XXXVIII

194 20 6
                                    

*POV Darcy*

Gdy tylko zobaczyłam Chloe, w moim sercu znów zakwitła nadzieja. Autoboty przyszły na ratunek! Miałam ochotę skakać i krzyczeć z radości, ale było jeszcze za wcześnie. Najpierw musieliśmy pokonać Emmę i Decepticony.

Rozległ się alarm. Dziewczyna pokazała gestem ręki, żebyśmy szli za nią. Szliśmy ostrożnie, a Chloe trzymała broń przed sobą.

Weszła do jednego z pomieszczeń, przedtem sprawdzając, czy nie było tam nikogo. Kiedy się upewniła, zaprowadziła nas do środka, po czym zamknęła drzwi i je zaryglowała.

- Proszę, proszę, zrobili nawet miejsce dla Decepticonów. - powiedziała do siebie, a potem zwróciła się do nas - Wszystko okay? Dacie radę walczyć? Przyda się każda pomoc.

- Nie bardzo. - odparł Mike. - Jesteśmy osłabieni. Poza tym Emma zabrała nam moce.

Dziewczyna wybałuszyła oczy.

- Jak? To w ogóle możliwe?

- Wierz mi, sami jesteśmy zaskoczeni. - odpowiedziałam.

Chloe złapała się za czoło.

- Dobra, na razie skupmy się na ucieczce z tego miejsca. Walki nie ominiemy, więc musicie się postarać, nawet bez mocy. Teraz tak: ja pójdę przodem, wy za mną, a następnie...

- Poczekaj. - przerwał jej Cole. - Najpierw musimy odzyskać zdolności.

Dziewczyna pokręciła głową.

- Nie ma na to czasu. Ratchet coś wymyśli.

- Ratchet nawet nie wiedział, że Energon daje człowiekowi niezwykłe zdolności. - powiedziała Maddy - Więc jak pomoże nam je odzyskać? Poza tym, bez nich zginiemy, gdy tylko opuścimy to pomieszczenie.

Usłyszeliśmy krzyki i głośne kroki. Ludzie Emmy się zbliżali.

Chloe podbiegła do drzwi i przyłożyła do nich ucho. Odsunęła się gwałtownie, kiedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi.

- Są w środku! Wezwijcie resztę! - usłyszeliśmy po drugiej stronie.

- Cholera. - szepnęłam.

Dziewczyna podbiegła do nas i zaprowadziła w najdalszy kąt pomieszczenia.

- Nie damy rady. - powiedziała ze strachem i złością - Przyjdzie ich tutaj co najmniej kilkunastu. Wzywam Autoboty. - przyłożyła rękę do ucha, gdzie znajdował się odbiornik. - Jeśli ktoś da radę przyjść do katakumb, niech da znać. Znalazłam rodzeństwo, ale zaraz będziemy pod ostrzałem. Powtarzam: niech ktoś da mi znać! - wyprostowała się gwałtownie i słuchała czegoś w odbiorniku. - Przyjęłam. Na prawo od wejścia jest kompleks pustych pomieszczeń. Znajdujemy się chyba za trzecimi drzwiami od końca. Nie jestem pewna, ale się pospiesz. - rozłączyła się i popatrzyła na nas. - Arcee zaraz tu będzie.

- Jeśli nie przyjdzie na czas, już po nas. - powiedziałam piskliwym tonem.

Bałam się. Chciałam, żeby ten koszmar już się skończył.

Tymczasem ludzie dobijali się do drzwi i krzyczeli:

- Słyszę ich tam!

- Niech ktoś przyniesie klucze!

- Zawołajcie Rogera!

Staliśmy bezradnie nie wiedząc co robić. Chloe przyjęła pozycję bojową, kiedy usłyszeliśmy:

- Odsunąć się! Mam klucze!

*POV Arcee*

Cholera, cholera, cholera!

Kiedy przybiegłam na miejsce, strażnicy zaczęli do mnie strzelać. Nie pozostawałam im dłużna, bo moja broń była lepsza od ich.

Jednak kiedy ktoś krzyknął, że ma klucze, moje optyki zaczęły szukać człowieka, który jako jedyny mógł otworzyć drzwi, a wtedy Chloe i rodzeństwo nie daliby rady.

Ludzi było co najmniej kilkunastu. Gdyby weszli do środka, od razu zabiliby moich przyjaciół. Dlatego nie mogłam im na to pozwolić. Strzelałam do wszystkich. Jedni krzyczeli, drudzy uciekali, jeszcze inni oddawali strzał.

Skupiłam się na jednym mężczyźnie, który próbował otworzyć drzwi i wystrzeliłam. Nie zdążył ich otworzyć, a ja zajęłam się resztą. W końcu wyrwałam metalowe drzwi z zawiasów i na powitanie dostałam kulkę w nogę od Chloe, ale nabój odbił się od mojej nogi, nie powodując żadnych szkód.

Dziewczyna spojrzała na mnie zmieszana.

- Ups, przepraszam. Byłam pewna, że to oni.

- W porządku. - odparłam. - Wojsko już przybyło. Chodźcie za mną.

Pobiegliśmy do wyjścia z katakumb. Zdziwiło mnie to, że Emma tak szybko dostosowała podziemie dla Transformerów. W końcu dziesięciometrowe roboty nie mogły chodzić sobie ot tak pod ziemią, która była stworzona dla ludzi.

W końcu wyszliśmy z katakumb, gdzie od razu przywitał nas widok prawdziwej bitwy.

Poczułam jak ktoś stuka w moją nogę. Spojrzałam w dół i zobaczyłam Mike'a, który coś do mnie krzyczał, ale nic nie słyszałam przez ten gwar, dlatego pochyliłam się i usłyszałam od niego:

- Nie mamy mocy! W tej chwili będziemy piątym kołem u wozu!

Skinęłam głową na znak, że zrozumiałam i pokazałam im, żeby szli za mną.

Przemieniłabym się, ale nie pomieściłabym pięciu osób na swoim alt-mode. Dlatego byłam zmuszona biec. Jednocześnie strzelałam do przeciwników, którzy napatoczyli się na mojej drodze. Co chwilę zerkałam w dół, by upewnić się, że dzieci za mną biegną.

W końcu wyszliśmy na zewnątrz. Patrole wojska otaczały kościół, były nawet radiowozy i policjanci, którzy zajmowali się przypadkowymi gapiami. Niestety nie mogło obejść się bez świadków, bo widziałam w oddali jak ludzie obserwują rozbłyski światła i odgłosy walki w kościele, ale nie wiedzieli co się tam naprawdę działo.
Żeby nikt mnie nie zobaczył, zaraz przy wejściu przemieniłam się w motor.

Rozpoznałam oficera Jonathana Krane'a, który pomagał nam w bitwie z Megatronem. Podjechałam do niego i przywitałam się.

Mężczyzna spojrzał na mnie zmieszany,  ale po chwili zorientował się kim byłam.

- Witaj, Arcee. Miło cię znów widzieć.

- Nie jest pan na polu walki? - spytałam, ale po chwili dodałam - Co nie oznacza, że uważam pana za tchórza, nic z tych rzeczy.

Krane uśmiechnął się lekko.

- Niestety nie jestem. Przydzielono mnie tutaj, żebym patrolował okolicę razem z policją. - kiedy mówił, przybiegła Chloe wraz z rodzeństwem. Oficer spojrzał na nich. - To wy jesteście tą sławną rodziną MacKanzie, posiadającą niezwykłe zdolności. Czuję się zaszczycony.

Mike wystąpił do przodu i powiedział:

- Dziękuję. Ale Emma Chang odebrała nam moce. Potrzebujemy jakiejś broni, żeby walczyć.

Mężczyzna pokręcił głową.

- Wykluczone. I nie chodzi o to, że żałujemy wam broni, bo tak nie jest, ale o to, że wyglądacie na wyczerpanych. Zabieram również Chloe. - zwrócił się do dziewczyny - Dużo zrobiłaś. Znalazłaś rodzeństwo i uratowałaś ich. Mogłabyś walczyć, ale jesteś jeszcze dzieckiem. Zbyt dużo przeżyłaś i nie chcę, żeby to odbiło się na twoim zdrowiu i rozwoju psychicznym.

Dziewczyna smutno skinęła głową nie odzywając się ani słowem. Krane zaprowadził ich do samochodu.

Natomiast ja wróciłam na pole walki.

Hej :)
Wróciłam trochę wcześniej z obozu i postanowiłam, że wstawię dłuższy rozdział. W końcu nie było go prawie dwa tygodnie xD

No nic, to tyle, mam nadzieję, że rozdział się spodobał.

Miłego dnia! ;)

Obcy są wśród nas: PrzymierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz