ROZDZIAŁ XX

130 34 1
                                    

Budzi mnie ten sam potworny dźwięk wydobywający się co rano. Czemu jak ustawie na budzik moją ulubioną piosenkę to po paru dniach jej nie cierpię?

Unoszę się do pozycji siedzącej stawiając stopy na lodowatej podłodze, przez co przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz. Na wyświetlaczu widnieje godzina 7:15. Wyłączam irytujący dźwięk i podchodzę do naszykowanych poprzedniego dnia ubrań. Po drodze do kuchni wciągam jedną nogawkę, a zaraz drugą czarnych spodni. Zakładam ciemną podkoszulkę oraz granatową koszule. Robię śniadanie, szybko maluje rzęsy oraz myje zęby, a następnie wypadam z domu jak strzała widząc na zegarku 7:45.

8:15, cholera i się spóźniłam. Jak trzeba być beznadziejnym przypadkiem ludzkiej rasy aby w pierwszy dzień nowej pracy SIĘ SPÓŹNIĆ?!

Dobra wbijam jak gdyby nigdy nic, a więc cycki do przodu, dupa do tyłu, drzwi z kopa i wejście smoka zapewnione. Wchodzę pewnym siebie krokiem, włosy zarzucam aby wyglądać jak w tych wszystkich filmach.

- Nic się nie stało, wcale mnie jestem spóźniona. - Mówię sama do siebie. Oczy wszystkich ludzi w kawiarni są zwrócone na moją osobę, trzeba się pokazać z jak najlepszej strony, od co.

I beng! Poczułam jak potykam się nogą o nogę i lecę, lecę jak torpeda twarzą na ziemie. Tak właśnie wyglada moje życie. Jedna. Wielka. Porażka. Błyskawicznie podnoszę się z podłogi, rozglądając się na wszystkie strony oraz licząc osoby walące w stoliki ze śmiechu. Naliczyłam dwadzieścia osób, na ile? Na dwadzieścia. Super. Nie dość, że spóźniona to jeszcze taka wtopa. Pięknie Anabell, no ślicznie! Moja podświadomość bije mi już owacje na stojąco.

Podchodzę do baru otrzepując kolana i widzę śmiejącego się czarnookiego chłopaka.

- Miałem już cię ochrzaniać za to, że się spóźniłaś, ale chyba spłaszczenie własnej twarzy o podłogę ci wystarczy - mówi i zanosi się jeszcze większym śmiechem niż przedtem.

- Dobra, dobra bardzo śmieszne, a teraz powiesz mi co i jak? - krzyżuje ręce na piersiach i przekrzywiam lekko głowę czekając aż się uspokoi. Po paru chwilach machnął ręką na znak abym poszła za nim.

_______________________________________

Wchodzę do klatki i idę w stronę mieszkania. Chce już otworzyć zamek kiedy okazuje się, że jest otwarte. Przecież zamykałam drzwi jak to możliwe, że są otwarte? Może mi się wydawało, w końcu wybiegłam z domu jak burza. Wchodzę do mieszkania, zamykając drzwi kopniakiem. Spada kartka, która prawdopodobnie była do nich przyklejona.

„Nie obrazisz się chyba za mały prezent? Sprawdź szufladę, w której trzymasz tą swoją piękną czerwoną bieliznę"

Poczułam dreszcz przechodzący po moim kręgosłupie, podchodzę powolnym krokiem do mojej sypialni. Wyciągam dłoń w kierunku klamki. Zaplatam palce wokół niej, gdy nagle dzwoni mój telefon.

Oczywiście nie była bym sobą, gdybym nie odskoczyła od drzwi ze strachu i nie walneła głową w wiszącą szafkę.

Dzięki, kurwa, Lydia...

- Wiesz, że mam ochotę Cię zabić, no nie? - zapytałam od razu po odebraniu. Ona ma wyczucie kiedy zadzwonić.

- A co ja znowu zrobiłam? Przecież ostrzegałam cię wczoraj, że będę dzisiaj do ciebie dzwonić. - zaśmiała się, a ja nadal masowałam pulsujący z bólu tył głowy. - Zresztą mniejsza, na dzisiejszy wieczór tak jak ci wczoraj mówiłam zaplanowałam nam randkę w ciemno, co ty na to? - chwile odczekała i zaczęła mówić dalej. - Chociaż w sumie to nie masz zbytnio wyjścia, bo umówiłam nas za dwie i pół godziny, widzimy się na miejscu, sms'em podeślę Ci adres. - i się rozłączyła. A ja nadal stałam jak idiotka, czekając aż w mojej głowie przestanie piszczeć. Mam tylko nadzieję, że nie będzie za dużego guza.

Persecutor | Luke Hemmings Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz