T R O I S

228 26 0
                                    


~ ~ ~


WSZYSTKIE POSTACIE I ZARYS HISTORII OPRÓCZ 

MEISSY BLACK I WYDARZEŃ Z NIĄ ZWIĄZANYCH 

NALEŻĄ DO J.K. ROWLING - AUTORKI SERII O HARRYM POTTERZE

~ ~ ~


Po opuszczeniu księgarni Meissa starała się jak mogła, by Walburga nie rozpoznała, że cokolwiek się stało. A coś się wydarzyło. Meissa wciąż miała przed swoimi oczami załzawioną twarz Hermiony, po tym, jak nazwała ją szlamą. Mimo to, starała się przybrać tę samą bezuczuciową maskę, którą na co dzień nosiła Walburga. I nawet się jej to udawało.

Teraz znajdowały się w Centrum Handlowym Eeylopa, gdzie pierwszoroczniacy mogli wyposażyć się w swoją własną sowę, dzięki której mogli wysyłać listy do domu. W klatkach znajdowało się naprawdę wiele okazów tych pięknych ptaków. Żaden jednak nie zachwycił Meissy, która jakoś szczególnie nie pragnęła zabrać ze sobą sowy do Hogwartu. Zdecydowanie bardziej chciała wziąć ze sobą kota. Takie zwierzątko mogła bez problemu trzymać ze sobą w pokoju. Mogła go głaskać i przytulać, jeśli miałby na to ochotę. Kot mógłby spać z nią w łóżku, dzięki czemu im obojgu byłoby ciepło. Oboje też preferowali życie w pojedynkę, choć Meissa była na takie życie bardziej skazana, aniżeli był to jej dobrowolny wybór.

„Co myślisz o tej sowie, Meisso? Jest naprawdę imponująca. Spójrz na te skrzydła, wspaniała!" Starsza pani Black zachwycała się ptakiem, podczas gdy jej wnuczka dawała jej jasne sygnały, że nie była ani trochę zainteresowana jej wyborem.

„Chciałabym kota, babciu." Dziewczynka odezwała się w końcu, dokładnie w tym samym momencie, gdy Walburga podniosła klatkę z brązową włochatką.

„Nonsens, dziecko. Już wybrałam dla ciebie sowę. No co tak na mnie patrzysz? Weź ode mnie pieniądze i podaj sprzedawczyni 15 galeonów. Przydaj się raz na coś." Kobieta warknęła w jej kierunku swojej wnuczki, po czym skierowała się wprost do kasy.

Meissa nie była zachwycona tym, że jej babcia po raz kolejny coś za nią ustaliła. Jednakże nie widziała innego wyjścia z sytuacji, jak tylko ją zaakceptować. Nie to, że miała jakikolwiek inny wybór w tym momencie. Swoją drogą, brązowa sowa zdawała się ją polubić, ponieważ co jakiś czas zaczepiała ją swoją głową, gdy wędrowali pomiędzy sklepami na ulicy Pokątnej. Następną rzeczą na ich liście była różdżka. Kobiety bardzo szybko zjawiły się w sklepie pana Ollivandera. Pomieszczenie było małe i zakurzone. Znajdowało się w nim mnóstwo regałów, lecz nie znajdowały się w nich książki, jak na początku pomyślała Meissa, a pudełka z różdżkami. W rogu stało krzesło a po środku biurko sprzedawcy. Gdy wchodziły mały dzwoneczek przy drzwiach zasygnalizował nowych klientów, dlatego też pan Ollivander bardzo szybko pojawił się przy ladzie.

„Ach, panie Black! Jak miło mi was widzieć. Czekałem na ciebie, panno Black." Starszy pan uśmiechnął się życzliwie w kierunku dziewczynki. „Pamiętam dzień, w którym twój ojciec stał w tym samym miejscu co ty dzisiaj. Jesteś do niego bardzo podobna, ach te geny rodziny Blacków. Choć muszę przyznać, że dostrzegam w tobie też trochę podobieństwa do twojej matki, och tak."

„Ollivander, nie mamy czasu na te pogaduszki. Przyszłyśmy tutaj kupić różdżkę, a nie wysłuchiwać pańskich szlochów. Mój syn i jego żona nie żyją, nie ma tutaj o czym mówić." Gdyby ostrość głosu Walburgii można by było zmaterializować, powstałby najprawdopodobniej najostrzejszy nóż w całym wszechświecie.

NEVER ALWAYS || DRACO MALFOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz