Rozdział XI

13.9K 744 58
                                    

Przez chwilę szperam w plecaku, aż w końcu wyjmuję z kieszonki pomarańczowy długopis i ze zmarszczonymi brwiami podaję go Donowi. Wciąż nie mam pojęcia, dlaczego jest mu on potrzebny, jednak nie odzywam się ani słowem.

— Dzięki — mamrocze, biorąc cienkopis do swojej dużej dłoni.

Ze skonsternowaniem obserwuję, jak na jego twarz wpływa cwaniacki uśmieszek, kiedy chłopak poczyna wypełniać luki w karcie pracy, co jest pierwszym z zadań.

— Co robisz? Nie wolno pisać kolorowymi długopisami — zauważam.

Donovan unosi wzrok znad papieru i rzuca mi kpiące spojrzenie, a ja mimowolnie peszę się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania. Wtedy to ja przez nieokrzesanie byłam zmuszona do używania pomarańczowego cienkopisu, a Don wyraźnie nawiązuje do tego wydarzenia.

— O to właśnie chodzi — wyjaśnia, a ja unoszę brew.

Wzdycha ciężko, a następnie odwraca się w moją stronę i unosi długopis.

— Pani Webb nienawidzi, gdy ktoś pisze kolorowymi długopisami, prawda? — Wbija we mnie oczekujące spojrzenie, więc po chwili kiwam głową. — Wkurzyła mnie, zatem ja także zamierzam ją wkurzyć.

Don wzrusza ramionami z zadziornym uśmiechem na twarzy, a następnie na powrót skupia się na karcie pracy, którą ma przed sobą. Patrzę na niego przynajmniej kilkanaście sekund, usiłując zrozumieć jego postępowanie. W końcu nie potrafię jednak się powstrzymać i prycham z oburzeniem.

— Co? — pyta, zauważając moją reakcję.

Zerkam na niego, starając się nie dopuścić do tego, by na moje usta wkradł się kpiący uśmiech. Donovan w skupieniu mierzy mnie spojrzeniem, najpewniej starając się dociec, czemu rozbawiają mnie jego czyny.

— Chcesz rozzłościć nauczycielkę tym, że piszesz pomarańczowym długopisem? — rzucam z ubawieniem. — To dziecinne.

Najwyraźniej niszczę swoim stwierdzeniem wyborowy humor Dona, ponieważ ten mocno zaciska szczękę. Z rozjątrzeniem wywraca oczami, przez co dostrzegam, że jego tęczówki mają teraz trochę ciemniejszy odcień — nie są całkowicie czarne, jak wczorajszego dnia w kwiaciarni, ale nie mają też zwyczajowego miodowego odcieniu. 

— Nie zapominaj, że ostatnio to ty pisałaś pomarańczowym długopisem — wytyka mi.

— Niespecjalnie.

— Tak? — Jest rozdrażniony. — To dlaczego go nie wymieniłaś?

Otwieram buzię, jednak z moich ust nie wydobywają się żadne słowa. Spoglądam Donovanowi prosto w oczy, a moje początkowe skrępowanie szybko zmienia się w podenerwowanie, bowiem na jego twarzy maluje się czupurny uśmieszek. Mam wrażenie, że jest zadowolony z mojego zaniemówienia, co dodatkowo mnie złości.

Zaciskam zęby.

— Zrób pierwsze trzy zadania, a ja zrobię trzy kolejne — rozkazuję po chwili.

— Przecież nie przeczytałaś lektury...

— Przeczytałam — oponuję, wchodząc mu w słowo.

Chłopak taksuje mnie wnikliwym spojrzeniem, więc czym prędzej odwracam głowę i pochylam się nad kartką. Zaczynam rozwiązywać jedno z zadań, lecz jest to trudne, ponieważ Don ani na sekundę nie spuszcza ze mnie wzroku. Czuję się niesamowicie skrępowana pod jego uważnym spojrzeniem i boję się choćby poruszyć palcem.

— Uzupełniłeś kartę pracy, Donovan? — pyta surowym głosem pani Webb, na co chłopak pospiesznie odwraca ode mnie wzrok.

— Ee... Jeszcze nie. 

Klątwa księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz