3.2

185 11 0
                                    

- Hej, wszystkim. Wiedziałam, że was tu znajdę. - Te słowa brzmiały w mojej głowie. Odchyliłem głowę w stronę drzwi i ujrzałem ją. Dziewczynę, którą kochałem, i nadal kocham, od 3 klasy podstawówki. Ujrzałem Lydie Martin, jeszcze piękniejszą, choć zawsze wyglądała idealnie. Dziewczynę, która złamała moje serce. - No co tak patrzycie? Nie przyjdziecie się przywitać? - dosłownie tryskała energią. Scott, jak i Liam, i Malia, którzy nawet nie znali Lydii, przytulili się do niej. Tylko ja stałem jak kołek. Cała trójka zaczęła konwersację z dziewczyną, ja wycofałem się i wskoczyłem do Jeep'a. Oparłem głowę na łokciach, położonych na kierownicy i głośno westchnąłem. Czy właśnie teraz, gdy zacząłem się wreszcie zbierać, to ona musiała tutaj przylecieć? Siedziałbym tak jeszcze z kolejne trzydzieści minut, gdybym nie usłyszałem głośnego otwierania drzwi, charakterystycznego do mojego samochodu.

- Scott, nie chce z tobą o tym gadać. - wymamrotałem spod rąk.

- A ze mną, tak? - już drugi raz tego samego dnia usłyszałem jej głos.

- Co tutaj robisz? - wyprostowałem się. - Dlatego teraz wróciłaś? Znów chcesz mieć coś do mnie?

- Wróciłam... - wyczekiwałem na odpowiedź. - Mam ci przedstawić miłe,delikatne kłamstwo czy okrutnie wstrząsającą prawdę?

- Dość kłamstw, Lydio Martin. - szepnąłem. Pierwszy raz wypowiedziałem przy niej jej całe imię i nazwisko.

- Czuję, że w Beacon Hills ma coś się stać. - powiedziała. Miała rację. Zapewne przeczucie Banshee. - I to coś jest związane z tobą. - wyszeptała jeszcze ciszej, prawie tak abym nie usłyszał. Wtedy po raz pierwszy na nią spojrzałem. Nadal była oszałamiająco piękna. Miała idealne rysy twarzy, które idealnie współgrały ze wszystkim.

- Stiles... - szepnęła. Patrzyłem bez przerwy na nią od dziesięciu minut, co nie było normalne. Chyba, że mowa o normalności miast Beacon Hills, to co innego.

- To nie możliwe. - odparłem pewny siebie, choć nie była to prawda. Ani nie byłem pewny siebie, ani nie byłem bezpieczny. Nikt nie był. - Nie powinnaś w ogóle tutaj przyjeżdżać.

- Stiles... - zaczęła, ale jej przerwałem.

- Nie, Lydia. Złamałaś mnie, okej? Zaufałem ci...

- Nadal możesz mi ufać. - przerwała.

- ... A ty to zniszczyłaś. Swoją decyzją. Byłaś jedyną dziewczyną, którą, którą... bardzo lubiłem. - dokończyłem. Po jej policzku popłynęła łza.

- Nie chce byś tak o mnie myślał, Stiles. - rozpoczęła. - Aczkolwiek masz rację. Zniszczyłam cię. Wiem o tym, ale ja... Ja także ciebie bardzo lubię. Dlatego wróciłam. Przeczucie Banshee, gdy tylko pomyślałam o tobie rosło we mnie. - A więc Lydia Martin myślała o mnie. - Wiem o wszystkim. Słyszałam o Dzikim Łowie. Deaton, Scott, jak i dwójka twoich przyjaciół, których na wstępie już polubiłam, wyjaśnili mi wszystko. Ghost Riders porywają ludzi do opustoszałego Beacon Hills, by uświadomić ci jak ono będzie wyglądać.

- Nie można ich powstrzymać. - zwróciłem się do niej.

- Tak, masz rację. Nie da się. Ci którzy nie wierzą w siebie nigdy do niczego nie dojdą. - zaczęła prawić morale. - Ale my tacy nie jesteśmy, Stiles. Jesteśmy stadem, a nawet czymś więcej. Jesteśmy rodziną. - dodała szeptem. Pociągnęła za klamkę i wyszła trzaskając drzwiami.

Znów oparłem dłonie o kierownicę i pogrążyłem się we własnych myślach.

I'll Never Forget You | Stydia cz.1, cz.2, cz.3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz