Serdecznie witam w "The curse of the moon"!
Na wstępie chciałabym uprzedzić, że pisałam tę opowieść w 2017 roku, gdy miałam piętnaście lat, dlatego mogą występować błędy fabularne, logiczne i inne.
Wszystkich tych, których ów krótki wstęp nie zraził, zapraszam do czytania! ♥
***
Beznamiętnie wpatruję się w pochmurne niebo, widoczne przez szybę samochodu ponad koronami licznych drzew. Opuszki palców bolą mnie już od ciągłego zdrapywania z paznokci resztek czerwonego lakieru, ale nie za bardzo się tym przejmuję.
Zerkam na przedni fotel, gdzie moja mama pochłonięta jest czytaniem jakiegoś czasopisma, a ojciec z zaangażowaniem gapi się na drogę, kierując. Przełykam ślinę i spuszczam wzrok na swoje buty, nie mając już pomysłu, co mogę robić.
Wyprowadzka na dobre dostała w mojej głowie nalepkę niechcianej, mimo że w poprzedniej szkole nie miałam wielu znajomych. Karmię się myślą, że teraz może być inaczej; że znajdę przyjaciół, będę wychodzić na imprezy i ciągle się uśmiechać. Prawdę mówiąc, to dość absurdalne, więc powinnam odpuścić sobie nadzieje, by potem nie czuć zawodu.
— Jesteśmy już blisko — oschły głos tata wyrywa mnie z zamyślenia.
Ożywiam się, niepewnie spoglądając za szybę. Drzewa nieco się przerzedzają, ustępując miejsca pojedynczym budynkom i polanom, a na ulicy panuje większy ruch.
Niedługo potem docieramy na peryferia Bothell. Ojciec parkuje auto przy krawężniku, a ja, nie wahając się, pospiesznie wyskakuję na betonowy chodnik. Obrzucam spojrzeniem jednopiętrowy domek otoczony białym, sztachetowym płotem. Jest skromny i w dobrym stanie, ale największym zaskoczeniem jest dla mnie ogródek, znajdujący się tuż przy drodze. Na moje usta wkrada się uśmiech, gdy myślę o tym, jak wspólnie z mamą będę pielęgnować rośliny, które w nim zasadzimy.
— To jak, wchodzimy? — Mama uśmiecha się do mnie, podając mi walizkę.
Jej ciemne włosy są zmierzwione przez chłodny wiatr, a w zwiewnej sukience z pewnością jest jej zimno, jednak najwyraźniej na to nie zważa. Odwracam spojrzenie od jej brązowych oczu i przerzucam je z powrotem na nasz nowy dom.
— Wchodzimy — mówię, po czym chwytam uchwyt walizki w dłoń i mocno zaciskam na nim palce.
Ruszam naprzód, mając tylko jedną prośbę — by wszystko było dobrze.
***
Witam! Jako że od kilku miesięcy bezustannie dręczyła mnie chęć napisania powieści o wilkołakach, w końcu postanowiłam to zrobić. Tak więc po długim nakreślaniu postaci publikuję prolog. Mam nadzieję, że się spodobał. ;D
Kolejny rozdział pojawi się za kilka dni. ;)
Do napisania!
CZYTASZ
Klątwa księżyca
WerewolfCandice nigdy nie miała przyjaciół. Od zawsze jedyną powierniczką jej tajemnic była matka, bo ojciec bez przerwy pracował. Kiedy więc Candice przeprowadza się wraz z rodzicami na peryferia deszczowego miasteczka w Waszyngtonie, ma szczerą nadzieję...