Wyznanie Lucyfera zbiło mnie z tropu. Co do kurwy się odpierdala?
- Jak się nazywasz? - nadal mu nie dowierzałem.
- Lucyfer Winchester.
- Przecież powiedziałeś,że oni chcą zabić moich przyjaciół! - przypomniałem sobie.
- Kłamałem. Nie chciałem byś się o tym dowiedział, ale skoro jesteś Lucy... - urwał.
- Dopowiedz, kurwa! - byłem wkurwiony na maksa, tak , że nie mogłem nad sobą panować.
- M - masz skrzydła. - wyjąkał. I rzeczywiście miał rację. Na moich plecy znajdowały się wielkie, białe skrzydła.
( Tak to mniej więcej wygląda XD Musicie sobie to wyobrazić. Jeśli tutaj się nie wyświetla jest też u góry ☝)
- Jak to się stało? Przecież diabeł nie ma skrzydeł, do cholery! - na powrót się wściekłem.
- Lucyfer jest aniołem, tylko ,że zesłanym do piekła. Ja swoje wyciąłem na bunt, ale twoje... Twoje są jak nowe. I białe. Śnieżnobiałe. Takie jak prawdziwego anioła. - wyszeptał.
- Co to oznacza? - powiedziałem to bardziej z niepokojem, niż ze złością.
- Nie wiem, ale możesz jak najszybciej stad wyjść. Z tego miejsca. Lepiej byś zrobił to jak najszybciej. Widzę, że już umiesz samokontrolę. Mówiłem, że samo wyjdzie. - Fakt chciałem schować skrzydła i tak się stało. - A teraz skup się na Beacon Hills. Tym prawdziwym. Najlepiej Klinikę.
Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie klinikę weterynaryjną. Usłyszałem ciche szepty, a gdy otworzyłem swe oczy ujrzałem klinikę. Tą prawdziwą. Nie zrujnowaną!
- Jestem w domu! - wykrzyczałem tak głośno, że parę osób zwróciło na mnie swą uwagę. Obok mnie pojawił się Lucyfer.
- Wejdźmy.
Przesunął masywne drzwi,na których pisało " ZAMKNIĘTE " choć to tylko podpucha, by nikt nie przeszkadzał.
- Scott! Malia! Liam! Deaton ! Lydia! - czułem ich wonie tak dokładnie, choć dzieliły nas dwa grube mury. Wychylili się zza rogu i zbledli.
- S - Stiles? - wyszeptała Lydia. - To ty?
Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, a za chwilę jeszcze bardziej. Scott, Malia i Liam przyszli mnie przytulić, nawet Deaton, a gdy tylko każdy się odsunął ujrzałem Lydie. Płakała.
- Hej, Lyds, jestem tutaj. Prawdziwy ja. Nie pł... - ale nie dane było mi dokończyć słów, gdyż truskawkowy blond po prostu się na mnie rzucił. Całowała mnie tak łapczywie, jakby co najmniej nie widzieliśmy się od podstawówki. To był już drugi raz odkąd czułem usta Lydii Martin. Nikt nie chciał przerywać tej chwili, ale byli zmuszeniu.
- Jak ci się udało wydostać? - zapytał weterynarz nie dowierzając.
Popatrzyłem na Lucyfera. Pokiwał głową. Inni też to zobaczyli.
- Nie ma sposobu. Nie mogliście mnie uratować. Tylko Lucyfer... - urwałem. - Tylko Lucyfer dał mi wybór. Mógłbym trafić do piekła, albo... - po raz drugi urwałem. - Albo nim władać.
Na twarzach moich przyjaciół pojawił się szok.
- Jesteś diabłem!? - wykrzyczał Liam. - O cholera, jak dobrze, że się tu przeprowadziłem. Większego kabaretu nie znajdziemy.
Każdy skarcił go wzrokiem. Scott podszedł do mnie i położył mi dłonie na ramiona.
- Stiles, jesteś moim przyjacielem, bratem. - poprawił się zaraz. - Ale... - Ale nie chcesz mieć ze mną nic współnego? pomyslałem. - Mam nadzieję, że nadal jesteś sobą. I dobrze wiesz, że akceptujemy się tacy jacy jesteśmy. Chcemy ci pomóc. - z każdego jego zdania wybijała się szczerość.
- Wiem, ale to nie wszystko. - pokazałem im swoje skrzydła. Nadszedł czas szczerości.
CZYTASZ
I'll Never Forget You | Stydia cz.1, cz.2, cz.3
FanfictionCzęść 1 : - Dlaczego mi to robisz?! - wykrzyczałem już zdenerwowany. - Dlaczego do cholery dajesz mi nadzieje,a później chcesz zniknąć ?! Odpowiedz mi do cholery! Dlaczego?! - Tak będzie lepiej. Uwierz mi. Zapomnij. Zapomnij o mnie. - powiedziała z...