twenty-one

2.3K 338 145
                                    

a/n; przepraszam, że tak długo nie było rozdziału;-(

***

Świst czajnika, oznajmujący iż woda się ugotowała, wyrwał wszystkich z tego niezręcznego wpatrywania się w siebie i oczekiwania odpowiedzi. Seokjin nie owijał w bawełnę, bo nie miał nawet po co, skoro jego matka wszystko widziała, a wszelkie wymówki byłyby zbędne. 

Brunet podniósł się z sofy i podreptał do kuchni, robiąc dla pozostałej dwójki w salonie kawę, a dla siebie herbatę malinową. Ułożył wszystkie kubki na tacy, którą zaraz zaniósł do salonu i kładąc ją na stolik, zrobił to tak energicznie, że prawie wszystko się wylało. 

Zasiadł ponownie obok blondyna, który może i nie wyglądał na zdenerwowanego to w środku wszystko się w nim przewracało, a serce biło niebezpiecznie szybko. Uspokoił się nieco kiedy jego dłoń ścisnęła ta należąca do lekarza. Obrócił głowę w jego stronę, uśmiechając się uspokajająco, ale twarz Seokjina była bledsza niż zwykle i nawet najpiękniejszy uśmiech jego ukochanego mu nie pomógł.

Brunet już chciał posmakować tych pulchnych ust i ponownie zatopić się w jego torsie, oplatając jego ramionami, jednakże przypomniał sobie o obecności swojej matki, do której momentalnie powędrował wzrokiem.

Pani Kim tylko siedziała i trzymając w dłoni kubeczek, przyglądała się im, a Seokjin mógłby przysiąc, że na jej twarzy widział uśmiech.

- Mamo, zanim cokolwiek powiesz to-

- Jesteście rozkoszni. - oznajmiła i wzięła kolejny łyk, może trochę za słodkiej kawy. - Nawet bardzo. To co, Seokjin. Opowiesz mi co się wydarzyło w pracy? Jaehee brzmiała na zmartwioną.

Chłopcy tylko wymienili zdziwione spojrzenia, a następnie z rozdziawionymi ustami spojrzeli na rodzicielkę bruneta, którą najwyraźniej bawiła ta sytuacja. 

Gdzie te krzyki? Gdzie te wyzwiska i wylane łzy jakich oboje się spodziewali? Seokjin kręcił głową, nie mogąc uwierzyć w to, że jego matka tak po prostu nazwała ich rozkosznymi i zmieniła temat po prostu oglądając ich splecione palce. 

- Mamo? Mówisz poważnie? - zapytał będąc niepewnym, a pani Kim odłożyła kubek na drewniany stolik i przysunęła się do pozostałej dwójki, łapiąc ich obydwu za dłonie, a także wywołując jeszcze większy zamęt w ich głowach.

Od zawsze powtarzała Jinowi, że nie może się doczekać jak będzie z dumą oglądała swojego najstarszego synka na ołtarzu, czekającego na swoją ukochaną. Mężczyzna nie mógł pojąć tego, że jest taka łagodna, w ogóle nie zdziwiona i zezłoszczona. Raczej rozczulona i szczęśliwa.

- Och, kochanie. Przecież nie wyrzeknę się ciebie tylko dlatego, że się zakochałeś w chłopaku. - rzekła, a Seokjin zaczerwienił się na to słowo jakim nazwała ich uczucie. 

Lubił Namjoona, nawet bardzo, bardzo, ale czy był zakochany? On sam tego nie wiedział, ale był pewien, że kiedy jest przy nim wszystkie jego zmartwienia znikają, a całe zło świata spada na drugie miejsce, bo przy tym dzieciaku nie można się smucić. 

Czy to wystarczające uczucie?

- Mówiłaś, że chcesz zobaczyć mnie przed ołtarzem, czekającego na...

- Bardziej chcę Twojego szczęścia - uśmiechnęła się, gładząc ich dłonie i patrząc na ich zdziwione twarze z uniesioną brwią. 

Seokjin wypuścił powietrze, dokładnie analizując w głowie słowa własnej matki, zupełnie nieumyślnie ściskając bardziej dłoń Namjoona. W sumie, młodszy również był w niemałym szoku, że pani Kim była taka wyrozumiała. W głębi duszy miał nadzieję, że jego rodzice również okażą tak spokojni i przyjmą wszystko z pokorą.

Bardzo chciał w to wierzyć. 

- Seokjinie, nie patrz tak na mnie - pokręciła głową, kiedy jej syn przeszywał ją wzrokiem. Zupełnie tak jakby nie wierzył w jej słowa. - Mówiłam ci wiele razy, że miłości nie oszukasz, prawda? Nie możesz być smutny przez to, że komuś się to nie spodoba. Masz być dumny z tego, że możesz się nazywać chłopakiem osoby, na której ci tak zależy. Twój ojciec i brat też na pewno będą bardzo szczęśliwi i założę się, że będą cię bardzo wspierać. 

Namjoon uśmiechnął się widząc jak jego księżniczka próbuje wstrzymać łzy, lecz jednak nieudolnie bo chwilę po tym jak kobieta złożyła mu soczystego buziaka na czole, lekarz nie wytrzymał i rozpłakał się jak małe dziecko. Od razu zatopił twarz w koszulce blondyna, próbując opanować emocje jakie się w nim gotowały i faktycznie zaraz wszystko ustawało, a ta dłoń studenta, która gładziła go po plecach działała pokrzepiająco. 
Zawstydzony brunet przetarł swoje czerwone oczy i zakrył twarz dłonią, bo mimo, że to były łzy wzruszenia i czystego szczęścia, że własna rodzina go akceptuje, wstydził się płakać przy swoim chłopaku.

Pani Kim położyła dłoń na ramieniu blondyna i uśmiechnęła się, najcieplej jak potrafiła co Namjoon oczywiście odwzajemnił. 

- Cieszę się, że dbasz o niego tak bardzo.

*

Siedział w pracy, starając się unikać Shina i Pana Lee jak ognia. W sumie to nawet zastosował się do zasad jakie postawił mu dyrektor. Nie wychylał się, a jego rozmowy z pacjentami ograniczał tylko do podstawowych pytań o zdrowie. Czuł, że nie był już tym samym lekarzem, który każdego (no, prawie każdego) rozbawiał i był w stanie wysłuchać jeśli miał jakiś inny problem. Uwielbiał interakcje z pacjentami, oni także to uwielbiali. Chciał, żeby czuli się swobodnie, a nie jak w typowym szpitalu, który kojarzy się z operacjami, bólem i masą medykamentów. 

Jak widać, on i Pan Lee rozumieli słowo "swoboda" zupełnie inaczej, a Jin musiał się tylko przystosować. 

Cieszył się, że ten dzień dobiegł końca i mógł już się zbierać do domu, bo wszystko bardzo mu się dłużyło i czuł, że zwariuje jeśli będzie tutaj jeszcze minutę dłużej. Pakował właśnie wszystkie swoje rzeczy do torby, a wtedy do pokoju wszedł Shin z tym podłym uśmieszkiem na twarzy i jakimiś kartkami w ręce. 

- Doktor Kwon zadzwonił, że się źle czuje, a miał pełnić teraz dyżur... - rzekł, niby sam do siebie, lecz spoglądał na Seokjina, który jak najszybciej narzucił torbę na swoje ramię i już zmierzał w stronę drzwi. - Seokjinie, tak ładnie dziś pracowałeś. Myślisz, że mógłbyś wypełnić ten dyżur? 

Brunet przystanął na chwilę, otwierając z niedowierzaniem usta i zaraz odwracając się w stronę przełożonego. 

- Przecież już skończyłem swoje godziny pracy. Jestem tutaj od rana, mam też siedzieć całą noc? Też jestem zmęczony, nie może zrobić tego ktoś inny?

- Ty śmiesz mieć jeszcze pretensje? - warknął starszy, przez co Kim się wzdrygnął. - Chcesz iść do swojego kochasia, tak? Mogłem się domyślić. Nie brzydzisz się siebie? 

Kim przez chwilę nie mógł uwierzyć co powiedział Shin, nie mógł w ogóle tego przeanalizować. 

- Słucham? - zapytał, a starszy prychnął.

- Jesteś lekarzem, a to ciebie powinni leczyć. Nie wystarczy ci, że niszczysz reputację szpitala? Musisz się jeszcze sprzeciwiać kiedy ktoś cię o coś prosi? Dobrze, wyjdź stąd teraz. Pamiętaj tylko, że jeśli teraz stąd wyjdziesz... Osobiście dopilnuję, żebyś już tu nie wracał.

Przełożony rzucił kartkami o biurko i wychodząc z pomieszczenia, specjalnie zahaczył ramieniem o to Seokjina. Młodszy zacisnął powieki i złapał się za pulsującą głowę, nie chcąc znowu być mięczakiem, który płacze jak coś idzie nie po jego myśli. 

Stał tak jeszcze chwile, aż w końcu ostatecznie rzucił swoją torbą w kąt pokoju i zarzucił na siebie fartuch. Usadowił się na kanapie, czując się strasznie poniżonym i zranionym. Objął swoją głowę, zatykając sobie uszy, chcąc się tym nieco uspokoić. 

Tak miało teraz wyglądać jego życie? Kochał swoją pracę, ale bardzo zależało mu też na Namjoonie. Sam nie wiedział czego chce, wiedział tylko, że to nie jest życie na jakie zasługuje. 

Będzie musiał się poważnie zastanowić.

❁  

𝐀𝐍𝐍𝐍𝐎𝐘𝐈𝐍𝐆 𝐁𝐎𝐘 ゛ 𝐍𝐀𝐌𝐉𝐈𝐍Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz