28.1

206 13 1
                                    

Gdy zbudziłem się z naprawdę głębokiego snu, poczołgałem się do łazienki Scott'a, umieszczonej tuż obok łóżka. Spojrzałem w lustro, co o mało nie spowodowało moim upadkiem na zimne kafelki. Ujrzałem 17 - letniego chłopaka z wielkimi sinymi, a niemal fioletowymi, worami pod oczami, biała jak ściana twarz, a usta krwisto czerwone, jakby pomalowane szminką.  Opłukałem twarz i zszedłem na dół, gdzie stali już Mellisa, Kira, jak i sama jej matka. 

- Stiles... - jako pierwsza zabrała głos matka Kiry. - Chcemy ci pomóc. 

- Jak? - zapytałem przygaszonym tonem. Czułem go w sobie [  ( ͡° ͜ʖ ͡° ) ] . Czułem, że nogitsune nadal jest gdzieś  w moim umyśle. 

- Dzięki nim. - wyjaśniła, a zaraz po tym po jej bokach pojawiły się dwa widma ONI. 

- A - ale przecież ONI chciał mieć nogitsune. - wyszeptałem. 

- Ale ich nie ma. A teraz skup się. - zakomenderowała, a ja ułożyłem się wygodnie na fotelu. Jeden z nich podszedł do mnie, zaś drugi stanął za mną, jak prywatny ochroniarz. Poczułem lekki dotyk za uchem, a w następnej chwili widma się ulotniły. Matka Yukimury podeszła do mnie i spojrzała na moje ucho. 

- Czy jestem już sobą? - zapytałem ze zdenerwowaniem. 

- ONI oznaczyli cię odwróconą 5. Czyli tak, jesteś sobą. - oznajmiła,  a ja odetchnąłem z ulgą. Lecz nadal moi przyjaciele byli w niebezpieczeństwie. 

- Musimy jechać. - niemal krzyknąłem. - Oni nas potrzebują. To nasi przyjaciele! 

- Zgadzam się z tobą Stiles. - usłyszałem głos Kiry.

- Ja także. - tym razem jej matka zabrała głos. Cała nasza trójka popatrzyła na Mellise.

- Uważajcie na siebie. - wyszeptała i udała się w stronę kuchni, gdzie kątek oka zobaczyłem jak z ciężkim westchnięciem siada na krześle. Zaś ja gwałtownie wstałem z kanapy i ruszyłem do jeep'a. Odjechałem z piskiem opon, a za mną Kira i jej matka Noshiko. 

Jadąc 180 km/h pod Eichen dojechałem w niecałe dziesięć minut. Nawet nie gasząc jeszcze silnika usłyszałem zderzanie się miecz o miecz. Nie wiem jakim cudem Yukimur' y (?) były przede mną. Wybiegłem z samochodu i udałem się na pole bitwy. 

- Stiles! - krzyknął Scott. Po jego spojrzeniu zobaczyłem, iż nie był zadowolony, że tutaj jestem. - Lydia jest tam. - pokazał palcem na małe wejście do piwnicy, i znów zaczął walczyć z ONI, które przejął Nogitsune. Szybko udałem się w tamtym kierunku okrężną drogą. 

Jak oparzony wpadłem do ohydnie wilgotnego korytarza. 

Lydia ! - zawołałem bliski jego końcu.

- S - stiles ? - zapytał damski, jakże mi znany głos. To była Lydia. Delikatnie się podniosła z miejsca i przytuliła mnie. 

- To ja. - szepnąłem w jej włosy. W następnej chwili stało się coś czego nigdy bym się nie spodziewał. Idealne usta Lydii Martin, niegdyś niedostępne dla każdego, teraz mnie całowały. Chciałem delektować się tą chwilą, lecz paręset metrów przed nami toczyła się walka na śmierć. 

- Musimy iść. - mechanicznie oderwałem się od niej, lecz nie udało mi się ukryć uśmiechu. Lydia jakby trochę posmutniała, ale chwyciła mnie za rękę  biegnąc przed siebie.

Niestety przez Nogitsune moja sprawność fizyczna, jak i psychiczna, osłabła diametralnie .

- Nie dam rady. - wydyszałem. Lydia uklękła przede mną przytulając mnie. Oparłem policzek o chłodną, wilgotną ścianę. Odrobinę pomogło. W następnej chwili usłyszałem krzyk Lydii. Krzyk Banshee. Wymówiła jakieś imię. " Allison " . 

- Musimy iść! - wykrzyknęła Lydia, a ja chyba zrozumiałem o co chodzi. 

Wybiegliśmy z mroku i naszym oczom ukazała się sytuacji jak z jakiegoś thrilleru. Allison leżała  w ramionach mojego najlepszego przyjaciela, który nie potrafił opanować łez, a Nogitsune zniknął. Przynajmniej stąd. Rozumiałem co się stało. ONI przebili Allison mieczem, zaś ona leżała martwa w ramionach Scott'a. 

- Musimy iść.- wychlipiał Scott. - Jest w szkole. - odparł z takim przekonaniem, że nawet nie zapytałem skąd to wie. Każdy zabrał się do mojego jeep'a, zaś Agrent i Isaac zostali. Mieli czekać na policję i zgłosić " morderstwo " przez jakiś bandytów z nożem kuchennym.  

Spod Eichen odjechałem z piskiem opon, także w 10 minut ja, Lydia i Scott byliśmy pod szkołą. Szybko wysiedliśmy z samochodu i pchneliśmy drzwi, które o dziwo były otwarte. 

- Rozdzielamy się czy lepiej nie? - zapytałem przyjaciół ,lecz pokręcili głowami na " Nie " . 

Znów pchnęliśmy ciężkie drzwi, lecz jak pamiętam powinien być tam korytarz,a nie śnieg. PRZESZLIŚMY DO JAKIEŚ CHOLERNEJ NARNI? TYLKO, ŻE PRZEZ DRZWI SZKOLNE? 

- To moja gra, Stiles. - usłyszałem jego lodowaty głos, ale nie tak jak zawsze w swojej głowie. Odbił się echem co nie było zbytnio możliwe w tym pomieszczeniu. - A ja zawsze wygrywam.

Obróciłem się i ujrzałem GO . Obok mnie była Lydia, a trochę dalej Scott i Kira, która Bóg wie jak się tu znalazła. Dziewczyna  rzuciła się na niego z mieczem, lecz ten powalił ją jednym ruchem. Nóż wpadł pod moje stopy.

- Nie wygrasz tej gry, Stiles. Ale możesz pomóc przyjaciołom. - oznajmił. - Weź ten miecz. Chyba dobrze wiesz co się wtedy stanie. Stąd nie ma odwrotu Stiles. - deliktanie podniosłem nóż i przyłożyłem sobie do brzucha.

- Stiles, nie rób tego . - szepnęła gorączkowo Lydia. 

- Bądź swoim Noshik, Stiles. - powiedział. - Nie masz już żadnego ruchu.

Popatrzyłem na lśniący nóż i wtedy mnie olśniło. Światło odbiło się od niego ukazując mały fragment stołówki. A więc śnieg i cały wystrój był tylko wytworem wyobraźni.

- Mam. - popatrzyłem na Nogitsune. - Boski ruch. - rzuciłem miecz Kirze. - To tylko przykrywka, halucynacja. Tego tu nie ma Scott. Nic nam nie grozi. Musimy tylko stąd wyjść.

- Jesteś pewien? - szepnęła Lyds, przytulając się do mojego boku.

- Jestem. - poszedłem za Scott'em, który cierpiał katusze przez miecz. Zamknąłem oczy i pozwoliłem prowadzić się zmysłowi.

Gdy tylko poczułem lekki wiatr otworzyłem oczy i rzeczywiście miałem rację. To był tylko wytwór naszej wyobraźni. Jeszcze mocniej objąłem Lydie w pasie.

- To moja gra Stiles! - Nogitsune pojawił się ni stąd, ni zowąd. - NIE MOŻESZ MNIE ZABIĆ! 

- Może. - Scott pojawił się obok mojego sobowtóra i ugryzł go w ramię. Postać momentalnie zamieniła się w kamień i osunęła się na podłogę, tworząc gęstą chmurę dymu. Mała świecąca mucha wyleciała z jego ciała, gdzie została pojmana w szkatułkę z Nemetonu przez Scott'a. Nareszcie czułem się wolny. 


I'll Never Forget You | Stydia cz.1, cz.2, cz.3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz