Od razu widać, że Carter Abarrow przeszedł w życiu więcej niż my wszyscy razem wzięci. Wygląda jakby przybiegł na lekcje prosto ze szpitala psychiatrycznego i nie mam pojęcia co o nim myśleć, mimo że widzę, jak oczy Sammy zabłysły na jego widok. Wzdycham, od razu przeczuwając, co się święci. Moja dziewczyna ma jakąś chorą ambicję ratowania wszystkich biednych i pokrzywdzonych. Z reguły mi to nie przeszkadza i tak samo było tym razem.
- Dzień dobry – głos Carter'a nie był do końca niski, brzmiał chłopięco, ale jednocześnie nie tak, jakby nie przeszedł mutacji. Był dojrzały, ale niezbyt niski, jak na faceta.
Czarnowłosy chłopak trząsł się lekko, jakby było mu zimno, co by mnie nie zdziwiło. Wciąż miał zaczerwienione policzki, pewnie od mrozu panującego za oknem, a na sobie miał zaledwie czarną, workowatą bluzę, spod której widać było raczej cienką, białą koszulkę, poplamioną czymś czerwonym. Jego spodnie miały dziury na kolanach i pierwsze, co pomyślałem na ten temat, to że przeziębi sobie stawy i w wieku trzydziestu pięciu lat będzie potrzebował kul do chodzenia. Poczułem jak kącik moich ust zwraca się ku górze, kiedy przeniósł ciężar ciała na prawą nogę, mierząc nauczyciela obojętnym, lekko znudzonym spojrzeniem. Co jakiś czas zerkał na coś z tyłu sali, ale za cholerę nie wiedziałem na co dokładnie. Mógł się patrzeć na cokolwiek; manekiny ze strojami historycznymi, porozwalane plakaty, modele i inne dziwne rzeczy wykonywane, przez prawie każdego w tej klasie, jeden z plakatów filmowych, zawieszonych nad gablotami z pracami plastycznymi lub rzeźbę, którą robiłem razem z Sammy.
Nawet nie zauważam, kiedy Carter zaczyna iść w moim kierunku. Czuję jak coś ściska mnie w brzuchu. Sam nie wiem czemu, sposób w jaki świdruje mnie swoimi ciemno- niebieskimi oczami sprawia, że staję się aż boleśnie świadomy każdego najmniejszego szczegółu w swoim wyglądzie. Wszystkich niedociągnięć, asymetryczności i odbarwień. Nagle to nabiera znaczenia, chcę, niemalże muszę, być idealny. Brunet posyła mi mały, krzywy uśmiech i zajmuje miejsce w ławce przede mną. Jeszcze długo wbijam spojrzenie w jego plecy, próbując odgadnąć, co jest nie tak z tym chłopakiem, że jednym spojrzeniem prowokuje w mojej głowie Wielką rewolucję francuską.
Ktoś rzuca we mnie zwiniętą w kulkę kartką, co dość brutalnie wyrywa mnie z myśli, od kiedy temu komuś udało się trafić mnie w oko. Przeklinam pod nosem, a słysząc stłumiony śmiech Sammy rzucam jej zirytowane spojrzenie, otwierając kartkę z ponurą determinacją. Jest tam napisane tylko „Ten nowy jest uroczy", więc odpisuję „Masz chłopaka" i odrzucam kartkę do właścicielki. Wraca do mnie prawie tak samo szybko z odpowiedzią „Chłopak nie ściana, można przesunąć". Naburmuszony, chowam liścik między strony książki i skupiam się z powrotem na chemii.
Lekcja kończy się zaskakująco szybko i wszyscy ociągają się przed ruszeniem ze swoich miejsc, jakby każdy z nich chciał porozmawiać z nowym chłopakiem, jednak nie był pewien jego reakcji. Brunet przez chwilę jeszcze patrzy się na tablicę, po tym jak nauczyciel już wyszedł, po czym wkłada do uszu słuchawki i siada przodem do klasy, żeby oprzeć się o ścianę. Dopiero teraz zauważam tatuaże na jego dłoniach. Na prawej, tej którą trzyma bliżej mnie, ma wytatuowanego ptaka w locie, nienaturalnie wygiętego, przypominającego trochę bardziej postać z kreskówki niż prawdziwe zwierzę. Na palcach widnieją litery „MISC" więc domyślam się, że na drugiej ręce kończy się słowo. Patrzę na atrament pod jego skórą jak zaczarowany. To nie tak, że nigdy wcześniej nie widziałem tatuaży, tylko bardziej dziwi mnie, że zrobił je już teraz, kiedy nawet nie wie co będzie robił w przyszłości. Jakby zupełnie o to nie dbał. Przenoszę wzrok na jego profil. Ma ostre rysy twarzy, pewnie również ze względu na to, jaki jest chudy i mimo ponurego, cierpiętniczego spojrzenia, jest w nim coś z dzieciaka. Może to wina lekko nadętej dolnej wargi, która sprawiała, że wyglądał odrobinę łagodniej, nie jak narkoman gotowy zabić za działkę, ale jak dziecko, które rozpłacze się, jeśli nie dostanie cukierka. Chłopak patrzy na mnie z uniesionymi brwiami i wrażenie się rozmywa. Widzę jak zaciska zęby i spina się lekko, jakby czekał na wyzwisko, czy jakąkolwiek zachętę do wszczęcia bójki, ale ja tylko odwracam wzrok i wstaję z ławki, zamierzając iść do Cleare'a i Sammy, którzy od początku przerwy stoją w progu sali i przyglądają się moim poczynaniom.
- Tylko żartowałam z tym chłopakiem, wiesz? – mówi Sam, udając obrażoną.
Ona to dopiero wygląda jak dziecko. Jest niziutka, najniższa w całej szkole i szczupła. Wygląda jak dziecko ze swoimi lekko skręconymi, blond włosami do obojczyków, dużymi oczami i ustami, wyglądającymi jakby była wiecznie naburmuszona albo gotowa na całusa.
- Wiem, co z tego? – unoszę brwi, przerzucając rękę przez jej ramiona i wychodząc na korytarz, popychając Cleare'a w przejściu, żeby się ruszył.
- Tak się wpatrywałeś w nowego, że aż się zrobiła zazdrosna – dorzuca od siebie Cleare, najprawdopodobniej tylko po to, żeby się odezwać.
Sammy i ja śmiejemy się niemal równocześnie, a blondyn wkrótce do nas dołącza. Tacy jesteśmy od zawsze, jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby było inaczej. Wiem, że gdzieś bardzo głęboko, gdzie nie dociera światło dnia, może na dnie dwunastnicy, Sammy jest o mnie zazdrosna, ale jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby zrobiła mi all inclusive scenę zazdrości. Przynajmniej nie na poważnie. Za to na Cleare'a potrafiła się nagle wydrzeć, że się ogląda za innymi, co jest całkiem zabawne, zwłaszcza na początku, kiedy Cleare nie ogarnia jeszcze, co się dzieje.
- Tak na serio... widziałeś tatuaże? – pyta blondynka nikogo konkretnego, dlatego równocześnie z Cleare'em potwierdzamy.- Są... dziwne. Niepowiązane, przynajmniej na pewno dla kogoś z zewnątrz. I ciężko od nich oderwać wzrok, ale mam niejasne wrażenie, że to już wina Carter'a.
- Za dużo myślisz Sammy – Cleare przewraca oczami i zawraca z powrotem w stronę klasy.
Niechętnie podążamy za nim. Jestem prawie pewien, że gdyby Sammy mogła stąd uciec na jakiś wygodnych warunkach, nie zastanawiałaby się nawet przez sekundę. Może nawet i po prostu uciec. Tak, ona i Cleare nie potrzebowali dużo, myślę że po prostu w jakiś sposób odpowiadało im to, jacy jesteśmy i jak wygląda nasze życie. Wystarcza, żebyśmy byli szczęśliwi, nawet jeśli nie mamy świata w garści i musimy chodzić do szkoły.
Następną lekcją jest angielski, na którym pojawia się już tylko połowa klasy. Z tego co wiedziałem dużo osób postanowiło zaliczyć w pierwszym semestrze przede wszystkim kursy z WOSu i historii, ale dla mnie najważniejsze są języki. Jesteśmy jedną z mniejszych szkół, przez co w klasie siedzi teraz zaledwie około siedmiu osób, wliczając w to mnie, Sammy, Cleare'a i Carter'a, który nawet nie udaje, że słucha nauczyciela. Chyba nie do końca wie, czemu teraz jest nas tak mało, cały czas niespokojnie wierci się na krześle i rozgląda, jakby oczekiwał, że stanie mu się coś złego. Wzdycham pod nosem, zastanawiając się, co właściwie ktoś taki jak Carter robi tutaj. Na kompletnym zadupiu, w którym nie masz przyszłości. Przynajmniej nie takiej, jakiej ja chcę, a on nie wyglądał na kogoś, kto chciałby tego, co ma do zaoferowania Rejkiawik.
Nagle Carter odwraca się do mnie, jakby wyczuwając mój wzrok, na co odchylam się gwałtownie na oparcie krzesła. Przez chwilę chłopak patrzy na mnie swoim pustym spojrzeniem, nim w jego oczach dostrzegam małe ogniki rozbawienia.
- Masz gumkę? – pyta niewinnie, na tyle cicho, by nie przyciągnąć uwagi nauczyciela.
- Co? - pytam głupio, nie rozumiejąc o co mu chodzi, chociaż zadał mi tak proste pytanie.
- Czy masz gumkę? Do ścierania – dodaje chłopak.
Widziałem jak drżą mu kąciki ust, kiedy walczy sam ze sobą, żeby się nie uśmiechnąć. Czuję jak pieką mnie policzki, a w głowie policzkuję samego siebie za bycie głupim. Kiwam szybko głową i z najmniejszej kieszeni plecaka wyciągam gumkę, którą podaję chłopakowi, uśmiechając się niepewnie. Carter unosi brwi, uśmiechając się lekko. Jego usta cały czas są ustawione tak, jakby trzymał coś między wargami, ale zwraca się na to uwagę dopiero po kilku chwilach. Brunet zbiera się, żeby wziąć gumkę zdecydowanie zbyt długo, żeby sytuacja była komfortowa i rumieniec nie ma szans zniknąć z moich policzków. Czuję na sobie spojrzenia wszystkich pozostałych pięciu osób w klasie, które mierzą mnie i Carter'a krytycznym spojrzeniem, ale on zdaje się nie zwracać na nich uwagi. Wreszcie bierze przedmiot, w nieco dziwny sposób, sprawiając, że gdyby nie gumka wyglądałoby to, jakbym trzymał go za rękę.
- Dzięki – rzuca od niechcenia i już w normalnym tempie odwraca się przodem do swojej ławki.
Nauczyciel odchrząkuje lekko, posyłając mi ostrzegawcze spojrzenie, nim wraca do prowadzenia lekcji, a ja odchylam się na oparcie krzesła, przeciągając ręką po twarzy. Cholera, co jest z tym chłopakiem?
CZYTASZ
Choking Games
RomanceCarter jest dobry w piciu, paleniu i obciąganiu. Ace jest dobry z fizyki, matematyki i angielskiego. Idealny świat Ace'a Tómassona zostaje wywrócony do góry nogami i przewrócony na lewą stronę przez Cartera Abarrow, nowego ucznia z Walii. The Chokin...