~ ~ ~
WSZYSTKIE POSTACIE I ZARYS HISTORII OPRÓCZ
MEISSY BLACK I WYDARZEŃ Z NIĄ ZWIĄZANYCH
NALEŻĄ DO J.K. ROWLING - AUTORKI SERII O HARRYM POTTERZE~ ~ ~
Nadszedł kolejny wtorek. Dla Meissy oznaczało to, że spotykała się z profesorem Snapem na dodatkowe lekcje. Wchodząc do sali, dziewczyna zauważyła swojego nauczyciela przy biurku z różdżką w ręku. Zamykając za sobą drzwi, usłyszała Severusa wypowiadającego pewne nieznane jej jeszcze zaklęcie.
Meissa stanęła przodem do swojego profesora, obok którego przebiegła srebrzysto-niebieska łania. Po chwili zwierzę zrobiło kółko wokół ciemnowłosej i zatrzymało się przy niej. Otworzyło swój pyszczek i z jego wnętrza wydobył się głos Snape'a.
„Przedstawiam ci mojego patronusa, Meisso."
Dziewczyna wybałuszyła oczy z zaskoczenia. Jeszcze nigdy nie widziała czyjegoś patronusa. Termin ten znała tylko z książek, których było w brud w obszernej bibliotece Blacków. Zwierzę wydawało się jej takie majestatyczne i tajemnicze zarazem. Sama zapragnęła umieć wyczarowywać coś takiego.
„Jak zauważyłaś, dziś zajmiemy się tworzeniem patronusa" rzekł profesor, a łania zniknęła. „Czy wiesz, czym jest patronus?"
„Patronus to zaklęcie obronne, które może ochronić nas nawet przed dementorami. Ponadto można go wykorzystać do przekazywania wiadomości, jak profesor przed chwilą to zrobił. Do stworzenia patronusa potrzebna jest wielka moc magiczna oraz bardzo szczęśliwe wspomnienie." Wyrecytowała, uśmiechając się dumnie. Wiedziała bowiem, że jej odpowiedź była aż nadto poprawna.
„Dziesięć punktów dla Slytherinu." Powiedział Severus, siląc się na jak najmniej obojętny ton głosu.
„Może tak pan?" Zdziwiła się jego uczennica. „Nie jesteśmy przecież na normalnej lekcji."
„Przy wybrykach dyrektora Dumbledore'a te punkty są tak naprawdę niczym" stwierdził, wywracając oczami.
Severus skierował się w stronę okna. Wyjrzał za nie, szukając wielkiego potwora, lecz nigdzie go nie było. Po chwili polecił Meissie poszukanie jakiegoś szczęśliwego momentu z jej życia. To spowodowało, że dziewczyna utonęła we własnych myślach na naprawdę dłuższy czas.
Pierwsze wspomnienie, jakie pojawiło się w jej umyśle to dzień, gdy miała może cztery lata i razem z przebranym w strój księżniczki Stworkiem, bawili się w bal. Ten moment wprowadził na jej usta dawno nie widziany przez Snape'a uśmiech, lecz nie na długo. Tuż po chwili jej myśli obrały inny tor. Przypomniała sobie, jak w wieku siedmiu lat Walburga pokazała jej drzewo rodzinne, gdzie po raz pierwszy zobaczyła cały swój ród. Być może wydaje się to dziwne, ale Meissa uwielbiała swoje pochodzenie i była dumna z nazwiska Black. Kolejnym dużym przedsięwzięciem było zobaczenie swoich rodziców razem w zwierciadle Ain Eingarp. Regulus i Roisin byli wtedy uśmiechnięci i szczęśliwi.
Tak, to zdecydowanie był idealny moment z jej życia do wykorzystania go do zaklęcia.
„Już mam, profesorze" powiedziała rozmarzona.
„W takim razie wyciągnij swoją różdżkę i powiedz Expecto Patronum." Severus poinstruował swoją uczennicę, bacznie się jej przyglądając.
Meissa jeszcze raz pomyślała o obrączce na dłoni Roisin oraz przypomniała sobie radość na twarzach rodziców, gdy powtarzała im, jak bardzo ich kocha.
„Expecto Patronum!" Wypowiedziała zgodnie z poleceniem.
Z jej różdżki trysnęło nieco srebrno-niebieskich iskier, lecz żadna z nich nie była na tyle silna, aby przeistoczyć się w zwierzę.
„Spróbuj jeszcze raz, Meisso." Kazał jej Snape, jeszcze bardziej skupiając na niej swoją uwagę.
„Expecto Patronum!"
Meissa jeszcze raz pomyślała o swoich rodzicach, tym razem dodając do tego również ich zdjęcie ślubne od Snape'a i fotografie z albumu Roisin. Faktycznie coś się zadziało. Zamiast zwykłych iskier, w powietrzu pojawił się bliżej nieokreślony kształt.
„Może powinnaś zmienić wspomnienie? To chyba nie jest wystarczająco dobre." Stwierdził Severus, wzdychając ciężko.
Meissa również westchnęła. Nie chciała zawieść profesora, ale co mogła poradzić na to, że jej nie wychodziło? Starała się jak mogła, a mimo to zostawała z niczym. Postanowiła jednak posłuchać rady mężczyzny i szukała innego wspomnienia. O dziwo dotyczyło ono Walburgii, gdy ta podarowała swojej wnuczce jakąś rzecz należącą do Regulusa.
„Expecto Patronum!"
Ponowny bezpłciowy, srebrno-niebieski kształt. Ramiona ciemnowłosej ciężko opadły, choć palce mocniej ścisnęły różdżkę. Teraz jeszcze bardziej chciała osiągnąć swój cel. Choć porażki były gorzkie w pierwszych kilku sekundach, znacznie ją motywowały.
I tak od Walburgii, przez Sybillę Trelawney, Hermionę Granger aż do Theodore'a Notta – Meissa Black przypomniała sobie możliwie wszystkie szczęśliwe chwile swojego życia. Wówczas odkryła, że nie było tego wcale tak wiele, jak mogłoby zdawać się komuś z zewnątrz.
Myśląc o swoim smutku, który spowodowała kolejna porażka oraz znikoma ilość dobrych chwil w jej życiu; Meissa przypomniała sobie jeszcze jedną sytuację. W tym momencie przeważały trzy kolory — zielony, biały i... czerwony.
„Expecto Patronum!"
Ku zadowoleniu Severusa Snape'a Meissa wyczarowała kształtnego patronusa. Dziewczynka była natomiast zdziwiona, że wreszcie jej wysiłek nie poszedł na marne. Nie mogła przestać patrzeć na cudo, które właśnie wyczarowała. Był jej i tylko jej; nikt takiego nie miał. A z całą pewnością żaden trzecioklasista nie miał jeszcze swojego patronusa.
„To łabędź!" Pisnęła zafascynowana, gdy ptak rozłożył swoje skrzydła i zaczął latać po pomieszczeniu.
„Oznacza, że masz piękną duszę i dobre serce. Jesteś również wrażliwa i ludzie łatwo cię ranią, choć często to ukrywasz, ponieważ jesteś zbyt uprzejma." Wyjawił Severus, zbliżając się do uczennicy. „Przyznaję Slytherinowi 30 punktów za wyczarowanie przez ciebie swojego patronusa."
„On jest wspaniały," mruknęła Meissa, gdy łabędź zbliżył się do niej „dawno nie widziałam czegoś tak fenomenalnego i pięknego."
„A ja całe życie myślałem, że Blackowie są tacy powściągliwi" Snape wywrócił swoimi oczami kolejny raz tego dnia i usiadł przy biurku. „Meisso, mogę wiedzieć o jakim wspomnieniu pomyślałaś?"
Ciemnowłosa słysząc pytanie swojego profesora momentalnie poczuła, jak robiło się jej gorąco. Zdawało jej się, że czerwieniły się nie tylko jej policzki; ale cała twarz, a nawet kości od środka. To uczucie było jej całkowicie obce i nie wiedziała jeszcze, jak można było się go pozbyć z organizmu.
„Och, o takim jednym, nieważne jakie." Odpowiedziała nonszalancko, udając, że ten temat wcale jej nie poruszył.
Nie zawsze.
Koniecznie powiedzcie, co sądzicie o nowej okładce, ponieważ spędziłam nad nią kilka dobrych godzin i chciałabym wiedzieć, czy się opłacało!
CZYTASZ
NEVER ALWAYS || DRACO MALFOY
Fanfiction❝historia, w której miłość rodzinna przeplata się z nienawiścią a wyrafinowanie...