~ ~ ~
WSZYSTKIE POSTACIE I ZARYS HISTORII OPRÓCZ
MEISSY BLACK I WYDARZEŃ Z NIĄ ZWIĄZANYCH
NALEŻĄ DO J.K. ROWLING - AUTORKI SERII O HARRYM POTTERZE
~ ~ ~
Po samoistnym przewróceniu się kartki w magicznym kalendarzu jedenastoletnia Meissa zauważyła, że dziś był pierwszy września. Co za tym szło – dziś odjeżdżał pociąg do Hogwartu ze stacji King's Cross, peronu 9 i ¾ . O godzinie dziesiątej ciemnowłosa dziewczynka była zwarta i gotowa. Wszystkie książki i przybory do szkoły były szczelnie zamknięte w jej kufrze. Jej sowa, którą nazwała Hekate, spoczywała spokojnie w klatce, co jakiś czas pochylając swoją głowę w kierunku właścicielki. Meissa delikatnie głaskała ją, czekając na swoją babcię, która gdzieś na piętrze chodziła i krzyczała na biednego Stworka. Dziewczynka zdążyła przyzwyczaić się do swojej nowej towarzyszki. Co więcej, zdecydowanie polubiły się z Hekate.
„Panienko Meisso, pani Walburga zaprasza panienkę na momencik na górę." Poobijany Stworek zjawił się na szczycie schodów, wskazując ręką, by dziewczynka weszła po schodach.
Meissa westchnęła ciężko. Wcale nie chciała tam pójść. Jak najszybciej chciała opuścić Grimmauld Place i już tutaj nie wracać. Kochała swoją babcię całym sercem, ale nie jej metody wychowawcze. A te pozostawiały naprawdę wiele do życzenia. Znajdując się na piętrze, ciemnowłosa dziewczynka odnalazła swoją babcię wpatrującą się w ścianę.
„No dalej, podejdź moje dziecko." Zawołała Walburga.
Meissa nie wahała się i od razu wypełniła polecenia swojej babci. Z biegiem lat zrozumiała, że jej rozkazów nie można było tak po prostu ignorować.
„Spójrz tutaj; to drzewo genealogiczne naszej rodziny. Wszyscy szanowani czarodzieje i czarownice z szlachetnej rodziny Blacków są tutaj. Ja tutaj jestem, twój ojciec i ty także." Walburga przejechała swoim długim, ostro zakończonym paznokciem po malowidle, które naprawdę przedstawiało całą ich rodzinę.
Na ścianie znajdowało się wiele nieznanych jej imion i twarzy. To rozbudziło w niej jeszcze większą ciekawość. Obok kościstych palców Walburgii, na ścianie przed nimi znalazły się także te małe, dziecięce. Meissa z największą starannością podążała śladami swoich przodków. Nie wiedziała czemu niektóre twarze były jakby wypalone z rodzinnego drzewa. Jednakże widząc zimny wzrok Walburgii, która wpatrywała się przez dłuższy czas w jeden i ten sam punkt, wolała tego na razie nie wiedzieć. Bardzo dobrze się jej żyło, gdy jej babcia nie była poddenerwowana.
„Tutaj jestem ja, a tutaj twój ojciec. A w tym miejscu jesteś ty, ale twój portret dodamy, gdy będziesz trochę starsza." Rzeczywiście, w „jej" miejscu znajdowały się tylko jej imiona i nazwisko. „A potem, gdy w przyszłości wyjdziesz za mąż, do drzewa dołączymy twojego czystokrwistego męża i czystokrwiste dzieci. Pamiętasz mam nadzieję jakie jest motto naszej rodziny?"
„Zawsze czyści, oczywiście, że pamiętam." Odrzekła pewnie Meissa.
„Wspaniale. Będąc w Hogwarcie nie wolno ci zadawać się ze zdrajcami krwi, takimi jak ci koszmarni biedacy, Weasley'owie, ani tym bardziej nie wolno ci rozmawiać z jakimiś brudnymi szlamami." Zagroziła jej Walburga. „Albo skończysz tak, jak oni." Zdegustowana machnęła dłonią nad wypalonymi z rodzinnego drzewa portretami.
Przerażona Meissa jeszcze raz spojrzała na ścianę z malowidłami rodzinnymi. Co prawda, nie do końca wiedziała co takiego właściwie stało się z nimi, że zostali w ten sposób potraktowani; ale na pewno nie chciała być taka, jak oni. Jedynym wzorem był dla niej jej ojciec, który wiernie służył Czarnemu Panu. I tutaj rodziła się pewna sprzeczność w duszy Meissy. Czuła się źle po tym, jak nazwała Hermionę szlamą, to fakt. Jednocześnie nauki Walburgii o czystości krwi były w niej tak głęboko zakorzenione, że nie potrafiła myśleć inaczej.
CZYTASZ
NEVER ALWAYS || DRACO MALFOY
Fanfiction❝historia, w której miłość rodzinna przeplata się z nienawiścią a wyrafinowanie...