XXXI

198 22 10
                                    

*POV Darcy*
Jezu, ile będę jeszcze siedzieć w tej wodzie?! - pomyślałam sfrustrowana.

Stworzyłam wokół siebie pole siłowe, dzięki czemu mogłam swobodnie oddychać. Złapałam się dużego kamienia, by nie popłynąć razem z prądem rzeki. Widziałam też, co się działo na lądzie. Jacyś ludzie rozproszyli się po całym terenie, trzymając w ręku broń.

- Brać ich żywych! I pamiętajcie, że mają te cholerne moce!

Oho! Na te słowa moje serce zaczęło szybciej bić. Szlag! Trzeba było siedzieć w bazie.

Zaczęłam rozglądać się za rodzeństwem. Cole i Mike siedzieli na drzewie, ale nigdzie nie widziałam Maddy.

Zanim zaczęłam panikować, zorientowałam się, że pewnie stała się niewidzialna. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

Nagle zobaczyłam ruch po mojej prawej. Gwałtownie odwróciłam głowę i zobaczyłam, że jeden mężczyzna stał przy brzegu i rozglądał się na wszystkie strony.

Nasze oczy się spotkały.

"Wyłączyłam" pole siłowe i wzięłam głęboki wdech. Mężczyzna szybko zareagował, celując do mnie z broni.

Wiedziałam, że nie ma tam naboi, bo słyszałam, jak mieliśmy zostać pojmani żywcem. Jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że nieważne, co było w pistolecie, i tak miałam przechlapane.

Jednak facet szybko się rozmyślił i skoczył za mną do wody.

Zaczęłam szybko wydostawać się na brzeg. Jednak to był błąd. Mężczyzna chwycił mnie za nogę, zanim zdążyłam wypłynąć na powierzchnię. Powoli traciłam powietrze. Pod wodą ciężko było walczyć, zwłaszcza, kiedy ma się wrażenie, że głowa eksploduje, a oczy wystrzelą z orbit.

Próbowałam stworzyć wir wodny, tak jak na treningu, ale na próżno.

Powietrza! - zdawało się krzyczeć moje ciało.

Szarpałam się z mężczyzną, ale traciłam siły. Moje oczy powoli się zamykały. Mężczyzna wziął mnie w ramiona i wypłynął na brzeg.

Kiedy tylko wydostaliśmy się na powierzchnię, wzięłam wielki haust powietrza i zaczęłam kaszleć.

Facet cały czas mnie trzymał w żelaznym uścisku, więc nie było mowy o ucieczce, czy próbie walki.
Zresztą byłam zbyt słaba.

Mężczyzna wyrzucił mnie na brzeg i sam wydostał się z wody. Upadłam bezwładnie na ziemię, a on wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu. Usłyszałam jego krzyk:

- Mam jedną! Bierzcie resztę!

- Darcy! - słyszałam krzyki Mike'a.

I wtedy uświadomiłam sobie, dlaczego mężczyzna przedtem do mnie nie strzelił. Miałam stanowić przynętę. Chciał zwabić moje rodzeństwo.

Sprytnie. Zobaczyłam, jak moi bracia i siostra bliźniaczka walczyli z żołnierzami.

- Uciekajcie. - rzuciłam słabym głosem.

Jednak oni nie mogli mnie usłyszeć.
Resztkami sił próbowałam się wyszarpać, ale wtedy poczułam jak ktoś przykłada mi śmierdzącą chustkę do nosa.

Odpłynęłam.

*POV Arcee*
Właśnie miałam zbierać się na patrol, kiedy usłyszałam głos Optimusa:

- Wszyscy w głównym hangarze! Natychmiast!

Westchnęłam ciężko i skierowałam się w stronę wyznaczonego miejsca.
Kiedy dotarłam, wszyscy stali przed Prime'em.
Usłyszałam silnik samochodu. To Bumblebee wjechał do bazy razem z Chloe.

Byliśmy prawie w komplecie. Brakowało tylko Jazza i rodzeństwa. Gdzie oni byli?

Już miałam o to spytać Optimusa, ale on zaczął:

- Dostałem właśnie wiadomość od Jazza. Powiedział, że on i rodzeństwo zostali zaatakowani przez Decepticona oraz grupę ludzi, którzy mieli pojmać MacKanzie'ch. KnockOut zapewne miał odwrócić uwagę Jazza po to, by tamci mogli złapać dzieci. Niestety, udało im się.

- A Jazz? - spytałam zszokowana.

- Kontakt się urwał i nie odpowiada. Pewnie też został schwytany.

- To trzeba ich odbić. - powiedział Sideswipe.

- I dlatego właśnie was zwołałem. Ratchet namierzy współrzędne ostatniego pobytu Jazza i rodzeństwa. Na miejscu poszukamy jakichś śladów. Zbierajcie się, jedziemy wszyscy. Chloe, weź broń.

Dziewczyna skinęła głową i pobiegła do zbrojowni.

Kiedy wszyscy zaczęli się zbierać, zobaczyłam jak Bulkhead podchodzi do Bumblebee i kładzie mu rękę na ramieniu. Pewnie przepraszał go, że myślał, iż Bee był zdrajcą.

Uśmiechnęłam się pomimo napiętej sytuacji.
Cieszyłam się, że Bumblebee nas nie zdradził. Był bardziej ofiarą, więc tym bardziej powinniśmy go zrozumieć.

W końcu Bee kiwnął głową, a Bulkhead jeszcze go poklepał po plecach i poszedł do mnie.

- Ile z tego widziałaś? - spytał zakłopotany.

- Wystarczająco dużo, żeby stwierdzić, że faceci nie są zbyt dobrzy w przepraszaniu. - powiedziałam, zmierzając z nim w stronę wyjścia.

- Co masz na myśli?

- Klepanie po plecach i do tego brak przytulasów? Dziwnie wygląda takie przepraszanie.

Bulk zaśmiał się.

- Jesteś kobietą i, mimo że wyglądasz na twardą, w rzeczywistości masz podobne zachowanie do wszystkich fembotek za czasów, kiedy byliśmy na Cybertronie. U facetów wygląda to inaczej. Nie robimy "przytulasów", jak to określiłaś, u nas wystarczy poklepać się po plecach i wszystko jest okay.

- Chyba nigdy was nie zrozumiem. - mruknęłam, po czym przetransformowałam się w motor i ruszyłam.

Hej :)
Jak się spodobał rozdział? Mam nadzieję, że jest okay, bo przyjemnie mi się go pisało.
W każdym razie życzę Wam miłego dnia i ładnej pogody (u mnie właśnie trwa burza i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam korzystać z telefonu 😱)
Więc będę kończyć xD
Trzymajcie się! :)

Obcy są wśród nas: PrzymierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz