Rozdział VII

16K 763 230
                                    

— Witam piękne panie! — woła wesoło Andrew, z szerokim uśmiechem na twarzy siadając między mną a Moną.

Mona rzuca mu kpiące spojrzenie, choć widzę w jej oczach iskierki rozbawienia. Rozwesela się jeszcze bardziej, kiedy Andrew oplata ją ramieniem, a to doprawdy wygląda słodko.

Wtem do stołówki z impetem wchodzi Bas z kilkorgiem kolegów z drużyny. Taksuję go spojrzeniem, kiedy niczym król podchodzi do swojego stolika, a cheerleaderki od razu rzucają mu się do stóp. Jestem nieco zbulwersowana jego zachowaniem, ponieważ w moim towarzystwie zachowuje się zupełnie inaczej.

Wzdycham ciężko, spuszczając wzrok na swoje trampki. Zauważam rozwiązaną sznurówkę, więc odkładam kanapkę na tacę i pochylam się, by zawiązać buta. Mimochodem dostrzegam, że Mona znów ma na nogach sandałki, przez co marszczę brwi.

— Jest ci gorąco? — pytam, na powrót chwytając w dłoń kanapkę z szynką.

— Ee, nie... — Jest skonsternowana. — A co?

Wzruszam ramionami.

— Po prostu zastanawiam się, dlaczego nosisz sandałki mimo złej pogody. 

Na moje słowa Mona rozciąga usta w uśmiechu. Poprawia się na krzesełku i opiera łokcie na stoliku, tym samym pochylając się w moją stronę. 

— Noszę je codziennie, bo lubię. — Zgarnia szczupłymi palcami loki z czoła. — Tak samo jest z jedzeniem. Jeśli lubisz marchewki, to je jesz. I tyle.

Na jej słowa Andrew szeroko otwiera oczy, a potem prycha.

— Dlaczego akurat marchewki? — pyta z obrzydzeniem. — Musiałaś wybrać coś, czego nienawidzę?

— Skąd miałam wiedzieć, że ich nie lubisz? Nigdy mi o tym nie mówiłeś — oświadcza dziewczyna, powstrzymując się od uśmiechu. — Poza tym marchewki są fajne. Osiągają długość od dwudziestu trzech do dwudziestu ośmiu centymetrów. Czasem są krótsze, ale to tylko dlatego, że się ich nie pielęgnuje.

Zasłaniam dłonią usta, usiłując nie wybuchnąć śmiechem. Ale kiedy Andrew gwałtownie się podrywa i rzuca Monie oburzone spojrzenie, poczynam chichotać.

— Mona, czy ja o czymś nie wiem? — rzuca.

— Wiesz o wszystkim, o czym powinieneś wiedzieć — mówi dziewczyna wymijająco, a później posyła mi porozumiewawcze spojrzenie.

— A o czym nie powinienem wiedzieć?

— O tym, o czym nie wiesz.

— Okej, poddaję się — oznajmia Andrew, z rozbawieniem kręcąc głową. — Ale nie odpuszczę ci. Powiesz mi, gdy zostaniemy sami, bo wyobrażenie ciebie z marchewką trochę mnie nakręciło — wyznaje, uśmiechając się szelmowsko.

Mona daje mu kuksańca w ramię, podczas gdy ja przemierzam wzrokiem zatłoczoną stołówkę. Przez chwilę patrzę na Basa, śmiejącego się z tego, co mówi jeden z chłopaków przy jego stoliku. Później namierzam dwójkę dziewcząt, wokół których zebrała się spora widownia. Całują się, a chłopcom najwyraźniej podoba się to widowisko, zatem nikt nie reaguje.

Przesuwam spojrzenie na Monę, jednak kątem oka rejestruję umięśnioną sylwetkę i ciemne włosy. Odnajduję Dona siedzącego przy jednym ze stolików w towarzystwie trójki równie umięśnionych chłopaków. Jednym z nich jest brunet, z którym Don kłócił się dziś pod salą językową. Przy stoliku siedzi też blondynka, której ciało także jest mocno wyrzeźbione. Mimo to zachowuje idealne proporcje, zatem dziewczyna jest bardzo atrakcyjna.

Donovan przysłuchuje im się w skupieniu, raz po raz popijając wodę mineralną. Jak zahipnotyzowana wgapiam się w jego usta, kiedy obejmują gwint butelki. Mimo że moje zachowanie jest dziwne, nie potrafię się powstrzymać.

Klątwa księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz