18.2

115 11 0
                                    

Stiles POV

"Skup się, Stiles! "

To zdanie słyszałem już od godziny wypowiadane przez piątkę moich przyjaciół. 

" Dasz radę! " , " Uda Ci się! " . 

Przestałem myśleć  tym co mówią moi przyjaciele i się wyłączyłem. Dosłownie. Tak jak mówił Lucyfer wyobraziłem sobie dźwignie z napisem " Off " i ją pociągnąłem. Teraz myślałem tylko o nim. O moim zaginionym przyjacielu. Był w jakiejś hali. Wyglądała na opuszczoną. Za oknem widziałem napis. " Ca..."

- Stiles! - Scott włączył mnie z powrotem do rzeczywistości.

- Czego!? - wykrzyczałem. - Byłem już tak blisko! 

- Przestałeś oddychać. - poinformował mnie Scott. - Twoje oczy... 

Scotty podał mi lusterko, a w nim zobaczyłem siebie, ale nie na to zwróciłem uwagę. Moje oczy świeciły czystym ogniem, tak jaskrawym, aż sam nie mogłem na to patrzeć. 

- O cholera. - szepnąłem i zażądałem, by moje oczy przybrały naturalny kolor. - Spróbujmy jeszcze raz. - na powrót zamknąłem oczy i skupiłem się na Lucyferze. 

Znów była ta sama hala, to samo okno, ale coś się zmieniło. Wcześniej wyczuwałem osobę Lucyfera, a teraz były tam trzy osoby. Po raz kolejny wyobraziłem sobie, że patrzę przez to okno i wtedy mnie zamurowało. Canvan. 

- Canvan! - wykrzyczałem. - To tam jest. 

- Przecież Lucyfer mówił, że nie ma takiego miasta. Mówił, że mi się to przewidziało. - burknęła Lydia przy ostatnim zdaniu.

- Niezupełnie. - przypomniałem sobie. - Lucyfer parę razy powiedział mi " inną prawdę ". Myślę, że Lydia właśnie widziała coś co nas łączy. Dlatego nie chciał mnie i was narażać. - popatrzyłem na twarze przyjaciół. Nie wiem gdzie podział się Deaton.

- Canvan znajduje się godzinę drogi z Beacon Hills. - jak na zawołanie weterynarz wychylił się zza rogu z mapą w dłoniach. 

- No to na co czekamy? - zapytał Liam z sarkazmem. Wziąłem od Deaton'a mapę i samym wzrokiem mu podziękowałem. Chyba zrozumiał. 

Cała nasza piątka wpakowała się do mojego jeep'a co z tyłu trójka nastolatków była upchnięta jak sardynki w puszce. 

- Teraz sto jedynką na północ. - oznajmił Liam, który zajął miejsce obok mnie. Na swoich kolanach trzymał rozłożoną mapę, na którą mogę patrzeć. 

- Trzymasz ją na odwrót! - trójka z tyłu zarechotała na mój komentarz. Liam spiekł raka i obrócił mapę.

- Sto jedynką na południe. - wymamrotał cały czerwony. Nie mogłem dłużej wytrzymać i zaśmiałem się z mojego kolegi, na co od razu humor mu się polepszył. 

Po już dobrych wskazówkach Liama, i zgubieniu się na jakimś pustkowiu także przez tą samą osobę, po dwóch godzinach byliśmy na miejscu, a powitał nas wielki, wyblakły napis CANVAN.

- Jesteśmy! - wykrzyczałem entuzjastycznie, ale tylko na moment, albowiem przypomniałem sobie po co tutaj przyjechaliśmy. Lucyfer był w niebezpieczeństwie. 

Przejechałem jeszcze parę razy wzdłuż ulicy, ale nie mogłem odnaleźć dokładnej lokalizacji.

- Może zajrzyj do przyszłości? - zaproponowała Lydia. 

Skupiłem się wystarczająco, by zajrzeć co ma się stać, ale widziałem tylko czarną plamę, tło. 

- Stiles! - zawołał Scotty, ale słyszałem go jakby przez mgłę. - Hala.

I rzeczywiście przed nami rozciągała się ogromna hala, taka jak z moich wizji.

- Chodźmy. - zakomendrowałem. Im bliżej hali się znajdowalismy tym głosy, których wcześniej nie słyszeliśmy, stały się coraz bardziej wyraźne. Razem ze Scott'em pchnelismy drzwi.

- I ja jej wtedy mówie - " No chyba cię coś. " - Był to głos Lucyfera, a z nim śmiały się dwa nieznane mi glosy.

- Lucyfer? - jego twarz odwróciła się w naszym kierunku.

- Stiles?

I'll Never Forget You | Stydia cz.1, cz.2, cz.3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz