XL

172 18 7
                                    

*POV Bulkhead*

Bitwa nareszcie dobiegła końca. Nie wszystkich udało nam się pokonać, ale najlepsze było to, że schwytaliśmy Emmę, lecz Optimus nakazał pozostawić ją żywą i osądzić.

Niechętnie się na to zgodziłem, ale to Prime tutaj rządził. Najlepiej byłoby zabić tę wiedźmę, lecz wtedy posunęlibyśmy się do tego, czego nienawidziliśmy robić - naśladować swoich wrogów.

Jazza również udało nam się uratować. Stracił dużo Energonu, ale dochodził powoli do siebie.

Musiałem przyznać, że gdyby nie wojsko, nie dalibyśmy rady. Wykonali kawał dobrej roboty.

Byłem bardzo szczęśliwy, kiedy wracaliśmy do bazy. W końcu Azjatka odpowie za swoje czyny, a my będziemy mieć spokój przez jakiś czas. W każdym razie, dopóki Alpha Industries się nie odrodzi albo gdy Decepticony znów nie zaatakują.

Byłem tak pogrążony w myślach, że nawet nie zauważyłem co się działo w bazie. Zszedłem na ziemię, kiedy usłyszałem głośny szloch.

Transformowałem się i ujrzałem coś, przez co moje szczęście od razu zniknęło.

Zobaczyłem trzy łóżka szpitalne, na których leżały worki. Albo raczej ludzi, którzy byli schowani w workach. Coś było nie tak.

Wszyscy stali wokół tych łóżek pogrążeni w milczeniu.
Żołnierze, Bumblebee i Ratchet. Reszta Autobotów dojeżdżała za mną.

Zobaczyłem kobietę, która klęczała przy jednym z worków i płakała głośno. To jej szloch usłyszałem na początku.

W końcu zaczęła mówić przez płacz:

- Jonathan... Mój mąż...

O, nie. Oficer Krane...

A gdzie było rodzeństwo i Chloe? Kto leżał w tamtych dwóch workach?

O to samo pytali moi przyjaciele, którzy za mną jechali. Na końcu był Optimus. Przemienił się i podszedł do Ratcheta. Mówili coś cicho. W końcu nie wytrzymałem i spytałem:

- Optimusie, co się tutaj dzieje? Kto jest w tych workach?

Przywódca Autobotów spojrzał na mnie smętnie. Rzadko widziałem go takiego smutnego i zdesperowanego.

Zaczął wyjaśniać:

- Dostałem wiadomość od Bumblebee. Powiedział mi, że oficer Krane zabrał dzieci do bazy, ale któryś z ludzi Emmy spowodował wypadek i... nie wszyscy przeżyli.

Poczułem mocny ból w iskrze. Oficer Krane nie przeżył, a wraz z nim dwoje dzieci.

- Kto? - spytała Arcee łamiącym się głosem - Kto nie przeżył?

Optimus milczał przez chwilę. Wiedziałem jakie to było dla niego ciężkie - powiedzieć przyjaciołom, że stracili kolejnych sprzymierzeńców.

W końcu powiedział imiona, a ja poczułem jeszcze większy ból.

- Maddy i Cole.

*POV Chloe*

Pierwsze co usłyszałam to ciche pikanie.

Pik, pik, pik.

Zaczęłam się powoli budzić. Otworzyłam lekko oczy, ale zaraz je zamknęłam, bo zobaczyłam oślepiające światło.

Pik, pik, pik.

Gdzie ja byłam? Gdzie pozostali?

Pik-pik, pik-pik, pik-pik.

Poczułam strach. Wypadek!

Pik-pik-pik, pik-pik-pik, pik-pik-pik.

- Podwyższone tętno! Podaj jej lek uspokajający! - usłyszałam moją mamę.

Poczułam lekkie ukłucie w ręce i moje serce się uspokoiło, a strach ustąpił.
Znów byłam senna, ale nie aż tak bardzo.

Pik... pik... pik...

- Mamo? - spytałam cicho.

- Jestem, kochanie. - usłyszałam kojący głos mamy.

Poczułam coś w nosie. Chciałam sprawdzić co to i podniosłam rękę, ale mama mnie powstrzymała.

- To wąsy tlenowe. Na razie są ci potrzebne.

Odpuściłam sobie i skupiłam się na czymś innym. Pamiętałam straszliwy ból w lewej ręce. Podniosłam ją lekko i zobaczyłam, że była w gipsie.

- Twoja ręka była w bardzo złym stanie. - powiedziała mama ze łzami w oczach. - Miała być amputowana, ale ma szczęście udało się ją uratować.

Otworzyłam szerzej oczy. Cóż, przynajmniej nadal miałam dwie ręce.

Zadałam mamie pytanie, które męczyło mnie od czasu wypadku. Przełknęłam ślinę i spytałam:

- Czy... Czy wszyscy przeżyli?

Mama milczała. Patrzyła na mnie, a łzy leciały po jej policzkach.

Ja również poczułam ciepłą łzę na policzku. Mama nie musiała nic mówić. Jej zachowanie było odpowiedzią przeczącą.

- Kto...? - spytałam gorzko.

Moja matka wzięła głęboki wdech i popatrzyła na mnie z troską.

- Na razie odpoczywaj. To za dużo informacji jak na ten dzień. Powiem ci jak poczujesz się lepiej.

Wstała z krzesła, ale ostatkiem sił chwyciłam ją za rękę. Odwróciła się i spojrzała na nią.

- Proszę. Muszę wiedzieć. - powiedziałam błagalnie.

Mama westchnęła i z powrotem usiadła na krześle.

- Nie przeżyły trzy osoby... Oficer Krane, Maddy i Cole... Tak mi przykro, Chloe. - ostatnie słowa wyszeptała.

Szok. Po prostu. Tak mnie zaskoczył, że poczułam odrętwienie na całym ciele. Nie mogłam nic powiedzieć, nic zrobić. Patrzyłam tępo na mamę.

Aż trzy osoby... Sama cyfra to mało, ale jeśli straci się troje przyjaciół, to wydaje się być to ogromna liczba.

W końcu moje odrętwienie minęło i wtedy poczułam to samo, co po śmierci Charlie. Gorycz. Smutek. Żal. To wszystko zalało mnie niczym fala tsunami.

Zamknęłam oczy i zapłakałam cicho.

Witam po raz kolejny :)
Nie bijcie mnie za to, że uśmiercam bohaterów xD Musiałam to zrobić, by było ciekawiej, ale obiecuję, że to jeszcze nie koniec nieoczekiwanych zwrotów akcji.

Kolejne dwa rozdziały pojawią się jutro, o ile znajdę trochę czasu.

Trzymajcie się! ;)

Obcy są wśród nas: PrzymierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz