewnie do łazienki i stolik z krzesełkiem. Gdzie jest do cholery łóżko?

Podchodzę do ogromnej szafy, delikatnie otwierając drzwiczki i nagle wysówa się dwuosobowe łóżko, które prawie przygniata mi stopę.

- Cholera! - krzyczę odruchowo łapiąc się za bolącą część ciała. - czemu zawsze ja. - zastanawiam się stawiając walizkę na środku pokoju i udaje się do łazienki aby wziąć szybki prysznic.

Podchodzę do drzwi, które prawdopodobnie prowadzą do łazienki. Przechodzę przez drewniany próg, a następnie rozbieram się do naga i wchodzę pod prysznic. Leje po swoim ciele letnia wodę. Chcę już sięgnąć po gąbkę, ale chwila. Fuck. Zapomniałam jej zabrać z walizki. Szybkim krokiem wychodzę spod prysznica ledwo się nie wywracając na mokrej podłodze, a następnie otulam się hotelowym ręcznikiem.

Persecutor | Luke Hemmings Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz