*POV Jazz*
- Co? Już nie masz siły? Oj, biedny Autobocik! Może jeszcze będziesz przeciekać olejem?Jeden z Decepticonów - Blackout - postanowił się na mnie wyżyć.
Byłem przywiązany łańcuchami do ściany, a ten dureń walił we mnie czym się dało: pięściami, ciężkimi narzędziami.
Pewnie chodziło mu o naszą ostatnią bitwę, jeszcze na Cybertronie.
- Po co rozpamiętywać dawne czasy, Blackout? - wymamrotałem, czując w ustach coraz więcej Energonu. - Co z tego, że wygrałem? Bywają wzloty i upadki.
Decepticon znów się zamachnął i uderzył mnie w twarz lewym sierpowym.
- Dawne czasy, powiadasz? - kopnął mnie w brzuch. Powściągnąłem grymas bólu. - Teraz w końcu mogę się zrewanżować. - cios - Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem. - z każdym słowem bił mnie coraz bardziej.
- Ach, no tak. Nie lubisz grać fair. Ja jestem przywiązany, a ty możesz sobie mnie bić ile wlezie. Gdybym był na wolności, już nie byłbyś taki odważny.
Blackout prychnął.
- Tamtym razem byłem słabszy, ale teraz staję się coraz bardziej potężniejszy! I pokonałbym cię bez problemów!
- No to udowodnij mi to.
Kolejny cios.
- Chciałbyś, żebym cię uwolnił? Nie ma mowy.
Nagle drzwi rozsunęły się i do środka wszedł Starscream.
- Wystarczy, Blackout. Teraz utnę sobie z nim małą pogawędkę.
- Tak jest, panie. - Decepticon ukłonił się i wyszedł, przedtem rzucając do mnie wyzywające spojrzenie.
Czyli Optimus miał rację. Starscream został dowódcą Decepticonów po śmierci Megatrona.
Decepticon podszedł do mnie. Jego ręce były schowane za plecami. Zawsze lubił się wywyższać i pokazywać jaki to on jest wspaniały i piękny.
W rzeczywistości przypominał mi bardziej ziemską kurę. Nie z wyglądu, ale z charakteru, bo gdy tylko coś go przestraszy albo zaatakuje, to wieje tam, gdzie pieprz rośnie.
Jednak Starscream lubił udawać potężnego. Megatron wybrał go na swojego zastępcę, chociaż do tej pory się zastanawiam jak mógł wziąć takiego tchórza. Jedynie więźniów się nie bał, bo byli bezbronni.
Uśmiechnąłem się z pogardą.
- Śmiej się, śmiej. - powiedział Starscream. - Zobaczymy czy będziesz się śmiać po tym co zobaczysz. - złapał mnie szponami za podbródek. - Wy, autobockie ścierwa macie zwyczaj przywiązywać się do istot, które nawet nie przewyższają was intelektualnie. Zniżyć się do takiego poziomu? Bez sensu.
- Czego ode mnie chcesz? - warknąłem coraz bardziej zdenerwowany.
Decepticon wzruszył ramionami i odszedł parę kroków do tyłu.
- Mam wszystko, czego chcę. Władzę, sojuszników. Jedyne co mi przeszkadza to wy, Autoboty. Wciąż łudzicie się, że wygracie tę wojnę. Ja mam na ten temat inne zdanie. Wasz największy słaby punkt - uśmiechnął się szyderczo - to ludzie.
Odsunął się na bok, a ja zobaczylem decepticońskich żołnierzy, niosących w rękach dwie znane mi osoby.
Maddy i Darcy.
*POV Mike*
O mój Boże.
W mojej głowie co chwilę rozbrzmiewało to zdanie. Kiedy się ocknąłem, dwoje ludzi wyciągnęło mnie z celi, przy okazji wstrzykując środek uspokajający, ale nie tak, żebym zemdlał, tylko żebym był osłabiony i nie mógł walczyć.Strażnicy poprowadzili mnie labiryntem korytarzy do jakiejś sali. Starałem się zapamiętać drogę, ale mój wzrok był rozmazany i ledwo trzymałem się na nogach.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, ktoś popchnął mnie do przodu i upadłem na kolana.
Usłyszałem stukanie obcasów, kiedy ktoś podszedł do mnie i, szarpiąc za ramię, zmusił do tego, bym wstał i spojrzał mu w oczy.
Albo raczej jej. Emma Chang. We własnej osobie.
Była ubrana w elegancką czarną sukienkę, na nogach miała szpilki. Wyglądała zupełnie inaczej, kiedy widziałem ją cztery lata temu przy eksperymencie.
- Czego od nas chcesz? - warknąłem.
Emma skinęła strażnikowi, by mnie trzymał, a sama oddaliła się parę kroków i zaczęła chodzić w te i z powrotem.
- Ja też się cieszę, że cię widzę, Mike. - jej głos ociekał sarkazmem.
- Czego od nas chcesz? - powtórzyłem, podnosząc głos.
Kobieta znów do mnie podeszła i powiedziała:
- Czego chcę? To proste. Chcę was. Ciebie, Cole'a i bliźniaczki.
Szarpnąłem się. Strażnik mocniej zacisnął ręce, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.
- Gdzie oni są?
Azjatka zbyła mnie machnięciem ręki.
- To twoje najmniejsze zmartwienie. Od teraz będziesz walczyć dla mnie i Decepticonów.
- Decepticonów?
Kobieta wzruszyła ramionami, jakby ta cała sytuacja była dla niej obojętna.
- Od kilku miesięcy moja organizacja współpracuje z naszymi przyjaciółmi z kosmosu. Ale z tą lepszą frakcją. - uśmiechnęła się drapieżnie.
- Do czego jesteśmy ci potrzebni? - spytałem - Skoro masz tylu sojuszników?
- Decepticony może i są potężne. - wyjaśniła Emma. - Ale nie potrafią tego co wy. Przeprowadzałam eksperymenty na kilkuset ochotników i tylko kilkunastu przeżyło. A wśród nich wy. Jesteście wyjątkowi.
Nagle coś mi się przypomniało.
- A ten telefon od "oficera"? Po co to było?
Azjatka zaśmiała się.
- Ach, no tak. Zupełnie o tym zapomniałam. Chciałam zobaczyć jaki będzie wasz następny krok. Podejrzewałam, że panna Jenkins zabierze was do Autobotów. I nie myliłam się.
Zacisnąłem zęby. Ona o wszystkim wiedziała.
- Macie sporo kasy jak na taką niezbyt sławną organizację. - stwierdziłem.
Emma znów machnęła ręką.
- Na pewno obiła ci się o uszy pierwotna nazwa mojej firmy. Zapewne usłyszałeś ją od Autobotów.
Stałem przez chwilę zdezorientowany, a ona widząc moje zmieszanie, dodała:
- A mówi ci coś nazwa "Żniwiarze"? Stąd właśnie wyłoniła się "Alpha Industries".
CZYTASZ
Obcy są wśród nas: Przymierze
Fanfiction"Lepiej jest stawić czoła własnym słabościom, niż ukrywać się w ich cieniu..." W drugiej części opowiadania "Obcy są wśród nas", nowa drużyna dowodzona przez Optimusa Prime'a zmierzy się nie tylko z wrogami, ale i z własnymi niedoskonałościami. Mik...